Drużyna trenera Jerzego Brzęczka udanie rozpoczęła walkę o awans na EURO 2020, w marcu pokonała na wyjeździe Austrię 1-0, a na Stadionie Narodowym w Warszawie 2-0 Łotwę i jest liderem grupy G. Koźmiński nie ma jednak wątpliwości, że w piątek "Biało-Czerwonych" czeka trudne zadanie. "W polskiej piłkarskiej mentalności nazwa Macedonia Północna nie robi wrażenia, ale w tej drużynie jest kilku niezłych piłkarzy, grających w dobrych klubach, szczególnie w lidze włoskiej. Kilka mocnych zespołów straciło tam punkty. Przystąpimy do tego spotkania z pokorą, ale też nadzieją, bo nasza reprezentacja jest silniejsza. Nie wiadomo, jakie będą warunki pogodowe, może być gorąco i duszno, co nie będzie sprzyjało naszym piłkarzom" - zauważył. Po meczu w Skopje polscy piłkarze nie będą mieli zbyt wiele czasu na odpoczynek, gdyż już w poniedziałek zmierzą się na Stadionie Narodowym z Izraelem. "Patrząc w przeszłość Polska w czerwcowych dwumeczach nigdy nie brylowała. A dobrze byłoby wywalczyć teraz przynajmniej cztery punkty. Oczywiście celujemy w sześć, ale cztery to też byłby korzystny wynik, to oznaczałoby spokojniejszą jesień" - oszacował Koźmiński. Większość reprezentantów Polski z Robertem Lewandowskim na czele, który ze znakomitej strony pokazał się w finale Pucharu Niemiec, prezentowała ostatnio dobrą dyspozycję. Koźmiński nie radzi jednak wyciągać na tej podstawie zbyt pochopnych wniosków. "To, że ktoś był w wysokiej formie tydzień czy dziesięć dni temu, teraz może niewiele znaczyć. Miejmy nadzieje, że tę dyspozycję udało się utrzymać" - stwierdził srebrny medalista igrzysk olimpijskich z 1992 roku. Koźmiński zwraca uwagę, że sytuacja kadrowa jest bardzo dobra. Wprawdzie z powodu operacji na zgrupowaniu nie pojawił się Wojciech Szczęsny, ale akurat wśród bramkarzy trener Brzęczek ma duży wybór. "Wojtek Szczęsny to jest Wojtek Szczęsny, ale z drugiej strony mamy Łukasza Fabiańskiego. To również bramkarz klasy światowej. Tutaj poziom nie ucierpi. Wreszcie trener Brzęczek będzie mógł skorzystać z Macieja Rybusa. Zobaczymy jak sobie poradzi w reprezentacji po tak długiej przerwie. Do tej pory na lewej obronie mieliśmy trochę kłopotów. Teoretycznie skład kadry jest prawie optymalny" - ocenił. Sporo kontrowersji wzbudziło powołanie przez trenera Brzęczka: Dawida Kownackiego, Roberta Gumnego i Sebastiana Szymańskiego, którzy po trzech dniach opuścili zgrupowanie, aby dołączyć do kadry U21 przygotowującej do młodzieżowych mistrzostw Europy rozpoczynających się niebawem we Włoszech. "Pierwsza reprezentacja jest nadrzędną wobec wszystkich innych. Tu nie ma co dyskutować. Powołanie tych piłkarzy miało swoje cele. Chodziło o to, aby wyróżniający się młodzieżowcy potrenowali z pierwszą reprezentacją, pokazali się selekcjonerowi i może któryś z nich stałby się poważnym kandydatem, aby 'załapać się' do piętnastki mogącej zagrać w najbliższych meczach. Po dwóch, trzech treningach Brzęczek uznał, że grupa innych zawodników wystarczy mu na ten dwumeczu i przekazał ich trenerowi młodzieżówki. Nie uważam, że byłby w tym jakieś kontrowersje. Jakby Brzęczek nie powołał tych zawodników, to pewnie byłaby dyskusja, dlaczego tego nie zrobił. W piłce nożnej to jest fajne, że można zawsze dyskutować na tematy kadrowe" - zauważył. Polacy mecz w Skopje zakończą w piątek około godziny 23. Ze stadionu udadzą się prosto na lotnisko, aby wrócić do Polski. Władze PZPN starały się, aby samolot z piłkarzami mógł wylądować na lotnisku Okęcie, ale - ze względu na przepisy zabraniające lotów nad Warszawą w godzinach nocnych - okazało się to niemożliwe. Ostatecznie czarter ze Skopje wyląduję w Modlinie. "Pojawiły się komentarze, że to nie jest żaden problem, a 'złej baletnicy przeszkadza rąbek od spódnicy', ale piłkarze przyjadą do hotelu w Warszawie o czwartej rano, zamiast o drugiej. To jest różnica. Cóż, tak jest i trzeba się z tym pogodzić. Ta sobota będzie trochę dziwna, bo trzeba jeszcze zrobić rozruch. Regeneracja przed poniedziałkowym meczem z Izraelem będzie kluczowa. Mieliśmy do wyboru nocleg w Skopje i powrót w sobotę, ale to jeszcze bardziej zaburzyłoby proces odnowy, bo drużyna prawie pół sobotę spędziłaby w podróży. Organizm piłkarza po meczu wygasza się przez jakiś czas i nikt nie zaśnie dwie czy trzy godziny po zejściu z boiska. Za poprzednich trenerów drużyna też wracała zaraz po meczu, tylko wcześniej udawało nam się tak, że można było lądować na Okęciu, skąd w hotelu bylibyśmy za dziesięć minut" - podkreślił Koźmiński. Grzegorz Wojtowicz