Olgierd Kwiatkowski, Interia: Zagrał pan we wszystkich sześciu meczach reprezentacji, które poprowadził trener Jerzy Brzęczek. Nie były w tym czasie spotkań wygranych? Jan Bednarek, obrońca Southampton: - Te mecze były wartościowe. Uczyliśmy się siebie. Były różne formacje, rożne systemy. Koniec eksperymentowania, czas na wygrywanie. Tego nie wie nikt, co będzie ale mam nadzieję na dobre wyniki. Jesteśmy pozytywnie nastawieni. Chcemy tego meczu. Czujemy się dobrze. W drużynie panuje mega atmosfera. Skąd ta dobra atmosfera skoro ostatnio nie było dobrych wyników i w czym się ona objawia? - Po czterech miesiącach jesteśmy spragnieni kontaktu ze sobą, stęskniliśmy się. To wynika z chęci pokazania, że nam nie wyszło, że nie byliśmy prawdziwi w tych meczach. A nie przeważa w was uczucie, że za dużo było tych porażek? - Czujemy się z tym źle. Gra zaczyna się od nowa. Największych cechuje to, że po porażkach potrafią się podnieść. Kiedy nie idzie potrafią wstać, zjednoczyć się i pokazać prawdziwą wartość drużyny. My wiemy, że jesteśmy silni. Jest w nas chęć sukcesu. Na początek eliminacji dostaliście najtrudniejszego przeciwnika i to na wyjeździe. To dobrze? - Musimy się dostosować. Nie będziemy się bali Austriaków. Znamy ich mocne i słabe strony. Chcemy wygrać i to jest nasz cel. Nauczyłem się tego, że nie ma co patrzeć na przeciwnika. Na tym poziomie nie ma słabych drużyn. Najważniejsza jest ciągła koncentracja i trzeba robić swoje. Pan ma wiele do zawdzięczenia trenerowi Brzęczkowi. Jesienią, gdy nie grał pan w klubie, selekcjoner wystawiał pana w meczach reprezentacji. - Trener może się uśmiechnąć, bo on jako jeden z nielicznych we mnie wtedy wierzył. Na tym polega budowanie zespołu, nawet jak zawodnikowi nie idzie, trener potrafi mu zaufać. Ja wiedziałem, że muszę się starać, bo jeśli nie, wiosną nie będzie mnie w kadrze. Były też głosy krytyczne, że skoro pan nie gra w Southampton, nie powinien pan być powoływany. - Opinia, zdanie innych nie ma znaczenia. Nie będę skupiał się na rzeczach, które mogą mieć na mnie negatywny wpływ, ale na tych, które mogą mi pomóc chociażby o 1 procent. Co panu dało to zaufanie okazane przez selekcjonera? - Nabrałem oddechu. W klubie nie grałem, a tu - w reprezentacji - dostawałem nowe życie. To był bodziec do jeszcze ciężej pracy, żeby nie zawieść selekcjonera. Przeżywałem ciężkie chwile, co tydzień siedziałem na ławce, ale mogłem przyjechać na zgrupowanie kadry i poczuć atmosferę meczu. Dzięki temu kiedy nadeszła szansa w klubie potrafiłem ją wykorzystać. Trener Brzęczek utrzymał mnie przy życiu. Były chwile zwątpienia? Nie będę ukrywał, że się pojawiały. Krótkie, ale były. Byłem zły, pytałem siebie, czy coś jest nie tak. Nadchodził jednak jakiś pozytywny bodziec i dalej walczyłem, żeby kiedy nadejdzie szansa, być gotowym do gry. W ostatnich miesiącach, kiedy wrócił pan do składu Southampton jest zupełnie inna sytuacja. Dostaje pan pochwały, jest wyróżniany, lepiej idzie drużynie. - Cały czas jestem tym samym gościem. Potrzebowałem zaufania innego trenera, który mi zaufa. Zawsze wykonywałem swoją pracę, dawałem wszystko, na każdym treningu i meczu. Dlaczego jeden trener Mark Hughes panu nie ufał, a przyszedł nowy Ralph HasenHuttl i zaczął pana wystawiać? - Nie miałem żadnych układów z tym trenerem. Może mnie widział we wcześniejszych meczach, klubach. Nie będę pytał jednego dlaczego nie grałem, drugiego - dlaczego gram, Robię swoje, wchodzę na boisko i daję z siebie maksa. Poprzedni uważał, że jestem słabszy niż ci, co występują. Czy jak tak uważałem. Nie jestem takim człowiekiem, który będzie kład kłody pod nogi kolegom. Zawsze starałem się, żeby drużyna wyszła z dołka i pomagaliśmy sobie nawzajem. Czeka pan oczekuje w meczu z Austrią? - Kończą się eksperymenty, czas na gole, czas na zwycięstwa. Chcemy wygrać. Wysłuchał Olgierd Kwiatkowski