Reprezentacja Bośni i Hercegowiny jeszcze nigdy nie uczestniczyła w mundialu ani w mistrzostwach Europy. Dwukrotnie była już o krok od wymarzonego awansu, ale zarówno w barażu MŚ 2010, jak i ubiegłorocznych ME, musiała uznać wyższość Portugalii. W trwających eliminacjach MŚ drużyna z Bałkanów jest liderem grupy G i drugą Grecję wyprzedza korzystniejszym bilansem bramkowym. Mieszkańcy Sarajewa, które ucierpiało podczas działań wojennych w latach dziewięćdziesiątych, z niecierpliwością czekają na zwycięstwo we wtorkowym meczu wyjazdowym z Litwą i fetę związaną z bezpośrednią kwalifikacją do mundialu. "Mam już dość złych wieści. Pozwólcie mi się cieszyć z tego sukcesu choć przez chwilę, zanim szara rzeczywistość znowu we mnie uderzy" - powiedział Mirsad Besic, 40-letni bezrobotny. Młodsza od niego o dwa lata Djana Trbic nie ukrywała łez wzruszenia na wieść, że obywatele Banja Luki, miasta zdominowanego przez Serbów, wyrazili publicznie poparcie dla bośniackiej reprezentacji. "Sądzę, że wszyscy po prostu kochają zwycięzców. Futbol jednoczy ludzi" - zaznaczyła. Ku rozczarowaniu kibiców nie zaplanowano na razie żadnej imprezy na część podopiecznych trenera Safeta Susica. Bośniacka federacja apeluje do fanów o spokój. "Rozumiemy patriotyczne odczucia i gorące oczekiwanie na sukces wszystkich fanów, ale nadmierna euforia nie jest tym, czego teraz potrzebujemy" - napisano w oświadczeniu. Stonowana nastroje prezentują z kolei Grecy, którzy w ostatnim meczu eliminacji zmierzą się we wtorek w Pireusie z Liechtensteinem. "Jesteśmy gotowi na grę w barażu, ale zobaczymy, co się wydarzy w drugim spotkaniu" - podkreślił pomocnik Costas Katsouranis.