Podczas Euro 2020 Kamil Grosicki był jednym z największych nieobecnych w kadrze reprezentacji Polski, a decyzja Paulo Sousy o braku powołania dla skrzydłowego była szeroko komentowana. Przed mistrzostwami świata w Katarze "Grosik" znalazł się wśród szczęśliwców wytypowanych przez selekcjonera Czesława Michniewicza i choć nie odegrał większej roli w naszej kadrze, zanotował ożywcze wejście z ławki w meczu z Francją - podobnie jak w towarzyskim meczu z Chile przed wylotem do Kataru. To właśnie po zagraniu Kamila Grosickiego Polacy otrzymali rzut karny w starciu z "Trójkolorowymi", który wykorzystał - przy drugim podejściu - Robert Lewandowski. Zobacz także: Szokująca decyzja gwiazdy futbolu. Jest pilny komunikat! Reprezentacja Polski. Kamil Grosicki liczy na dalszą grę w kadrze W rozmowie z portalem Gol24.pl 24-letni skrzydłowy przyznał, że ten krótki występ w 1/8 finale mistrzostw świata i wyczekiwany przez 36 lat awans odwiodły go od podjęcia decyzji o zakończeniu kariery reprezentacyjnej. - Przyznam, że były nawet takie plany, ale przy takim scenariuszu, że nie wychodzimy z grupy i generalnie byłby to słaby turniej w naszym wykonaniu, a ja nie odegrałbym żadnej roli w tych mistrzostwach. Było jednak inaczej. Te kilka minut na boisku pokazało mi, że jeszcze jestem w stanie dać tej reprezentacji dużo. Czy to wchodząc w pierwszym składzie czy tylko jako rezerwowy - przyznał Kamil Grosicki. - Kto się zna na piłce, ten widział, że jak wchodziłem na boisko to chciałem po prostu wykorzystać każdą minutę w meczu. Podchodziłem do tego, jakby to była moja ostatnia minuta w reprezentacji, ale też mi to pokazało, że jak będę dalej w formie w Pogoni Szczecin, będę dobrze się prezentował, to jeszcze ostatniego słowa w reprezentacji nie powiedziałem. Tak chcę do tego podchodzić - dodał. Teraz Kamil Grosickiego czeka powrót na boiska PKO Ekstraklasy. W pierwszym meczu po przerwie zimowej jego Pogoń Szczecin zmierzy się 28 stycznia na wyjeździe z Widzewem Łódź. Sprawdź również: Afera! Kylian Mbappe grzmi, francuska minister żąda przeprosin. "Haniebny brak szacunku"