Pierwszy raz spotkaliśmy się w 2012 r. Michał Probierz zaczynał serię wywiadów po objęciu stanowiska trenera Wisły Kraków i okazało się, że do tych rozmów jest przygotowany lepiej niż dziennikarze. Prześwietlił każdego, sprawdził warsztat, wybadał nastroje. Ale to nie był koniec - z czasem drążył dalej i wyciągał coraz dziwniejsze informacje od coraz dziwniejszych ludzi. - Doskonale wiem, że pan jest kibicem Cracovii - wypalił do mnie, gdy jego Wisła przegrała kolejne spotkanie, a ja próbowałem dociec tego powodów. I nie przekonały go tłumaczenia, że jestem spoza Krakowa, i że nie sympatyzuję z żadnym klubem. Probierza nie bardzo to obchodziło, bo cel osiągnął - sprawdził przeciwnika, wsadził kij w mrowisko i wywołał kontrowersję. Typowe dla niego polowanie na czarownice. Wiedział też, że będzie kontrowersyjnie, gdy w Cracovii do sali konferencyjnej wparował z ziemią i doniczką, by na tej podstawie objaśnić etapy rozwoju piłki nożnej. Także nie gryzł się język w kwestiach lotniska w Białymstoku, pracy ekstraklasowych sędziów, właściciela Wisły, czy podczas internetowych przepychanek z kibicami, które czasem były na żenującym poziomie. Słowem - Probierz, którego wszyscy znają i za co chętnie go krytykują. Inna twarz Michała Probierza Ale jest też Probierz, o którym mówi się rzadziej. Probierz, który odchodząc z Wisły zrezygnował z sowitej odprawy. Probierz, który przed świętami zaprasza dziennikarzy na szybką szklaneczkę czegoś mocniejszego. Probierz, który po odejściu z klubu dzwoni i dziękuję za współpracę. Albo który pyta o sprawy osobiste i oferuje pomoc. Być może to gierki Probierza, na które w klubie mógł sobie jeszcze pozwolić. Czasem w ten sposób ściągał presję z piłkarzy, czasem świecił oczami za cały klub, a czasem po prostu chciał być kontrowersyjny i szukał dziwnych sposobów. Zresztą natłok dziwnych myśli pojawiający się w głowie szkoleniowca słychać czasem podczas konferencji prasowych, gdy zaczyna od sytuacji kadrowej, a kończy na ostatnio przeczytanych aforyzmach. Taki Probierz wnosił koloryt do ligi. Część kibiców nosiła go na rękach (głównie ta z Białegostoku, czasami z Cracovii), u części wywoływał nieukrywaną niechęć. Teraz jednak sytuacja się zmienia, bo Probierzowi po raz pierwszy musi zależeć na tym, by mieć za sobą wszystkich - zarówno kibiców, jak i piłkarzy. Odpowiedzialność przed milionami W reprezentacyjnej szatni Probierz nie będzie już bossem. Może być przywódcą, kierownikiem, głównym odpowiedzialnym, ale nie szefem, któremu wszystko wolno. Tu już nie będzie mógł się przejechać po wszystkich zawodnikach (jak w Wiśle), nie przejdzie też konflikt z liderem zespołu (jak w Cracovii), w grę nie wchodzą też otwarte pyskówki z kibicami (jak w Jagiellonii). Tu już nie będzie "hura-bura szef podwóra", jak napisano o Probierzu w jednym felietonów. W kadrze praca wygląda zupełnie inaczej, jest inaczej eksponowana i inaczej oceniana. Tu znacznie wyżej zawsze będą stały akcje eleganckiego i wyważonego Adam Nawałki niż boksującego się z otoczeniem Czesława Michniewicza. Póki wyniki będą, to można nosić głowę wysoko i patrzeć na wszystkich z góry, ale wcześniej czy później kryzys przyjdzie, a w kadrze na cierpliwość szefostwa nie ma co liczyć. I to nawet, jeśli szefem jest stary i sprawdzony w boju druh, jak jest w przypadku Kuleszy i Probierza. W Jagiellonii większe lub mniejsze wpadki tysiące kibiców było w stanie im wybaczyć, ale potknięcia w reprezentacji obchodzą już miliony. A jeśli dojdzie do tego trenerska buta, to wraz z Probierzem za niepowodzenie odpowie także Kulesza. Szczególnie, że obecny prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej nie został jeszcze solidnie rozliczony za zatrudnienie Fernando Santosa, więc teraz liczy, że skórę uratuje mu Probierz. Kontrowersyjne? W tym układzie personalnym czegoś innego trudno się spodziewać. Piotr Jawor