Karol Świderski nie jest objawieniem ostatnich tygodni ani nawet miesięcy. W Grecji zbierał znakomite recenzje już w poprzednim sezonie. Jerzy Brzęczek nie widział go jednak w swoim pomyśle na kadrę, mimo że o napastniku PAOK-u Saloniki przypominano mu zewsząd i regularnie. Trzeba było zmiany na stanowisku selekcjonera, by 24-letni snajper doczekał się tego, co od dawna wydawało się jedynie kwestią czasu. Łukasz Żurek, Interia: Długo wyczekiwane zaproszenie do drużyny narodowej wreszcie nadeszło. Satysfakcja? Karol Świderski (PAOK Saloniki): - Już sama obecność w szerokiej kadrze na pierwsze mecze eliminacyjne była dla mnie dużym wyróżnieniem. A dzisiaj okazuje się, że dostanę szansę pokazania się na zgrupowaniu. Co mogę powiedzieć? Bardzo się cieszę z tego powodu. Spełniają się marzenia, które rosły razem ze mną od dzieciaka. Jak ktoś zaczyna grać w piłkę, to pragnie znaleźć się w takim miejscu jak ja teraz. Udało się, jestem bardzo szczęśliwy. A jeszcze w niedzielę wieczorem mieliśmy w przestrzeni medialnej mały przeciek. Donoszono, że między innymi pana nazwisko zostanie jednak wykreślone z notesu selekcjonera... - Nie wiedziałem o tym. W godzinach wieczornych graliśmy mecz w Atenach (PAOK przegrał z Panathinaikosem 1-2, Świderski zaliczył asystę - przyp. red.). Po meczu nie sprawdzałem już w internecie, co się dzieje. Spekulacje pojawiają się zawsze, ale jak widać - nie zawsze się sprawdzają. W minionej kolejce wystąpił pan od pierwszej minuty. Jak to jednak możliwe, że najlepszy strzelec zespołu, z dziewięcioma golami w tym sezonie, nie gra regularnie w wyjściowej jedenastce? - Trudno mi to wytłumaczyć. W tych ostatnich meczach grałem rzeczywiście troszeczkę mniej. Taka jest decyzja trenera i muszę to zaakceptować. Fajnie, że po raz kolejny wróciłem do podstawowego składu, w dodatku w ważnym spotkaniu. Okay, przegraliśmy, ale wydaje mi się, że ten mecz był niezły w moim wykonaniu. Myślę, że miejsce w pierwszej jedenastce powinienem utrzymać. Siedząc na ławce rezerwowych, miał pan przekonanie, że grają lepsi? - Nie miałem takiego przekonania, ale trudno mi coś więcej powiedzieć na ten temat. Nie chciałbym oceniać kolegów z drużyny i konkurentów, z którymi walczę o miejsce w składzie. Musiałem to przyjąć do wiadomości i cały czas ciężko pracować na treningach. Czułem się dobrze, byłem gotowy do gry. Pod koniec stycznia wydawało się, że wszystko wraca na dobre tory. - Dostałem szansę gry od pierwszej minuty i zdobyłem dwa gole (w wygrany 5-0 meczu z Panetolikosem - przyp. red.). A zaraz potem... wróciłem na ławkę. Nie było to dla mnie łatwe. Musiałem mocno zagryźć zęby i znowu cierpliwie czekać. Ale generalnie - i tak mam rozegranych sporo minut. Mam nadzieję, że teraz na dobre wskoczę do pierwszego składu i tak już zostanie do końca sezonu. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! Trener Pablo Garcia pracuje z wami dopiero piąty miesiąc. Jak układają się relacje między nim a zespołem? - To jego pierwsza praca z seniorami. Sporo uczymy się od niego, ale myślę, że i on sporo się uczy od nas - choćby tego, jak funkcjonować w seniorskim zespole. Ostatnie nasze wyniki nie są najlepsze, trochę punktów nam pouciekało. Trzeba dać trenerowi czas, żeby to wszystko "zaskoczyło". W meczu z Panathinaikosem nasza gra była naprawdę dobra, a mimo to po raz kolejny straciliśmy dwie łatwe bramki i przegraliśmy. Jaki cel postawiono przed wami na ten sezon? PAOK jest trzeci w tabeli. Prowadzącego w lidze Olympiakosu Pireus nie uda się już doścignąć. - Na pewno musimy zdobyć Puchar Grecji, żeby ten sezon jakoś uratować. I do samego końca będzie walka o drugą pozycję w tabeli. To plan, który mamy do wykonania na finiszu. Ciężko będzie w pucharze, czekamy na losowanie półfinałów, ale wierzę, że to my będziemy się cieszyć na końcu. Wróćmy do reprezentacji, bo dzisiaj tym żyją polscy kibice. Ci sami, którzy burzyli się, kiedy Jerzy Brzęczek konsekwentnie nie powoływał pana do kadry... - Niełatwo mi to ocenić w tej chwili. Mamy w kadrze napastników z najwyższej półki, więc o powołanie było trudno. Miałem momenty, kiedy moja forma była wysoka i strzelałem dużo goli. Ale z drugiej strony - rozumiałem też selekcjonera. Stawiał na snajperów, którzy grają w czołowych klubach świata. Arkadiusz Milik nie grał w klubie od sierpnia, a mimo to jesienią meldował się w drużynie narodowej. - No tak, ale Arek wcześniej rozegrał w reprezentacji bardzo wiele meczów. Był na dużych turniejach i wydatnie pomagał tej drużynie. To, że trener powoływał Arka mimo jego kłopotów w klubie, nie powinno nikogo dziwić. I ja też się nie dziwiłem. Kiedy pojawiła się informacja o zmianie selekcjonera, pomyślał pan, że może właśnie nadchodzi czas Karola Świderskiego? - Myślę, że nie tylko ja. Każdy zawodnik, który był blisko kadry, grał dobrze w klubie i też nie jeździł na zgrupowania, miał prawo pomyśleć tak samo. Nowy selekcjoner zawsze może zmienić styl gry i ustawienie albo po prostu powołać większa liczbę napastników. Tak się stało. Mam nadzieję, że dostaną swoją szansę również na boisku. Miał pan już okazję porozmawiać z nowym selekcjonerem? - Jeszcze nie, ale myślę, że będzie taka okazja już dzisiaj. Właśnie czekam na telefon od Paula Sousy. Dostałem informację, że selekcjoner zadzwoni do mnie w poniedziałek. Będzie mi miło porozmawiać z szefem kadry, ale mam świadomość, że najważniejsze jest zawsze to, co na murawie. Przed nami jeszcze dwa miesiące grania. Zrobię wszystko, żeby pojechać na Euro 2020. Rozmawiał Łukasz Żurek Liga grecka - wyniki, tabela, strzelcy, terminarz