W mojej opinii Waldemar Fornalik sprawdził się w próbie ognia. To nie on, tylko zawodnicy pokpili sprawę w I połowie, gdy los i Robert Lewandowski dał im na tacy rzut karny, który Kuba Błaszczykowski zamienił na gola. Niestety, po nim włączyliśmy opcję: "słaba strona w naszej mentalności narodowej". Zbyt szybko obrośliśmy w piórka, osiedliśmy na laurach, poczuliśmy się, że już nie trzeba dawać z siebie "maksa", bo przecież prowadzimy, więc po kontrze "coś tam się wciśnie". Tymczasem to rywal wcisnął i to dwie sztuki. Fornalik obiecał w czwartek, że choć przeżywa mecze niesamowicie, nie straci głowy i będzie podejmował trzeźwe decyzje. Tak też zrobił. Zamienił Kamila Grosickiego na Adriana Mierzejewskiego, którym to ruchem uratował remis. Nowy selekcjoner zaryzykował przed meczem posyłając do boju Kamila Glika, który dopiero po raz pierwszy grał w wyjściowym składzie z Marcinem Wasilewskim. Choć straciliśmy gola po rzucie rożnym, ten duet nie zawiódł, a Glik radził sobie dzielnie z największą gwiazdą Czarnogóry - Mirko Vucziniciem. Owszem, było sporo momentów, które należy wyeliminować. Takie choćby jak kontra Mierzejewskiego z drugiej połowy, w której brali udział tylko Kuba i "Lewy", a reszta stała na własnej połowie przyglądając się, jak sześciu Czarnogórców musi "skasować" ten atak. Podobnie, z przeważającymi siłami wroga szarpał się "Błaszczu" i nie doczekał się wsparcia, jak Polska w 1939 r. Ale to mogło wynikać z braku sił, a pewnie też ze strachu przed stratą trzeciej bramki. Remis z Czarnogórą w Podgoricy niczego, ani nikogo - nawet Ludo Obraniaka - nie przekreśla. Nasz zespół, dzięki przejściu takiego piekła, jak mecz u punkty na Stadionie pod Goricą, powinien okrzepnąć i prezentować się lepiej w następnych meczach walki o mundial 2014 r. Czy to okrzepnięcie wystarczy do awansu? Mając na "rozkładzie" Anglię, po piłkarsku musimy stanąć na rzęsach, jeśli chcemy jechać do Brazylii. Z Podgoricy Michał Białoński