Michał Białoński, Interia: Gdy w listopadzie w meczu z Andorą dostałeś żółtą kartkę, która eliminowała cię z meczu z Węgrami wszyscy się ucieszyli - miałeś być gotowy na baraże. Nikt się nie spodziewał, że świat stanie na głowie. Najpierw porażka z Węgrami, przez którą straciliśmy rozstawienie, później ucieczka Paula Sousy, długie poszukiwania nowego trenera. Najgorsze wydarzenia nastąpiło jednak 24 lutego, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę. Niejako odpryskiem była twoja ucieczka z Krasnodaru. Rozwlekła w czasie. Grzegorz Krychowiak: - To prawda. Wiele się wydarzyło w ostatnich czterech miesiącach. Gdy przypomnę sobie mecz z Węgrami na poprzednim zgrupowaniu, to odnoszę wrażenie, że minął już szmat czasu. Doszło do zmiany selekcjonera, ja zaś zmieniłem klub, więc dużo się działo. Najważniejsze, że pod względem sportowym wszystko idzie w odpowiednim kierunku. Krychowiak: To była długa podróż Klub zmieniałeś w niecodziennych okolicznościach, z dwoma walizkami, pięciogodzinną podróżą samolotem, by móc dolecieć do Moskwy, stamtąd do Stambułu, z Turcji do Warszawy i dopiero z Okęcia do Aten. - Faktycznie, podróż była bardzo długa. Patrząc na okoliczności, najważniejsze, że wydostałem się z Rosji. To nie było takie łatwe, anulowano wiele lotów. Dla mnie liczył się czas. Chciałem, jak najszybciej opuścić Rosję i zacząć grać. Sytuacja z wojną miała negatywny wpływ na końcówkę mojego okresu przygotowawczego, gdy wychodziliśmy już na ostatnią prostą i mieliśmy zacząć grać mecze. Wszyscy wiedzą, jak wyglądała sytuacja. Nie mogliśmy grać. Gdy wspólnie z kolegami z kadry decydowałeś się na bojkot meczu z Rosją, a ty, będąc w tym kraju, opublikowałeś w swoich mediach społecznościowych treść sprzeciwu "nie wyobrażamy sobie grać przeciwko Rosji", nie powiedziałeś sobie: "O cholera, przepadnie mi być może ostatni w życiu mundial". Była w ogóle taka kalkulacja? - Oczywiście, ryzyko przegrania walkowerem istniało w momencie, w którym decydowaliśmy się na bojkot. W mojej głowie było tylko odpowiednie przygotowanie się do marcowego zgrupowania. Najpierw poprzez grę w Krasnodarze, a gdy wybuchła wojna, nie chciałem już grać w Rosji i podjąłem decyzję o zmianie kraju i klubu. Krychowiak: Tak dowiadywałem się prawdy o wojnie Tymczasem w Rosji nie jest łatwo dotrzeć do prawdy o wojnie. Tamtejsze media uparcie lansują tezę o wyzwoleńczej misji przeciwko faszyzmowi. Pod wpływem tej oszczerczej kampanii nie miałeś problemów z odróżnieniem białego od czarnego? - Faktycznie, informacje, które są przekazywane przez rosyjskie media są zupełnie inne niż w reszcie Europy. Wojna nigdy nie będzie rozwiązaniem żadnego problemu! Skąd dowiadywałem się prawdy? Śledziłem na portalach społecznościowych to, co się dzieje na Ukrainie. W Rosji był spokój, ale śledziłem też to, co mnie dotyczy bezpośrednio. Sankcje nakładane na Rosję, dotknęły również mnie, czyli na osobę, która z wywołaniem wojny na Ukrainie nie miała nic wspólnego. Czytaj także: Boniek: Powiedzcie o tym Lewandowskiemu, to się obrazi Do Krasnodaru i tak będziesz musiał wrócić. Zostało tam twoje mieszkanie, a w nim rzeczy. Wyobrażasz sobie grę w Rosji w nowym sezonie? - Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiem, co się stanie jutro i za tydzień, nie wiadomo, jaka będzie sytuacja na świecie. Na razie sytuacja jest na tyle dynamiczna, że ciężko coś planować a mój kontrakt jest ważny. Z ofert klubów z Niemiec, Włoch i Hiszpanii nie mogłeś skorzystać