Czechów nie było na ostatnim mundialu. Więcej, nie było ich na czterech ostatnich turniejach mistrzostw świata. Mistrzostwa Europy to jednak zupełnie co innego, to czeska specjalność. Polacy się o tym surowo przekonali. Drużyna nieobecna na ostatnim światowym turnieju zafundowała im początek eliminacji kolejnej imprezy, jakiego w dziejach polskiej piłki nie znaliśmy. Bramki dla rywali padały bowiem w rekordowym tempie. Fernando Santos - były selekcjoner Portugalii, a wcześniej Grecji - też pobił wszelkie rekordy. Jako pierwszy trener polskiej reprezentacji stracił gola po 27 sekundach debiutu. Jako pierwszy drugiego stracił nim minęły trzy minuty. Jako jeden z nielicznych wyszedł na swój pierwszy mecz w stylu godnym pożałowania. Portugalski trener nie dokonał zbyt wielu zmian w polskim składzie w porównaniu z mundialem. Były to jednak zmiany kluczowe. W polskich barwach nie mógł zagrać kontuzjowany Kamil Glik, brakowało Arkadiusza Recy i Bartosza Bereszyńskiego, odstawiony został od kadry Grzegorz Krychowiak, inaczej zestawione zostały skrzydła. Efekt był porażający. Szybkie 2-0 dla Czechów. Co za upokorzenie! Upokarzający był pierwszy gol stracony po wrzucie z autu. A to sytuacja, która stanowi koszmar każdej obrony. Ta zestawiona z Jana Bednarka i Jakuba Kiwiora na środku pozwoliła Czechom zrobić z tego autu, co tylko chcieli. Ladislav Krejčí trafił bezkarnie do siatki po zaledwie 27 sekundach. A 102 sekundy później Karol Linetty, powracający do kadry po raz kolejny, stracił piłkę pod własną bramką. Czesi zrobili szybką akcję z dośrodkowaniem z lewej strony Davida Juraska, a jeden z bohaterów tego meczu - Tomáš Čvančara ze Sparty Praga dopełnił formalności pod bramką Wojciecha Szczęsnego. Trudno było sobie wyobrazić gorszy i bardziej demolujący początek. Zwłaszcza, że nim minęło 10 minut, z boiska zszedł Matty Cash. Doznał kontuzji i musiał go zmienić Robert Gumny. Stworzyli dwie groźne okazje - najpierw Przemysław Frankowski, a następnie Karol Linetty strzelali na czeską bramkę. To jednak nie oni, ale raz jeszcze Tomáš Čvančara miał okazję bezdyskusyjnie najlepszą. Nawet nie jedną, a dwie, gdy w doliczonym czasie pierwszej połowy strzelał z bliska i dwukrotnie bronił jakimś cudem Szczęsny. Fernando Santos zmienia radykalnie skład Polaków Na widok tego, co się wyprawia, trener Santos zareagował w przerwie. Zdjął Michała Karbownika i Krystiana Bielika, a wpuścił Karola Świderskiego z Charlotte i Michała Skórasia z Lecha Poznań. Tym razem po pierwszym kopnięciu piłki tak szybkie gola dla Czechów nie padły. W 54. minucie po raz pierwszy do strzału doszedł Robert Lewandowski, ale uderzył lekko i prosto w ręce czeskiego bramkarza. Tyle, a tymczasem Czesi naciskali polskich graczy, odbierali piłkę i stwarzali groźne okazje. W 60. minucie jeszcze im się nie udało, ale cztery minuty później znakomicie grający inny bohater spotkania Alex Kral z Schalke Gelsenkirchen pokazał, jak rozgrywać akcje ofensywne. W tej bramkowej sytuacji Polacy byli spóźnieni w każdym momencie, a Czesi i Kral grali w tempo. Jan Kuchta - kolejny gracz Sparty Praga - wykorzystał ospałość polskiej obrony i dokonał egzekucji na 3-0. W 86. minucie rezerwowy Nicola Zalewski jako pierwszy w polskim zespole wygrał pojedynek jeden na jednego. To stworzyło akcję bramkową, po której czeska obrona wybiła piłkę na rzut rożny. Po nim nieco przypadkowo piłka trafiła pod nogi Damiana Szymańskiego, który nie ustawał w walce o nią w polu karnym Czechów. Padł honorowy gol dla Polski, który wraz z kilkoma akcjami w końcówce meczu tylko odrobinę poprawił reputację polskiej drużyny.