Jacek Gmoch: Przed MŚ musimy wiedzieć wszystko! Michał Białoński, Interia: Jak pan ocenia losowanie MŚ w Katarze, podczas którego trafiliśmy do grupy C z Meksykiem, Arabią Saudyjską i Argentyną. Pana zespół w 1978 r. poradził sobie z Meksykiem, wygrywając 3-1, ale z Argentyną poszło już gorzej - przegraliśmy 0-2, choć przy stanie 0-0 mieliśmy rzut karny. Jacek Gmoch, selekcjoner reprezentacji Polski podczas MŚ 1978 r.: Nie jest to złe losowanie, ale musimy mieć maksymalną koncentrację i optymalne przygotowanie w każdym aspekcie: wiedzieć wszystko o rywalach i stadionach, na jakich będziemy grali. Nie ma pan wrażenia, że w Polsce nie docenia się Meksyku, który jest dziewiąty w rankingu FIFA? - W Polsce nie docenia się nie tylko Meksyku, ale też Arabii Saudyjskiej. Tymczasem na mundialu w ogóle nie ma słabych drużyn. Przecież mistrzostwa odbędę się w Katarze, na Półwyspie Arabskim. Pamiętamy jak na MŚ w piłce ręcznej w 2015 r. przegraliśmy półfinał z Katarem, który został wtedy wicemistrzem świata, można powiedzieć, że kupił sobie ten medal, sądząc po składzie naszpikowanym naturalizowanymi zawodnikami. Teraz Arabia Saudyjska, która jest przecież sąsiadem Kataru, przygotuje na mundial silną reprezentację. Już przypadek piłkarzy ręcznych Kataru pokazuje, że nie wolno lekceważyć także futbolistów Arabii Saudyjskiej. Czytaj też: Michniewicz dla Interii: Ważne, by naród mnie akceptował Wygrali dwumecz z Australią, pokonali też Japonię. - To również dobrze o nich świadczy. Ich francuski trener Herve Renard ma polskie korzenie, więc mecz z nami będzie dla niego miał szczególne znaczenie. A jak pan ocenia Meksyk? - Groźny zespół. Pamiętajmy, że w tym kraju grał Grzegorz "Bolek" Lato, w CF Atlante. Meksyk to bogaty kraj, m.in. dzięki złożom ropy naftowej, od dawna ma mocną piłkę i silną ligę. Meksykanie w piłce są zakochani od lat. Podkreślam, nikogo nie wolno lekceważyć. Globalna wioska sportowa spowodowała, że nie ma już słabych, również dzięki naturalizacjom piłkarzy z lepszych piłkarsko krajów. Czytaj też: Matty Cash spełnił obietnicę! "Dawaj, po kieliszku pierdykniemy" Na co stać nasz zespół? Ja z kadrą w 1978 r. zająłem piąte miejsce na świecie, niektórzy twierdzą, że ósme, a jeszcze inni negują te mistrzostwa, wymieniając tylko te z 1974 r., 1982 r, 1986 r. i te późniejsze, łącznie z Nawałką i 2018 r. A mnie nie ma! Miałem nawet zadzwonić i zapytać, czy cenzurę na mnie wprowadzili? Podobnie jak za czasów komuny, gdy mojego nazwiska nie wolno było wymieniać. Czy trener Michniewicz poradzi sobie? Wszystko wskazuje na to, że stracił w perspektywie MŚ Jakuba Modera, którego tak pan zachwalał w rozmowie z Interią. Moder ma zerwane więzadła krzyżowe, czeka go operacja i długa rehabilitacja. - Wiem, że współczesna medycyna jest w stanie postawić go na nogi znacznie szybciej niż miałoby to miejsce dawniej. Chodzi mi o metodę, w której wykorzystuje się materiał z rzepki kolana do rekonstrukcji więzadeł. Moder będzie operowany w Rzymie, u profesora Marianiego, który leczył m.in. Arkadiusza Milika. - W czasach, gdy prowadziłem Olympiakos Pireus korzystałem z usług ortopedy, który był lekarzem reprezentacji Szwecji. Bardzo dobrze się znaliśmy. On postawił na nogi, po ciężkiej kontuzji kolana, Lajosa Detariego. Dzięki temu lekarzowi Detari grał po zaledwie trzech tygodniach przerwy, a po tygodniu od operacji już zaczął chodzić! Dlatego wybór lekarza i metody leczenia ma kluczowe znaczenie. Przypadek Detariego to rok 1988, a dziś medycyna zrobiła jeszcze większe postępy. Czytaj także: Michniewicz: Gerrard nie dotrzymał słowa ws. Casha Detariego kupiliśmy do Olympiakosu z Eintrachtu Frankfurt za równowartość dzisiejszych 9 mln euro. Wspólnie z prezesami klubu wypatrzyliśmy go podczas finału Pucharu Niemiec, w którym strzelił bramkę na wagę zwycięstwa, z rzutu wolnego. W tamtych czasach to był trzeci najwyższy transfer na świecie! - Okazało się, że Detari przyszedł z kontuzją, o czym nie wiedzieliśmy. Na szczęście mój dobry znajomy lekarz ze Szwecji postawił go na nogi. Trener Gmoch dostanie medal na 50-lecie złota IO! Znany i ceniony dziennikarz Andrzej Person zdradził mi, że czeka pana miła uroczystość: wręczenie kopii złotego medalu za mistrzostwo olimpijskie z 1972 r., gdy był pan asystentem Kazimierza Górskiego. - Faktycznie, jest na to szansa. Pan Kazimierz dostał kopię medalu, ja jej nie otrzymałem. Powinno się to nadrobić teraz, z okazji 50-lecia zdobycia złota olimpijskiego. Poprosiłem prezesa PKOl Andrzeja Kraśnickiego i medal dla mnie został zrobiony w Poznaniu, koszty pokrył PKOl. Wkrótce nastąpi jego oficjalne wręczenie Jak to się stało, że nie dostaliście tych medali podczas igrzysk? - Złote medale na IO w Monachium dostawali tylko zawodnicy i to tylko ci, którzy grali w finale. Było ich 12. Trenerzy nie dostawali. Jako jedyny wszedł Ryszard Szymczak i dostał medal, ale potem mu odebrali i przekazali Szymanowskiemu. Faktycznie. Wyjściowa jedenastka z finału z Węgrami, który wygraliśmy 2-1 po bramkach Kazimierza Deyny to: Hubert Kostka - Zbigniew Gut, Jerzy Gorgoń, Lesław Ćmikewicz, Zygmunt Anczok - Zygfryd Szołtysik, Jerzy Kraska, Deyna, Zygmunt Maszczyk - Włodzimierz Lubański, Robert Gadocha. Jedynym, którym został wprowadzony na zmianę, był Ryszard Szymczak, który w 76. minucie zastąpił Deynę. - To prawda. Nasz podstawowy obrońca Antek Szymanowski miał kontuzję, przez którą w finale nie mógł grać, ale pan Kazimierz zarządził, że Szymczak ma oddać medal Szymanowskiemu. Nie wiem nawet, czy Rysio dostał później kopię tego medalu. Takie były czasy, liczba medali była mocno ograniczona. Rozmawiał: Michał Białoński, Interia