Zespół trenera Jerzego Brzęczka dzięki zwycięstwu w Warszawie nad Macedonią Północną 2:0 już dwie kolejki przed zakończeniem eliminacji jest pewny udziału w mistrzostwach Europy. Jak federacja i piłkarze świętowali awans? "Bardzo skromnie. Pogratulowaliśmy każdemu z piłkarzy, odwiedziliśmy ich z prezesem Zbigniewem Bońkiem w szatni. Doceniamy fakt, że zakwalifikowaliśmy się na turniej. To trzeci z rzędu awans na wielką imprezę. Nastąpiła normalność w futbolu reprezentacyjnym, polegająca na tym, że Polska gra regularnie na wielkich turniejach. To budujące, że jesteśmy w gronie najmocniejszych europejskich drużyn narodowych" - podkreślił Maciej Sawicki. Jak dodał, teraz trzeba już myśleć, co dalej. "Cieszymy się, ale traktujemy to jako krok do celu. Na Euro 2020 chcemy pokazać się z jak najlepszej strony. Są mankamenty w naszej grze, co pokazały te eliminacje, będziemy nad nimi pracować. Ale mamy również swoje atuty" - podkreślił. Piłkarze Brzęczka tuż po meczu założyli przygotowane specjalnie na tę okazję okolicznościowe koszulki z napisem w języku esperanto "Tria avanco", co znaczy "trzeci awans". "Najbliższe mistrzostwa Europy odbędą się w 12 krajach, więc nie będzie jednego języka wspólnego dla gospodarzy. Dlatego znaleźliśmy rozwiązanie, które łączy ten turniej. Wpadliśmy na pomysł, żeby użyć uniwersalnego języka, jakim jest esperanto" - wytłumaczył sekretarz generalny PZPN. W przeszłości awans do ME oznaczał dla federacji premię od UEFA w wysokości ośmiu milionów euro. Jak jest teraz? "O ile wiem, ta kwota pozostała bez zmian. Ile otrzymają piłkarze? Mogę powiedzieć tylko, że wszystkie sprawy finansowe z drużyną już dawno zostały ustalone. Nigdy nie było to dla nas problemem" - powiedział Sawicki. Piłkarze swój cel zrealizowali, teraz czas na działaczy. 30 listopada w Bukareszcie odbędzie się losowanie grup mistrzostw Europy. "Polecimy tam w tradycyjnym składzie, na czele z prezesem Bońkiem i selekcjonerem. Będę też osoby funkcyjne, które wezmą udział w organizowanych przy okazji takich wydarzeń specjalistycznych warsztatach roboczych, już pod kątem turnieju" - przyznał Sawicki, który również będzie obecny w stolicy Rumunii. Przyszłoroczne mistrzostwa Europy potrwają od 12 czerwca do 12 lipca i będą bezprecedensowe. Nie mają bowiem jednego czy dwóch państw-gospodarzy, a mecze odbędą się w 12 miastach z 12 różnych krajów - od Hiszpanii po Azerbejdżan, od Irlandii po Rosję. Prezes Boniek już wcześniej nie wykluczał w rozmowie z PAP, że w zależności od wyników losowania baza turniejowa biało-czerwonych może znajdować się w Polsce, ale pod warunkiem, że nie będzie szczególnie daleko do miast-gospodarzy. Potwierdza to sekretarz generalny PZPN. "Bierzemy pod uwagę bazę w Polsce. Przygotowujemy kilka wariantów, dwa-trzy. Ale może np. dojść do sytuacji, że trafimy do grupy A, która grać będzie w Rzymie i Baku. To najbardziej ekstremalny wariant. I na to też trzeba być przygotowanym. Wówczas prawdopodobnie wybierzemy jakieś miejsce w Europy, choć raczej nie w Baku" - przyznał Sawicki. Decyzja o takim formacie Euro 2020 zapadła prawie siedem lat temu na spotkaniu Komitetu Wykonawczego UEFA. W ten sposób władze futbolu na Starym Kontynencie chciały uczcić 60. rocznicę pierwszych mistrzostw Europy (1960). Decyzja była kontrowersyjna, oznacza wiele kłopotów m.in. dla fanów podróżujących na swoimi drużynami. "To będą ciężkie logistycznie mistrzostwa, na pewno bardzo trudne dla kibiców, dla których kłopotliwe mogą okazać się duże odległości do pokonania. Poza tym będą kraje-gospodarze, których reprezentacji zabraknie w mistrzostwach. Ja sobie nie wyobrażam sytuacji, w której np. Polska byłaby gospodarzem, a nasza drużyna nie grałaby w turnieju. Cóż, decyzje zapadły już wcześniej, musimy się dopasować. To prawdopodobnie pierwszy i ostatni taki turniej w historii" - podsumował Sawicki. Rozmawiał Maciej Białek