Z czwartego rzędu auli białopodlaskiej AWF słowom Ferrariego przysłuchiwał się Adam Nawałka. To on w najbliższych miesiącach ma udzielić odpowiedzi, albo jeszcze lepiej - udowodnić, że budowa takiej kadry jest jednak możliwa. Po latach niepowodzeń i upokorzeń apetyty polskiego kibica są wyostrzone, ale poprzeczka oczekiwań wisi niewysoko - satysfakcjonuje nam sam udział w imprezie, nikt już realnie nie myśli o walce o medale. Biała Podlaska to miejsce dotychczas nieszczególne na mapie Polski. Nawet prezes Boniek - w mowie otwierającej akademię trenerów - przejęzyczył się i nazwał ją Bielsko-Białą. Tylko od tych ludzi, którzy będą tam szkolić i tych, którzy będą szkoleni zależy, czy za kilka lat o tym miejscu będziemy mówić z dumą, jak Francuzi o Clairfontaine czy Włosi o Coverciano. Mamy wszelkie przesłanki ku temu, aby tak się stało. Merytorycznie całość poukładał wyszkolony w Niemczech trener Dariusz Pasieka, który jest otwarty również na inne wizje futbolu, niż ta spod znaku DFB. Na akademię w Białej Podlaskiej uczęszcza nowe pokolenie trenerów, którym obca jest korupcja i zakrapiane libacje jako główne danie tzw. szkolenia. Maciej Stolarczyk, Jerzy Brzęczek, Dariusz Dudek, Mariusz Rumak i 16 innych kursantów ma stworzyć nowy rozdział w historii polskiej myśli szkoleniowej. Tylko ich praca może spowodować, że owa myśl przestanie być postrzegana jako relikt czasów PRL-owskich. Adam Nawałka nie miał lekko. Wzbudzał największe zainteresowanie przedstawicieli mediów. Ze 20 razy musiał odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie powołał Kamila Glika ("Nikogo nie skreślam, chcę sprawdzić innych, by mieć gotowy wariant rezerwowy i wiedzieć na kogo mogę liczyć, gdy zdarzą się kontuzje, czy inne przypadki losowe"), zapewnił, że wciąż jest żądny trenerskiej wiedzy i systematycznie ją pogłębia. Boniek trafił w "dychę" zapraszając Ferrariego. Człowiek starej daty, jak np. u nas pan Antoni Piechniczek, ale nie brzmi nutą "za moich czasów panie to była piłka", tylko jest na bieżąco z wszystkimi nowinkami techniczno-taktycznymi i potrafi mówić o piłce z pasją. Niby banały, ale trafiające w sedno, rozjaśniające umysły, rozgrzewające serca. "Statystyka, liczby - nie dajcie się im zwieść. Co z tego, że wszystkie - strzały, posiadanie piłki, rzuty rożne - przemawiały za Barceloną w półfinale Ligi Mistrzów 2010 roku, skoro do finału awansował Inter. Tylko wynik się liczy, znajdźcie własną drogę, by go osiągnąć". "Nie kopiujcie ślepo taktyki Guardioli z Bayernu. Tylko on wie, w jakim celu ją stosuje i ona pasuje pod jego piłkarzy. Podglądajcie innych, ukradnijcie to, co jest warte i możliwe do zaadaptowania w waszych warunkach, ale stwórzcie w waszych drużynach własny pomysł na grę" - apelował. W Polsce mądrzy ludzie o tym wiedzą. Tomasz Łapiński - nieobecny w Białej Podlaskiej na wykładzie Ferrariego, napisał na swym blogu o tym, że kombinujemy z różnymi taktykami, wymyślamy koncepcje gry bez lewego obrońcy, skoro mamy słabych fachowców na tej pozycji, a i tak wszystko zweryfikuje boisko: "Kiedyś miałem trenera (były reprezentant), który wystawił na mecz ligowy po dwóch bocznych pomocników, na odprawie funkcjonowało wszystko wspaniale, prowadziliśmy już ze 3-0. W trakcie meczu, do przerwy wynik wiele się nie różnił, 4-1 dla przeciwnika. Wszystkie bramki padły .... Zgadniecie skąd? No oczywiście, że ze środka." W Białej Podlaskiej trenerzy dowiedzą się, jak radzić sobie z presją, kryzysowymi sytuacjami, czy ogniem krzyżowym mediów. Później jednak, w sezonie zostaną sami i z każdej porażki będą musieli się tłumaczyć prezesom, kibicom, dziennikarzom. Na własnej skórze o tym się przekonuje właśnie Mariusz Rumak, na którym już nie ma suchej nitki, a gdy zastępował Jose Marię Bakera określano go mianem zbawcy, a kibice śpiewali "Chcemy trenera, a nie jakiegoś Bakera".