Chcieliśmy się dowiedzieć czegoś o belgijskiej piłce, więc wydawał się być kandydatem idealnym. Doświadczony bramkarz, wicemistrz olimpijski, na stałe mieszkający w Belgii. Szybko dał jednak do zrozumienia, że fachowej analizy nie przeprowadzi. - Przykro mi, ale o piłce nie porozmawiamy. Nie oglądam meczów, nie czytam gazet, niewiele mnie to wszystko interesuje. Do takiego wywiadu musiałbym się porządnie przygotować, bo nie wiem, co się w piłce dzieje - podkreśla. Mówi to człowiek, który w pewnym momencie należał do zespołu sportowych bohaterów narodowych. W 1992 r. na IO w Barcelonie Andrzej Juskowiak strzelał jak na zawołanie, Marek Koźmiński rządził defensywą, a uderzenia rywali w nieprawdopodobny sposób bronił właśnie Kłak. Dziś pierwszy jest piłkarskim ekspertem, drugi wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, a trzeci? - U mnie też wszystko w porządku. Jeżdżę w Belgii autobusem i chodzę po górach - uśmiecha się Aleksander Kłak. W Barcelonie miał 22 lata i na koncie ponad 30 meczów w ekstraklasie (w Igloopolu Dębica). Niby jeden z wielu solidnych ligowców, ale na IO błysnął talentem. W meczach grupowych przeklinali go Włosi i Kuwejtczycy, a pokonali dopiero Amerykanie. W ćwierćfinale gola nie puścił, jednego rywale wbili mu w półfinale, a w meczu o złoto zanotował nawet asystę. Polacy przegrali jednak z Hiszpanią 2-3. Po tym turnieju Kłakiem miało interesować się Blackburn Rovers czy Olympique Marsylia, ale do tak dobrych lig nigdy nie trafił. Poza tym miał wiele problemów pozaboiskowych spowodowanych głównie alkoholem. W "Przeglądzie Sportowym" zdradził, że pod wpływem spowodował wypadek samochodowy, z czasem zaczął też tracić wzrok, a kontuzje próbował leczyć u szamanów. Nie panował nad agresją, obawiał się paraliżu. Z wieloma problemami już się uporał i jest człowiekiem głęboko wierzącym. Kilka lat temu trenował dzieci, ale dziś nie ma już na to czasu. Jedyne więc co łączy go z piłką to wspomnienia. - No, trochę się pozmieniało, prowadzę inny tryb życia. Wolny czas spędzam w górach. Czasem w niemieckich, czasem chodzę po Tatrach. Na stadion idę, jak wyciągną mnie znajomi, ale to nie zdarza się często - kończy Kłak. Autor: Piotr Jawor