Polacy do końca rundy grupowej mieli szansę na awans do półfinału młodzieżowych mistrzostw Europy, który gwarantował jednocześnie udział w przyszłorocznych igrzyskach olimpijskich w Tokio. W sobotni wieczór przegrali z Hiszpanami aż 0-5 (0-3) i zakończyli swoją przygodę w turnieju. W niedzielę po południu wylądowali na poznańskim lotnisku Ławica. Na piłkarzy nie czekały tłumy kibiców. Zaledwie kilkanaście osób, głównie młodych chłopaków, liczyło na autografy, ewentualnie zdjęcia z zawodnikami. Na lotnisku więcej było za to przedstawicieli mediów. Michniewicz przyznał, że jego zespół nie był w stanie nic więcej osiągnąć. Ostatni przeciwnik okazał się zdecydowanie za mocny. - Przegraliśmy decydującą walkę o spełnienie naszych marzeń, o wyjazd na igrzyska, ze świetną drużyną. Nie byliśmy w stanie utrzymać tego tempa dyktowanego przez Hiszpanię. Rozegraliśmy trzy ciężkie mecze w ciągu sześciu dni i nie zdążyliśmy się zregenerować. Czy mogliśmy zrobić coś więcej? W pierwszym meczu zdobyliśmy trzy punkty, w drugim trzy punkty, więcej się nie dało. Może gdyby Hiszpania nie strzeliła gola w końcówce meczu z Belgią na 2-1, to wówczas z sześcioma punktami mielibyśmy szansę wyjść z drugiego miejsca. To pokazuje też skalę trudności tego turnieju - mówił szkoleniowiec. Jak dodał, jest wiele pozytywnych aspektów występu "Biało-Czerwonych" na Euro. To przede wszystkim ogromny bagaż doświadczeń. Przyznał jednocześnie, że najbardziej ubolewa nad tym, że reprezentacja w obecnym kształcie przestaje istnieć. - Jako sztab nie jesteśmy szczęśliwi, bo nie zakwalifikowaliśmy się na igrzyska, ale cieszymy się, że udało nam się zdobyć tyle sympatii w Polsce, zarówno wśród mediów, jak i wśród kibiców. Największy smutek po meczu był, gdy dotarło do nas to, że ta drużyna właśnie przestała istnieć. Będziemy funkcjonować, ale oczywiście w innym kształcie. 10 zawodników pozostaje na kolejne eliminacje. Byliśmy najmłodszą drużyną na mistrzostwach - tłumaczył selekcjoner, który już wcześniej podpisał kontrakt na prowadzenie młodzieżówki w kolejnych eliminacjach do mistrzostw Europy. Dla kapitana Dawida Kownackiego to był ostatni turniej w reprezentacji U21. On zresztą jest już regularnie powoływany do seniorskiej kadry. - Na pewno jest to dla nas jakiś koniec pewnego etapu, wielu z nas kończy rozdział reprezentacji młodzieżowej. W tej grupie już się nigdy nie spotkamy na żadnym zgrupowaniu. Szkoda, bo bardzo się ze sobą zżyliśmy - opowiadał. Jak przyznał, podczas turnieju we Włoszech przeżył wiele miłych chwil, jednak z powodu kontuzji nie wystąpił przeciwko Hiszpanom. - Wróciliśmy do domu chyba za szybko. Na pewno przed turniejem nikt się nie spodziewał, że po dwóch meczach będziemy mieli sześć punktów i pokonamy Belgów oraz Włochów. Oczywiście, my marzyliśmy o tym, bo po to tam jechaliśmy, a nie zbierać +bęcki+ od każdego. Nie zagrałem wczoraj, gdyż ten kontuzjowany mięsień mógłby nie wytrzymać. A był taki wynik, że nie było sensu podejmowania ryzyka - wyjaśnił. Kadrowicze w Poznaniu zjedli jeszcze wspólny obiad, a po nim rozjechali się do domów. Marcin Pawlicki