Informacje przekazane wczoraj w oficjalnym komunikacie Lecha Poznań momentalnie odbiły się szerokim echem w polskim środowisku sportowym. Próbka A pochodząca z badania antydopingowego przeprowadzonego po meczu mistrzów Polski z Djurgardens IF dała bowiem wynik pozytywny u Bartosza Salamona, który na ostatnim zgrupowaniu reprezentacji Polski rozegrał 90 minut w starciu z Albanią. "To pierwszy przypadek pozytywnego wyniku testu przy kilkudziesięciu testach, którym nasi zawodnicy byli poddani w ostatnich sezonach. Wyjaśnieniu będzie podlegać to, w jaki sposób wykryta substancja dostała się do organizmu piłkarza. Gracz nie przyjmował jakichkolwiek leków i suplementów diety bez zgody oraz konsultacji sztabu medycznego KKS Lech" - możemy przeczytać na stronie klubu. Obrońca także szybko odniósł się do całej sytuacji, zapewniając, że wieści o pozytywnym wyniku wywołały u niego taki sam szok, jak u pozostałych. "Ta wiadomość jest dla mnie wielkim zaskoczeniem i kto mnie zna wie, że jestem bardzo uważny na każdy suplement czy lek, który przyjmuję i zawsze konsultuję go z lekarzem klubu" - przekazał. Kobus-Zawojska ironicznie: Nie ma to jak wiarygodny przekaz W swoim komunikacie "Kolejorz" poinformował także, że w organizmie piłkarza wykryty został chlortalidon, czyli substancja stosowana w leczeniu nadciśnienia, która zdaniem klubu "nie przynosi żadnej korzyści w rozumieniu poprawy zdolności wysiłkowych zawodnika". Do tej części oświadczenia odniosła się polska wioślarka i multimedalistka olimpijska Agnieszka Kobus-Zawojska, która dała jasno do zrozumienia, że przekazane w komunikacie informacje nie są do końca wiarygodne, a w rzeczywistości lek mógł maskować przyjmowanie innych substancji. "Komunikat sprytny. Lek na nadciśnienie, który nie przynosi korzyści zdolności wysiłkowej zawodnika. Prawda jest taka: diuretyk, lek moczopędny, który maskuje przyjmowanie innych substancji. Nie ma to jak wiarygodny przekaz. Życzę kibicom, aby zawodnik okazał się niewinny" - napisała na Twitterze.