Tak na konferencji Fernando Santosa padły słowa o tajemnicy państwowej Zwróciłem uwagę na fakt, że choć we wtorek Fernando Santosa przekładało dwóch zawodowych tłumaczy i tak zrodziły się wątpliwości co do interpretacji pytania o jego ocenę występu Polski na MŚ w Katarze. Słysząc je słynny Portugalczyk zaśmiał się na głos i odpowiedział, a tak przynajmniej to zostało przełożone na polski: - No tak, ale to jest tajemnica państwowa - zaskoczył odpowiedzią. Po chwili dodał: - Oczywiście zrozumiałem pytanie i jego cel, ale na pewno państwo zrozumieją, że nie powinienem na nie odpowiadać. Mój poprzednik wykonał bardzo dobrą pracę i nie chcę jej komentować. Mam swoją opinię na to, kto zagrał dobrze, a kto gorzej. Widziałem wszystkie mecze. Natomiast poczekam z wyrażeniem opinii. Chcę też porozmawiać z zawodnikami, by im wyjaśnić, co można poprawić. Dopiero po głębokiej analizie będę mógł odpowiedzieć na to pytanie, a teraz przepraszam, że tego nie zrobię - wyjaśnił z klasą Santos. Co innego znać język, a co innego jego specyfikę piłkarską Wiemy przecież, że nawet zawodowi tłumacze nie muszą być wcale biegli w dość specyficznym języku piłkarskim. - Czas nagli, a wbrew pozorom istotnych szczegółów do załatwienia jest całkiem sporo. Trzeba ustalić, jakim języku będzie się porozumiewał sztab trenerski i jaki będzie obowiązywał w szatni -uczulał Interię Marek Koźmiński, były wiceprezes PZPN-u ds. szkoleniowych. Niemiecki w szatni dowodzonej przez Santosa przyda się jak angielski Himilsbachowi Na razie PZPN zaproponował Santosowi włączenie do sztabu Łukasza Piszczka i Tomasza Kaczmarka, którzy są biegli w niemieckim. Tymczasem ten język w ekipie Fernando Santosa przyda się jak angielski Janowi Himilsbachowi. Fernando Santos nie jest w ciemię bity i potrzebuje dwóch tygodni na przemyślenie składu sztabu. To musi być samograj, rozumienie się bez słów, reakcja w mgnieniu oka, także w sytuacjach stresowych. PZPN nie jest bez wyjścia. Polska ma to szczęście, że kilku piłkarzy robiło karierę w Portugalii i znają ten język. Przede wszystkim chodzi o Andrzeja Juskowiaka i Grzegorza Mielcarskiego. Ten pierwszy pracuje w Lechu i Canal+, ten drugi jest ekspertem tejże telewizji. Dodatkowo Mielcarski jest w stałym kontakcie i dobrych stosunkach z Fernando Santosem od ponad 20 lat, gdy Portugalczyk był jego szkoleniowcem w FC Porto, a później w AEK Ateny. Grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Czytaj też: Mielcarski grał u Fernando Santosa. Zdradza ważne informacje na jego temat Obecność człowieka, któremu będzie ufał Santos i który będzie biegle porozumiewał się po portugalsku jest wręcz kluczowa. Grzegorz Mielcarski jest wręcz wymarzonym kandydatem, ale inicjatywa w tej sprawie powinna wyjść od samego Fernando Santosa. Nazwa funkcji, czy asystent, czy dyrektor reprezentacji jest już mniej istotna. Mielcarski i Juskowiak nie są jedynymi opcjami. Już kilkanaście lat temu w Polsce korzenie zapuścił portugalski trener Goncalo Feio. Ma otwartą głowę, wie co się dzieje w światowych trendach trenerskich, jest poliglotą, włada biegle polskim i hiszpańskim. Pracował w Legii, Wiśle Kraków, Rakowie, obecnie prowadzi Motor Lublin. Dlatego powtórzę to jeszcze raz: skoro wydajemy rekordowo duże kwoty na zatrudnienie tej klasy selekcjonera, co Fernando Santos, to nie stać nas na to, by ktokolwiek w szatni rozumiał piąte przez dziesiąte. Czytaj też: Alarm w PZPN-ie. Wystarczyło zdanie Roberto Martineza