przez blokadę tamtejszych lig, która jest wbrew decyzji FIFA o możliwości dokonywania transferów zawodników uciekających z Rosji i Ukrainy do 7 kwietnia. Nie dziwiła cię ta narzucona przez ligi blokada? - Nie rozmyślałem w kategoriach zdziwienia czy jego braku. Podszedłem do tego bez emocji: sytuacja jest taka, a nie inna. Interesował mnie jak najszybszy powrót do gry w piłkę. Nie starałem się analizować, dlaczego jest taki, a nie inny wybór lig. Krychowiak: To w AEK Ateny powoduje negatywną atmosferę Byłeś blisko porozumienia z Legią Warszawa, ale postawiłeś na AEK Ateny. Co zdecydowało? - Wybór silniejszej - w mojej opinii - ligi. Chcę pomóc klubowi w walce o europejskie puchary i przede wszystkim grać w piłkę, bo to w dalszym ciągu stanowi dla mnie największą przyjemność. Szukając nowego klubu brałem pod uwagę również to, aby liga się zakończyła tak jak większość - w połowie maja. Porównując po tych pierwszych dniach AEK Ateny do klubów takich jak Sevilla czy Krasnodar, wyłączając PSG, bo to jednak inna półka, to jak postrzegasz organizację tego klubu? - Jest bardzo dobra. Klub zwolnił w tym sezonie już dwóch trenerów, co zawsze powoduje negatywną atmosferę. Ogólnie AEK Ateny to klub z wielką przyszłością. Za dwa miesiące odda do użytku nowy, piękny stadion. Klub ma fantastycznych kibiców i odpowiedni budżet, żeby walczyć o europejskie puchary. AEK Ateny to bardzo ciekawy projekt. Krychowiak: Przez grypę nie powinienem grać w ostatnich meczach, ale potrzebowałem minut i kilometrów Z trenerem Michniewiczem szybko osiągnęliście porozumienie w sprawie twej ewentualnej gry w barażu. Obaj uznaliście, że jeżeli forma fizyczna nie będzie dostatecznie dobra, to nie wystąpisz. Nie byłeś zadowolony z debiutu w AEK Ateny, w drużynie szalała grypa, która nie oszczędziła także ciebie. Ale czy po 60 minutach przeciw Szkocji jesteś bliżej pierwszego składu? Czy kadra inaczej funkcjonuje niż za czasów Sousy czy Brzęczka? Gołym okiem widać, że macie więcej zajęć na boisku, choć jesteście podzieleni na grupy. We wtorek przed odlotem do Szkocji trener Michniewicz przeprowadził trzy godzinne treningi, w części uczestniczyli juniorzy GKS-u Katowice. - Patrząc na brak czasu i rangę spotkania, w którym nie ma marginesu na pomyłkę, trener robi, co może. Na początku misji chyba u każdego trenera treningi są dłuższe i jest ich więcej. Czesławowi Michniewiczowi również chodzi o to, abyśmy jak najszybciej zrozumieli jego wizję. Zatem pod tym względem nie ma różnicy, ale patrząc na okoliczności, to razi przede wszystkim brak czasu i waga barażu ze Szwecją, z której każdy zdaje sobie sprawę. Czytaj też: Michniewicz podniósł kurtynę! "Zawodnicy to wiedzą" Krychowiak: Czy mecz ze Szkocją był potrzebny? Tak funkcjonuje futbol Czy mecz ze Szkocją w ogóle był potrzebny? Straciliśmy Arka Milika, Bartka Salamona. Z drugiej strony, gdybyśmy go nie zagrali, Szwedzi by narzekali, że jesteśmy w pozycji uprzywilejowanej. Na dodatek trener Michniewicz nie miałby żadnego poligonu doświadczalnego. - Ja nie lubię myśleć w ten sposób: "A co by było gdyby?". Jest, jak jest. Zagraliśmy mecz, kilku zawodników doznało kontuzji. Taka jest piłka nożna. Nieszczęście jednego oznacza szczęście drugiego. Liczę na to, że zawodnicy, którzy wejdą na boisku w zastępstwie kontuzjowanych, wykorzystają szansę. Tak funkcjonuje futbol. Skupmy się na tym, co przed nami, a czeka nas bardzo interesujący i ciekawy mecz. Szwecja pokonała Czechów, a wcześniej nas na Euro. W