Dariusz Wołowski, Interia: Jakie szanse daje pan Polakom w dzisiejszym meczu z półfinalistami ostatniego mundialu, finalistami Euro 2020? Grzegorz Mielcarski: Rozmawiałem na ten temat ostatnio z jednym z dziennikarzy i on stwierdził, że szans nie mamy żadnych. Zmroziło mnie to zdanie, bo według mnie istotą sportu jest wiara. Ja oceniam szanse naszej drużyny narodowej na 30 procent. Uważam, że to i tak mało, zważywszy, że ma w składzie najlepszego piłkarza na świecie. 30 proc na zwycięstwo, czy remis? - Na dobry wynik. Wiem, że Anglicy przeżywają najlepszy okres od ponad pół wieku, że tracą gola raz na pięć meczów. Gareth Southgate ma szeroką kadrę, kontuzja jednego zawodnika nie jest dla niego problemem tak jak dla Paulo Sousy, który będzie musiał sobie radzić bez Piotra Zielińskiego. Mimo wszystko nasza drużyna potrafi wznieść się na poziom pozwalający jej rywalizować z najlepszymi. Wbrew logice wygrała z Niemcami w 2014 roku, a na Euro 2020 zremisowała z Hiszpanią. Anglia to taki rywal, który wyciśnie z piłkarzy Sousy maksimum koncentracji, umiejętności i siły. Tych umiejętności może jednak nie wystarczyć. Jakie są podstawowe wady naszej kadry? - Nasza drużyna narodowa zaczyna niebezpiecznie przypominać Finlandię z czasów Jariego Litmanena. Dziś już nikt nie pamięta, kto z nim wtedy grał. Był Litmanen i dziesięciu anonimów. U nas podobne dzieje się z Robertem Lewandowskim. On jest w zespole liderem, przywódcą, rozgrywającym, środkowym napastnikiem, skrzydłowym jak trzeba. Pracuje na pięciu etatach. To daje komfort innym graczom, ale czyni Polskę zespołem przewidywalnym. Nie unikniemy oceny pracy Paulo Sousy. Co z jego koncepcji rozumieją piłkarze narodowej drużyny? - Obawiam się, że niezbyt wiele. Ja jestem tak samo zdezorientowany jak oni. Nie bardzo rozumiem co nam daje ustawienie hybrydowe w defensywie, poza tym, że wywołuje ciągłe pożary i nieporozumienia. Nie mam żalu do Sousy za gola straconego z San Marino, bo wynikał z indywidualnego błędu Kamila Piątkowskiego. Pojedyncze kiksy obrońców nie obciążają selekcjonera. Ale fakt, że w 10 meczach Polacy stracili aż 16 bramek powinien być alarmem dla Sousy. Lampka pali się na czerwono, a selekcjoner trwa przy swoim, licząc, że jego taktyka nagle zaskoczy. Pytanie, czy to będzie dzisiaj? Bo więcej czasu nie mamy. Ważą się losy awansu na mundial. Sądzi pan, że nie ma szans, by Sousa odstąpił od ustawienia trójką środkowych obrońców i grą z wahadłowymi? - Tego nie zrobi, bo wyglądałoby jak przyznanie się do błędu. Ja będę się upierał, że Polacy najlepiej czują się w ustawieniu z czwórką obrońców. Personalnie w takim systemie bronimy najlepiej. Przecież my nie mamy wahadłowych. Kamil Jóźwiak gra tylko do przodu i nie pomaga w defensywie. Maciej Rybus woli być bocznym obrońcą, współpracować ze skrzydłowym. Może gdyby połączyć atuty Rybusa i Jóźwiaka wyszedłby z tego dobry wahadłowy. Najbardziej komfortowe ustawienie dla Polaków to 4-2-3-1. Wtedy wszyscy wiedzą co mają na boisku robić. Część kibiców domaga się od Sousy, by zrezygnował z Grzegorza Krychowiaka. Słusznie? - Kibice żądają zmian, ale nie odpowiadają za wynik. Nie sądzę, by Sousa posadził dziś Krychowiaka na ławce. Choć oczywiście nie wykluczam w środku pary Jakub Moder - Karol Linetty. Faktycznie Krychowiak ma po Euro 2020 trudny okres. Zmienił klub, jest zawodnikiem dojrzałym, który o swoją pozycję w kadrze musi walczyć w każdym meczu. Pamiętamy pod jaką presją był przed spotkaniem na Wembley z Anglią i wyszedł z tego zwycięsko. Był liderem drużyny, pokierował nią. Mam wrażenie, że gdy on jest na boisku, inni pomocnicy czują się bardziej komfortowo. Ja dziś postawiłbym na Krychowiaka. Może jednak już po raz ostatni? Kamil Glik wciąż zasługuje na pozycję lidera defensywy? - To podobna sytuacja do tej z Krychowiakiem. Glik nie jest w szczycie formy, a jednak na boisku daje spokój młodszym kolegom. Przy nim czują się pewniej, wiedzą co mają robić, mają przywódcę. Jak powiedziałem: Kamil nie jest już tym piłkarzem, którym był kilka lat temu, ale drużyny narodowej bez niego wciąż nie możemy sobie wyobrazić. To lider, walczak, on może przegrać mecz, ale się nie podda. Tego jesteśmy pewni także dziś. Wojciech Szczęsny to problem, czy atut drużyny Sousy?- Nie popadajmy w paranoję. Oczywiście, że atut. Zaliczył ostatnio kilka wpadek, ale to wciąż czołowy bramkarz Europy. Z top 10. On musi zagrać dziś taki mecz jak siedem lat temu z Niemcami. Czyli wybronić kilka sytuacji krytycznych, być w transie, by jego gra emanowała na zespół. W takim spotkaniu jak z Anglikami trzeba przekraczać własne ograniczenia. Kto, jeśli nie Wojtek ma to robić? W ataku para Lewandowski i Adam Buksa? Ten drugi z czterema golami jest odkryciem meczów z Albanią i San Marino. - Pojedynek z Anglią to nie jest dobry moment na grę dwoma napastnikami. Co nie znaczy, że skreślam Buksę. Przeciwnie. Jestem pod wrażeniem, jak fajnie potrafił wykorzystać swoją szansę. Widać, że gra u boku giganta nie paraliżuje go, ale mobilizuje. Ja bym Buksę na Anglików wystawił. Pomoże obrońcom i pomocnikom przy powietrznych pojedynkach, na przykład po stałych fragmentach gry. Jest ambitny, pracowity, pali się do gry. Myślę, że Sousa może wycofać Lewandowskiego. Robert poradzi sobie wszędzie i będzie zagrożeniem dla Anglii w każdym miejscu boiska. Im częściej on będzie dotykał piłki, tym szanse naszej drużyny będą większe. Nie męczy pana trochę, że przed każdym meczem z przeciwnikiem z topu odwołujemy się głownie do cech wolicjonalnych naszych piłkarzy? - Dla mnie to sprawa naturalna. Futbol jest piękny dlatego, że walką, ambicją i rozsądkiem można zrównoważyć wyższy potencjał przeciwnika. Mieliśmy kiedyś drużyny lepsze od angielskiej, ale to było bardzo dawno temu. Od lat w starciach z Anglikami musimy liczyć na to, że nasi piłkarze wzniosą się na wyżyny. Tak samo jest dzisiaj. Rozmawiał Dariusz Wołowski