W całym zamieszaniu nie można zapominać o tym, w jakich okolicznościach Czesław Michniewicz rozpoczął swoją pracę. Stanowisko objął po dezercji Paulo Sousy dokładnie 31 stycznia, czyli zaledwie 52 dni przed kluczowymi dla reprezentacji meczami barażowymi, które miały przesądzić o naszym awansie na mundial. Oczywiście, nominacja momentalnie wywołała spore poruszenie pod hasłem "Fryzjer - 711". Sportowo jednak wybór jak najbardziej się bronił i wydawał optymalny - wszak podczas dotychczasowej pracy Czesław Michniewicz dał się poznać jako gorliwy wyznawca pragmatyzmu (w dobrym tego słowa znaczeniu) i skuteczny "zadaniowiec", który potrafi wywiązać się z postawionych celów. Tak było i tym razem. Baraż ze Szwecją, czyli jak dobrze rozpocząć pracę z reprezentacją Polski Dużo pomógł nam jednak splot koszmarnych okoliczności. Pierwszą misję trenera Michniewicza znacząco ułatwiło bowiem wykluczenie reprezentacji Rosji z barażowej rozgrywki o mundial. Wyprawa do Moskwy zapowiadała się, jako piekielnie wymagające wyzwanie, na którym z całą pewnością mogliśmy polec. Zamiast tego sztab szkoleniowy "Biało-Czerwonych" mógł szybko skupić się od razu na starciu ze Szwecją (lub Czechami). Rozegrane na Stadionie Śląskim spotkanie z ekipą "Trzech Koron" uwydatniło większość zalet Czesława Michniewicza. Selekcjoner doskonale rozpracował rywala i ułożył "plan anty Szwecja", który koncertowo zrealizowali jego podopieczni. Co ważne, po bramce na 1:0 zdobytej przez Roberta Lewandowskiego, Polacy nie zatrzymali się - chcieli więcej i to dostali. Gra naszych piłkarzy sporymi fragmentami mogła się podobać. Niezwykle aktywny i efektowny był Robert Lewandowski. A gdy Piotr Zieliński strzelił gola na 2:0 można już było powoli powoli wyciągać szampany z chłodziarki. Ten mecz stanowił mocne podwaliny pod całą kadencję Czesława Michniewcza i dawał nadzieję na przyszłość. Liga Narodów - utrzymanie było, choć problemy też Kolejnym etapem - a zarazem celem - dla selekcjonera była Liga Narodów i walka o utrzymanie się w Dywizji A. Tu już nie było tak kolorowo - najpierw przyszło wymęczone zwycięstwo w meczu z Walią (w którym gola strzelił nam czwartoligowiec), a później tęgie lanie 1:6 od Belgii. Nastroje osłodził nam remis 2:2 z Holandią, lecz dwa kolejne starcia z Beneluksu zakończył się już porażkami. Na koniec jednak domknęliśmy zmagania ogrywając Walię i spokojnie utrzymaliśmy się w elicie Ligi Narodów. Można było jednak mieć spore pretensje do Czesława Michniewicza, lecz także jego poprzedników. Mimo upływu lat i kolejnych spotkań z topowymi drużynami w Lidze Narodów, wciąż nie nauczyliśmy się z nimi grać i stawiać im czoła. To miało się potwierdzić już w Katarze. Historyczny mundial, nie zapomnimy go nigdy. Także przez styl Być może to przykre doświadczenia z meczu z Belgią, być może spotkania z byłymi selekcjonerami, podkreślającymi wagę pierwszego meczu, a może wiara w to, że obroną wygrywa się tytuły i spełnia cele... Trudno na dobrą sprawę stwierdzić, co popchnęło Czesława Michniewicza do tak skonstruowanego planu na mundial. Oczywiście, trudno nie przyznać selekcjonerowi racji, gdy mówi, że kluczem był awans z grupy, a ten przecież udało się wywalczyć. Pytanie... jakim kosztem. I w jakim stylu. O kosztach mogą mówić głównie kibice, którzy męczyli przeokropnie swoje oczy podczas meczów z Meksykiem i Argentyną. To drugie spotkanie mogło zresztą zakończyć się traumatycznie. Na szczęście przypieczętowała awans do 1/8 finału. Można układać pieśni pochwalne na temat tego, jak cudownie trener Michniewicz poukładał naszą reprezentację w obronie. Prawda jest jednak zupełnie inna, a przy tym brutalna. Przez przeciekającą defensywę "Biało-Czerwonych" Wojciech Szczęsny był najbardziej zapracowanym bramkarzem mistrzostw świata. Nasz golkiper długo brylował w statystyce największej liczby udanych interwencji, a wyprzedził go dopiero reprezentant Chorwacji - Dominik Livaković i to... po półfinale. I podczas gdy piłkarze Maroka w siedmiu meczach pozwolili oddać rywalom zaledwie 14 celnych strzałów na swoją bramkę, Polacy w czterech meczach robili to dokładnie dwa razy częściej. Czy tak wygląda skuteczna gra w obronie? A że i w ataku wyglądało to - delikatnie mówiąc - mizernie, na Czesława Michniewicza spadłą fala krytyki, podbita jeszcze dodatkowo sprawą premii i konfliktu z dziennikarzami. Atmosfera zrobiła się gęsta i nieprzyjemna. A w takich warunkach trudno o sukces. Kluczowe mogły być jednak wypowiedzi samych piłkarzy. Po meczu z Francją Robert Lewandowski i Piotr Zieliński otwarcie mówili o tym, jak ich zdaniem powinna funkcjonować nasza reprezentacja. I to nie tak, że zawodnicy powinni wybierać sobie trenera. Lecz brzmiało to jak przesłanie całego narodu, który domagał się radości z gry naszej reprezentacji. Czesław Michniewicz to przeszłość. Co teraz z reprezentacją Polski? Trudno z całą stanowczością stwierdzić, by Czesław Michniewicz był w stanie to zagwarantować, skoro dotąd było trudno o widowiskową grę. A czy można za wszystko obwinić brak czasu? Selekcjoner reprezentacji Maroka pracował ze swoją drużyną o siedem miesięcy krócej niż nasz selekcjoner i mimo stawiania na siłę defensywy, był w stanie wraz ze swoimi podopiecznymi porwać kibiców na całym świecie. Moment na zmianę dowództwa i korektę kursu jest wręcz wymarzony. Przed nami eliminacje do Euro 2024 przez które - z całym szacunkiem do naszych rywali - powinniśmy przejść bez większych sztormów. To doskonała okazja, by stworzyć projekt, z którego będziemy dumni za dwa lata w Niemczech. By brzydkie kaczątko zmieniło się w łabędzia.