"Faworytem tego spotkania byli bez wątpienia goście. Polacy grają w klasowych klubach i niektórzy odgrywają w nich wiodące role, natomiast my mamy zdecydowanie mniejszy potencjał. U nas na zbliżonym poziomie występuje od dłuższego czasu właściwie tylko bramkarz Atletico Madryt Jan Oblak. Rozegraliśmy bardzo dobry mecz i odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo, ale moim zdaniem kluczowe było nastawienie. My graliśmy bez presji, natomiast wydaje mi się, że Polacy mogli nas lekko zlekceważyć. A jeśli nie dajesz stu procent, nie masz prawa liczyć na wygraną" - skomentował. Dedek zwrócił uwagę, że rywalizację Słowenii z Polską można porównać do walki jego biblijnego imiennika z Goliatem. "Jeśli doliczymy obcokrajowców i ludzi dojeżdżających do Warszawy do pracy z okolicznych miejscowości, to Słowenia stanowi w porywach pół polskiej stolicy. Ten wynik nie jest jednak dziełem przypadku, bo nasz kraj sportem stoi. Nie biorę pod uwagę sportów indywidualnych, w których sukcesy nie muszą być dziełem systemu i metodycznej pracy, a często są wynikiem szczęścia. Łatwiej wytrenować jednego zawodnika, często objawia się też talent, który przez wiele lat +ciągnie+ dyscyplinę, niż całą drużynę. W sportach zespołowych musisz wyszkolić wielu zawodników i to często o różnych parametrach fizycznych. Kraje z małą liczbą ludności mają zdecydowanie trudniej, ale nam się udaje" - dodał. 48-letni szkoleniowiec przypomniał, że jego rodacy wywalczyli dwa lata temu mistrzostwo Europy w koszykówce, a piłkarze ręczni i hokeiści prezentują obecnie wyższy poziom niż biało-czerwoni. "Mamy w kraju tylko dwa profesjonalne kluby hokejowe, czyli Olimpiję Lublana i Jesenice, jednak balansujemy na granicy Elity i Dywizji I Grupy A. W skokach narciarskich ustępujemy Polakom, ale też plasujemy się w światowej czołówce. Siatkarzy również mamy słabszych, jednak w waszym kraju czynione są zupełnie inne nakłady na tę dyscyplinę i polska liga zalicza się do jednych z najlepszych na świecie. Gramy natomiast w piłkę wodną i właściwie w każdej grze zespołowej prezentujemy przyzwoity poziom" - stwierdził. Trener lubelskiej drużyny uważa, że sukcesy sportowców z jego kraju wynikają także z zamiłowania całego społeczeństwa do aktywności fizycznej oraz z nastawienia i polityki prowadzonej przez kluby, który za wszelką cenę starają się rywalizować na międzynarodowej arenie. "20 lat temu chcieliśmy z kolegami rekreacyjnie grać w niedzielę rano w piłkę. Boisk co prawda w Lublanie nie brakowało, ale wszystkie już o tej porze były zajęte. Od 15 lat przebywam w Polsce i widzę jednak, że sportowa świadomość zmienia się tutaj na plus. Poza tym w Słowenii kluby chcą się rozwijać, dlatego wielki nacisk położony jest na rywalizację w różnych europejskich rozgrywkach, natomiast polskie zespoły na pierwszym miejscu stawiają własną ligę. To my wymyśliliśmy Puchar Alpe Adria, w którym występowali koszykarze GTK Gliwice. Mamy jednak trochę łatwiej niż w Polsce, bo niezależnie w którą stronę wyjedziesz z Lublany, w godzinę i kwadrans jesteś poza granicą kraju" - zauważył. Słoweński szkoleniowiec zaznaczył, że poza systemem szkolenia i nastawieniem społecznym bardzo ważne są także narodowe cechy wolicjonalne. "Małe kraje nigdy się nie poddają, bo taka jest ich natura. Ich reprezentantom może czasami brakować umiejętności, ale zawsze będą walczyć. Wypadałoby też podać przykład jeszcze mniejszej od nas Islandii, która świetnie gra w piłkę nożną i ręczną. A Lublin razem ze studentami ma więcej mieszkańców niż to wyspiarskie państwo" - podsumował. Autor: Marcin Domański