czym tkwi jej siła? - Szwecja to bardzo dojrzały zespół, który bardzo dobrze broni, jest świetnie zorganizowany. Gra w systemie 1-4-4-2, w którym wydaje mi się, że najlepiej się broni. Szwedzi nie szukają kombinacyjnej gry, tylko stosują długie podania w kierunku rosłych napastników. Polują na drugie i przypadkowo odbite piłki, w ten sposób starają się kreować sytuacje. Zagrażają też po stałych fragmentach gry. To bardzo niebezpieczny rywal, więc trzeba się do niego odpowiednio przygotować. Znasz dobrze z Krasnodaru skrzydłowego Szwedów - Viktora Claessona. W odróżnieniu od ciebie on nie czekał na znalezienie nowego klubu, tylko od razu opuścił Rosję. Będąc na zgrupowaniu kadry on nie ma przynależności klubowej. Rozmawialiście o sytuacji i czekającym nas meczu? I jak Viktora oceniasz? - To bardzo dobry zawodnik, który dużo biega i w system, jaki preferują Szwedzi bardzo dobrze się wkomponował. A że wyjechał z Rosji przed znalezieniem nowego klubu? Nie mnie to oceniać. Każdy decydował indywidualnie. Na pewno brak systematycznej gry i treningów z zespołem musiały na niego wywrzeć negatywny wpływ. Nie jest przygotowany w stu procentach. Krychowiak: Ktoś w Rosji chciał mnie postawić w negatywnym świetle Gdy ważyły się losy obcokrajowców w Krasnodarze, rosyjskie media informowały, że jesteś przywódcą buntu. Ty temu zaprzeczyłeś. Skąd zatem taka nagonka na ciebie? Wolałeś grać ze Czechami czy Szwedami, z uwagi na możliwość rewanżu za ME? - Nie lubię wybierać przeciwników. Zagramy ze Szwecją i koniec dywagacji. Sam uciekłeś z Rosji, Maciej Rybus z niej nie mógł przyjechać na zgrupowanie, bo złapał koronawirusa. Ale jest Sebastian Szymański, który dalej gra w Dynamie Moskwa, choć jego menedżer zapewnia, że najpóźniej latem przeniesie się do Hiszpanii. Rozmawialiśmy cię o tym z Sebastianem, jak on widzi dalszą grę w Rosji? W Polsce była burza, gdy kapitan kadry koszykarzy Mateusz Ponitka kontynuował grę dla Zenita, mimo że światowa koszykówka nie stworzyła takiej furtki na zrywanie kontraktów w Rosji, jak uczyniła to FIFA. - To jest indywidualna decyzja i każdy musi ją podjąć sam. Ja nie będę nikogo namawiał, przekonywał do tego, co musi zrobić. Przede wszystkim w sytuacji Sebastiana, podobnie jak to było w mojej , trzeba znaleźć plan B. Nie można powiedzieć: "Ok, odchodzę", po czym spakować się i pojechać do domu. Każda decyzja ma swoje konsekwencje, dlatego musi być dokładnie przemyślana. Co sądzisz o sytuacji Karola Świderskiego. Najpierw jego klub Charlotte przysłał zaświadczenie o kontuzji, tymczasem w sobotę Karol zagrał i strzelił dwa gole, co spowodowało irytację polskich kibiców. Nie powinien być z wami na zgrupowaniu przed meczem czterdziestolecia, jak to mawia Adam Nawałka? - Nie znam za bardzo detali jego kontuzji, jakiej doznał przed zgrupowaniem. Skoro nie przyjechał na kadrę ze względu na uraz, to miał podstawy i sztab medyczny podjął decyzję. Wielu napastników mamy kontuzjowanych, więc patrząc na to, co się stało, może byłoby lepiej, gdyby Karol był z nami, ale nie znam kulisów tego wszystkiego, więc ciężko mi to ostatecznie ocenić a podejmować decyzję po fakcie zawsze jest łatwiej. Jak reagujesz na głosy mówiące, że nie stanowicie już tak zgranej paczki jak podczas Euro 2016, tylko w kadrze jest kilka obozów, niekoniecznie ciągnących wózek w tę samą stronę? Jesteście w stanie obudzić w sobie tamtego ducha, który doprowadził was do ćwierćfinału mistrzostw Europy? Stanowić brygadę "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"? - Oczywiście, że tak! Gramy przede wszystkim dla reprezentacji Polski, a to wielkie wyróżnienie, wielka duma. Każdy wie, o co gra. Od Euro 2016 minęło już sześć lat, więc to normalne, że zespół się zmienił w tym czasie, chociaż niemało nas jeszcze zostało. Oczywiście, że jesteśmy w stanie się zakwalifikować na MŚ. Mamy odpowiednio silny zespół do zrealizowania tego celu. Trener Szwecji Janne Andersson stawia nas w roli zdecydowanego faworyta. Tak naprawdę w meczach o stawkę pokonaliśmy ich tylko raz, podczas MŚ 1974 r. Zatem wygląda to na grę psychologiczną przed meczem. Dlaczego nam się tak ciężko zawsze gra przeciw Szwedom? - Ciężko mi powiedzieć. Wiem jedno - ten wtorkowy mecz jest tak ważny, że odbiegając od aspektów piłkarskich, istotna będzie głowa. Odpowiednie podejście do tego spotkania. Co masz na myśli? - Koncentrację. Żeby nie popełnić błędu przez 90 minut, a także w dogrywce, jeśli do niej dojdzie. Każde potknięcie może mieć negatywny wpływ, może też zabraknąć czasu na jego naprawę. Trener Michniewicz na początku zgrupowania zapowiadał, że nie ruszy ustawienia trójką obrońców, jakie odziedziczył po Paulo Sousie. Gdy jednak posypały się kontuzje, nie wykluczył, że zagramy czterema obrońcami. Nie zmienia to faktu, że musimy mieć znacznie lepszą grę defensywną niż za Sousy. Możliwa jest znacząca poprawa w tak krótkim czasie? - Trener się zastanawia nad tym, czy mamy grać trójką, czy czwórką defensorów. Zmiana niby duża, istotna, ale pamiętajmy o tym, że wszyscy zawodnicy grali w obu ustawieniach. Zatem nieważne, jaką trener Czesław Michniewicz podejmie decyzję, powinniśmy sobie poradzić w obu ustawieniach. Gdy w czerwcu 2016 r. PSG zapłaciło za ciebie prawie 27 mln euro uznaliśmy to za niesamowity sukces. Do dziś to trzeci najwyższy transfer Polaka. Tylko Napoli za Arka Milika (32 mln euro) i Milan za Krzyśka Piątka (65 mln euro) zapłaciły więcej. Z drugiej strony było ryzyko, że w PSG nie będziesz wiodącą postacią w zespole. Z perspektywy minionych sześciu lat postąpiłbyś inaczej? Poszedł do klubu, w którym grałbyś częściej? - Wiele lat spędziłem we Francji, mam francuską żonę, znałem ligę, trenera i dyrektora sportowego. Uwielbiam tamtejszą kuchnię i kulturę, Francja to mój drugi dom. Co mogło się nie udać (śmiech)? Czasem tak jest, przeszłości już nie zmienimy, trzeba patrzeć do przodu. Dzisiaj, mając przy transferze takie same dane, postąpiłbym tak samo. Jak się czujesz w roli celebryty, bohatera mediów plotkarskich? Uważasz, że to pomocne, bo sława rośnie, czy czasem spycha na drugi plan Krychowiaka - sportowca? - Doniesienia mediów plotkarskich nie mają wpływu na moją grę. Ja zawsze skupiam się na piłce, a to, co się mówi i pisze o mnie jest sprawą drugoplanową. Jeżeli jest się piłkarzem i od lat gra się w reprezentacji Polski, to normalne, że jest się ocenianym, będąc na świeczniku. Ale ja mam "fokus" przede wszystkim na piłkę nożną. Robert Lewandowski stawia sobie ambitny cel, by zawodowo grać w piłkę na wysokim poziomie jeszcze przez cztery, a nawet pięć lat. Jesteś od niego o pół roku młodszy. Widzisz już na horyzoncie metę? - Najważniejsze jest to, że czuję się bardzo dobrze. Będę grał tak długo, jak piłka mi będzie sprawiała przyjemność i zdrowie na nią pozwoli. Możliwy jest mundial z Grzegorzem Krychowiakiem za cztery lata i to w roli piłkarza, a nie eksperta? - W piłce wszystko jest możliwe. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia