Mecz w Pradze miał być nowym otwarciem w polskiej piłce. Fernando Santos, który tym spotkaniem debiutował w roli selekcjonera "Biało-Czerwonych", przyszedł z misją odbudowania zaufania do kadry i zmiany jej stylu gry. Doświadczony Portugalczyk miał uwolnić ofensywny potencjał naszych graczy i pokazać, że możemy wygrywać nie tylko murując bramkę i licząc, że Robert Lewandowski będzie w stanie coś strzelić. Jednak "Biało-Czerwoni" fatalnie zaczęli mecz z Czechami, bo już po 180 sekundach przegrywali 0:2. Na listę strzelców wpisali się kolejno Ladislav Krejci, zdobywając zresztą najszybszego gola, jakiego nasza kadra straciła kiedykolwiek, oraz Tomas Cvancara. Kiedy tylko kamery uchwyciły selekcjonera Polaków, ten wydawał się kompletnie rozczarowany, ale i zupełnie zaskoczony boiskowymi wydarzeniami. I nic dziwnego, otrzymanie dwóch tak szybkich ciosów w pierwszej połowie meczu, którym witał się z nowym zespołem, to nie jest wymarzony początek. Santos to bardzo doświadczony trener, ale czegoś takiego mógł w swoim życiu jeszcze nie przeżyć... Czytaj także: Stracona szansa młodych "Orłów". Kadra Probierza zatrzymana