Stanisław Czerczesow, odkąd prowadził Legię, ma sentyment do Warszawy. Kilka dni temu gościł w niej znowu. Wpadł na sympozjum Związku Trenerów Piłkarskich Europy (Alliance of European Football Coaches Association). Co tam wpadł, wygłosił nawet wykład. Oprócz Czerczesowa, do naszej stolicy przyjechały takie sławy trenerskie jak: Massimiliano Allegri, Gerad Houlier, Alan Pardew i 150 innych. - Nigdy nie zapraszali mnie do pracy w klubie czy reprezentacji, gdzie dzieje się dobrze. Wykorzystuję doświadczenie przez dłuższy okres mojej pracy, żeby wyprostować pewne rzeczy. Po Euro 2016 w Rosji dominował pesymizm, musieliśmy właściwie zdiagnozować sytuację, ale nie ulegać zewnętrznym wpływom. Ludzie nazywają to presją, my - uwagą: przed MŚ była skupiona na nas olbrzymia uwaga - referował Czerczesow Wyższy stopień wtajemniczenia to procentowy współczynnik intensywności gry zespołu. Czerczesow ma bzika na tym punkcie. W myśl powiedzenia "bez pracy nie ma kołaczy", wysokiej intensywności gry nie osiągnie się bez dobrej kondycji wszystkich piłkarzy. We współczesnym futbolu gry nie może spowalniać nawet bramkarz, a od pressingu odstąpić nawet urodzony snajper. W pierwszym meczu, w marcu, w Brukseli "Sborna" przegrała 1-3 z Belgią. W połowie listopada czeka ją rewanż w Rosji. - W Brukseli Belgowie mieli intensywność gry na poziomie MŚ - 25. U nas ten współczynnik był słabszy - 19. Za to na MŚ graliśmy na 25 - przypomina Czerczesow. Dodał, że bez dłuższego zgrupowania ciężko poprawić intensywność ataków. - Bazując na dzisiejszej kondycji zawodników poprawa intensywności jest nierealna, ale są też inne aspekty, które można polepszyć: organizację gry, analiza przeciwnika, prawidłowy plan na mecz. I oczywiście, szczęście. Gdzież byśmy byli bez niego? - zastanawia się trener, w rozmowie ze "Sport Expressem". Selekcjoner "Sbornej" ani myśli fetować awansu na Euro 2020, choć Rosjanie dostali się tam wcześniej niż Polska. - Awans nie jest żadnym sukcesem. Cieszyć się możesz dopiero wtedy, gdy coś wygrasz - podkreśla Czerczesow, który nie widzi swojego zespołu w gronie ścisłych faworytów przyszłorocznych ME. - Powinność wygrania ich czują inne kraje, np. Niemcy, Hiszpania, Francja. My tylko chcemy je wygrać, podobnie - jak podejrzewam - Turcja i Dania - wylicza. O Polsce Czerczesow nie wspomniał. W swój, niepowtarzalny sposób odpowiedział na pytanie: "Belgia to lider rankingu FIFA. Jeśli z nią nie wygramy, co nie będzie jakąś niespodzianką, zacznie się gadanie: ‘Chcą wygrać mistrzostwa Europy, a nawet Belgii nie mogą pokonać’". - Za bardzo wszystko pan komplikuje. Przed MŚ przegraliśmy z Austrią, a w Moskwie zaledwie zremisowaliśmy z Turcją, ale nie wyciągaliśmy generalnych wniosków po tych meczach. Nasze mózgi funkcjonują inaczej. Mówi pan: "A jeśli, a nagle?". Trochę jak piękna dziewczyna, która myśli: "Oj, a jeśli ktoś się we mnie zakocha, a jeśli wyjdę za mąż, a jeśli urodzę syna, a jeśli on wyjdzie na drzewo i spadnie". Trochę za dużo tego "jeśli".Już po wygranej na Cyprze wszystkim zapowiedziałem: "Dobra robota, ale teraz koncentrujemy się na Belgii i San Marino" - podkreśla Czerczesow. Selekcjoner Rosjan miał ostatnio dziwną sytuację. Zadzwonił do niego nieznajomy kibic i zażądał powołania, w miejsce kontuzjowanego Fiodora Smołowa, Eldora Szomurodowa z FK Rostów. - Jakimś cudem zdobył mój numer, zadzwonił i przeprowadził taki monolog: "Ty siaki-owaki, nie zauważasz utalentowanego strzelca, najlepszego snajpera Premjer Ligi". Wszystko spokojnie wysłuchałem i odpowiedziałem: "Wszystko się zgadza, z tego co pan mówi, ale nie zauważył pan najważniejszego. Przy całym szacunku, nie jestem w stanie powołać napastnika reprezentacji Uzbekistanu. Szkoda, że nie widziałem twarzy rozmówcy, ale sądząc po długiej pauzie, musiał być zdziwiony. Żarty żartami, ale emocje często odbierają rozum - zasępił się Czerczesow. MiBi