Na początek warto wyjaśnić jedną kwestię: czy ktoś chciałby widzieć reprezentację w tych dwóch spotkaniach przeciwko Austrii i Łotwie, grającą efektownie, z polotem i przyjemnie dla oka, ale żeby na końcu okazało się, że punktów w tabeli brakuje? Pytanie wydaje się retoryczne. Zresztą, działa tu mechanizm, który - zachowując wszelkie proporcje - przeżyli niedawno aktualni mistrzowie świata. Wielu narzekało na mało porywający styl Francuzów, gdy wygrywali mundial, ale dzisiaj to oni mają w gablocie kolejny puchar i Deschamps w życiu nie zamieniłby go na piękną grę, która mogłaby takich efektów nie przynieść. Mimo naprawdę licznych głosów krytyki. Wracając do naszej kadry, w kwalifikacjach Euro chodzi o punkty, bo one dają awans do turnieju finałowego, a taki jest przecież zasadniczy cel reprezentacji na ten rok. W grupie, która - mówiąc dyplomatycznie - nie jest najsilniejsza, grzechem byłoby przepuścić taką okazję, potykając się z niżej notowanymi rywalami. Wynik bierze więc górę nad stylem, nie ma żadnych wątpliwości, a tym bardziej na tym etapie rozgrywek, dając niemal wymarzony start. W wypadku kadry Brzęczka dochodzi jeszcze jeden istotny element, psychologiczny. Po jesiennych meczach, w których nie było choćby jednej wygranej, ani czystego konta w żadnym przypadku, ta ekipa potrzebowała odblokowania. Przede wszystkim zwycięstwa. A że przy okazji udało się też dwa razy zagrać bez straty gola i wyrobić sobie przewagę nad rywalami, to tylko wartość dodana. Dlaczego Brzęczkowi zaszkodził mecz z Włochami? Skąd się zatem biorą narzekania - w dużej mierze słuszne - na postawę drużyny narodowej? Co najmniej z dwóch rzeczy. To pokolenie stać na więcej. Dużo więcej, niźli tylko chaotyczne budowanie mało składnych akcji (poza bardzo nielicznymi wyjątkami) i liczenie na błysk geniuszu Lewandowskiego, Piątka czy choćby Milika albo Zielińskiego. A poza tym, jak tu nie mieć wysokich oczekiwań, skoro czołowi zawodnicy występują na co dzień w porządnych klubach i grają tam pierwszoplanowe role? Już jesienią pisaliśmy, że Jerzy Brzęczek zaczął za dobrze; że rozbudził nadmierne oczekiwania całkiem przyzwoitym wynikiem z Italią w Bolonii. Z czasem okazało się, że ten obraz był trochę skrzywiony. Włosi wcale nie byli aż tak bardzo wymagający, a reprezentacja nowego selekcjonera została oceniona zbyt pochopnie na podstawie jednego spotkania. Trochę jej to zaszkodziło, co widać nawet z dzisiejszej perspektywy, bo odniesienia do tamtego bolońskiego wieczoru są cały czas obecne. Niepotrzebnie. Innymi słowy, Brzęczek i spółka gonią coś, co niekoniecznie nadaje się na punkt odniesienia. Takiego meczu - coś na wzór potyczki z Niemcami selekcjonera Adama Nawałki - ta kadra jeszcze nie rozegrała. I na pewno nie można za taki uznać wiedeńskiej batalii z Austrią, nawet jeśli zakończyła się ona wiktorią. Tak jak z dużo słabszą Łotwą, za dużo rzeczy szwankowało i ciągle budzi uzasadnione obawy, gdy naprzeciwko stanie groźniejszy przeciwnik. Drużyna ciągle poszukiwana O tym, że nie mamy drużyny w pełnym tego słowa znaczeniu, nie trzeba przekonywać. Można to nawet zobrazować. Najbardziej rzucają się bowiem w oczy duże - rzadko spotykane na tym poziomie - przestrzenie na boisku między poszczególnymi formacjami, powodujące, że nie ma naturalnej ciągłości w grze. Znakomite podanie Krychowiaka do Lewandowskiego na Stadionie Narodowym, które - gdyby zakończyło się golem kapitana - mogło być wizytówką ostatnich dwóch spotkań, tak naprawdę tylko przysłania coraz większy problem w środku pola. Trochę nieoczekiwany, bo Krychowiaka i przede wszystkim Klicha stać na więcej, a po raz kolejny obydwaj spisali się co najmniej słabo. Jeśli ekipa grała za wolno, to źródeł należy szukać głównie w środku pola. Ale drużynowe niedociągnięcia widać też wyraźnie na bokach. Selekcjoner przekonał się jesienią, że bez klasycznej gry skrzydłami daleko nie poleci, problem w tym, że współpraca po bokach pozostawia bardzo dużo do życzenia - czy biegają tam Kędziora, Reca, Grosicki albo Zieliński, któremu trener Ancelotti znalazł w Napoli nową pozycję, nie jako "10", co też może dawać do myślenia. Lepiej jest z Bereszyńskim, ale ten gra na nieswojej pozycji, bo po prawej stronie czuje się zdecydowanie lepiej. Takie są realne niedociągnięcia tej ekipy, wręcz kłujące w oczy, po miesiącach prób i błędów. Z drugiej strony, trudno przekonywać, że Brzęczkowi sprzyjało tylko szczęście. Środek obrony i atak to mocne atuty reprezentacji, którym selekcjoner dał szansę, aby się rozwijały. Nie chodzi o Glika i jego twardość w grze, to jest wiadome od dawna, ale bardziej o Bednarka, który dzięki zaufaniu w reprezentacji zaczął regularnie grać w Southampton i nabrał większej pewności. Z przodu Lewandowski z Piątkiem obalili tezę, jakoby nie mogli grać razem. Mogą. Tak samo jak możliwa jest delikatnie zmodyfikowana pozycja dla kapitana, w roli nieznacznie cofniętego rozgrywającego. To zalążki czegoś nowego - pewnie zbyt rzadko widoczne, to prawda - ale może warto jeszcze trochę poczekać na lepszy styl i przyjąć, że to jest proces, na pewno trudniejszy niż na co dzień w klubie? Tym bardziej, że w tabeli wszystko się zgadza. Brzęczek znowu kupił sobie niezbędny czas, księgując komplet punktów. <a href="https://wyniki.interia.pl/rozgrywki-G-euro-2020-kwalifikacje-kwalifikacje-grupa-g,cid,715,rid,3805,gid,1065,sort,I" target="_blank">Wyniki, terminarz i tabela "polskiej" grupy eliminacji Euro 2020</a> Remigiusz Półtorak