Tu znajdziesz pierwszą część wywiadu z trenerem MichniewiczemMichał Białoński, Interia: Czy po zwycięstwie nad Włochami, gdy awans na igrzyska był bardzo blisko, kalkulował już pan, jaką trójkę spośród starszych piłkarzy zabrać do Tokio? Czesław Michniewicz, trener reprezentacji Polski do lat 21: Nawet się człowiek nad tym dłużej nie zastanawiał. Pomyślałem o tym w duchu tylko przez chwilę, nie mówiłem tego głośno. W pierwszej kolejności zabrałbym zawodników z rocznika 1996, którzy pomogli tej reprezentacji, na czele z Bartkiem Kapustką czy Pawłem Bochniewiczem. Ktoś by doradził, żeby wziąć inne gwiazdy dorosłej reprezentacji, ale przecież one będą zaangażowane w rozgrywki ligowe, igrzyska toczą się w sierpniu i kluby niekoniecznie chciałyby zwalniać swych liderów. Jak pan widzi w przyszłości młodzieżową reprezentację Polski? - Mam kontrakt przedłużony na następne eliminacje do młodzieżowych ME. Zanosi się na to, że będzie fajna drużyna. Z dotychczasowej zostają: Grabara, Gumny, Fila, Bochniewicz, Bielik, Pestka, Dziczek, Jóźwiak, Szymański, Tomczyk, Płacheta. Dojdą: Walukiewicz i inni z reprezentacji do lat 20. Jest szansa na to, że zastosuje pan też inny wariant gry niż uważna defensywa i kontrataki? - Chcielibyśmy i w eliminacjach będziemy musieli zagrać inaczej, bo tam trzeba wygrywać. Natomiast jeśli trafisz na rywali pokroju Włochów, to grą w otwarte karty nie masz najmniejszych szans, dostaniesz lanie, a pójściem na wymianę ciosów tylko im ułatwisz zadanie. Z takimi ekipami trzeba rywalizować sposobem, ale my musimy znaleźć sposób na nasze ataki pozycyjne. Może zagramy po hiszpańsku, bez napastnika, a na Szymańskiego już wołamy Ceballos, bo od Sebastiana do "Sebajosa" droga niedaleka (śmiech). Co by chciał pan poprawić? - Rozmawiałem już z Piotrkiem Burlikowskim (doradca prezesa PZPN-u Zbigniewa Bońka - przyp. red.) o tym, że potrzebujemy więcej kontaktów na takim poziomie jak mecze na młodzieżowym Euro. W przyszłym roku, w czerwcu, będą wolne terminy, na które trzeba zaaranżować sparingi z Niemcami jeszcze raz i z Hiszpanią. Za rzadko rywalizujemy z takimi tuzami i to jest nasz problem. Później trafiasz na takiego rywala na turnieju i kompletnie nie masz pojęcia jak z nimi grać. Lecę do Włoch na półfinał i zobaczę, jak Francja poradzi sobie z Hiszpanami. Nasz mecz z nią pokazał, że wszystko się dzieje dużo szybciej, rywale są bardziej kreatywni, mają więcej pomysłów na rozegranie akcji, robią to tak dokładnie i precyzyjnie, że nie pozwolą ci się nawet zabezpieczyć w strefie głębokiej defensywy. Cyrkulacja piłki jest duża, ona chodzi od nogi do nogi, ganiają cię od prawej do lewej, tak jakbyś konia na uwięzi prowadził dookoła, aż w końcu cię to zamęczy. Obydwa półfinały zapowiadają się ciekawie, bo Francja to nie są ułomki, na dodatek jest dobra w defensywie, a w drugiej parze bramkostrzelna Rumunia postawi się Niemcom. - Z trenerem Niemców Stefanem Kuntzem mam dobry kontakt. Oni dobrze grają, mają kilku artystów w drużynie. Nam zabrakło zdrowych Kownackiego i Kapustki. Z nimi nasza ofensywa wyglądałaby o niebo lepiej. Do obrony mieliśmy wielu chłopaków, ale nie starczało ich do kreowania gry. "Kapi" (Bartosz Kapustka - przyp. red.) był najważniejszy w tej całej układance. Na dodatek "Kownaś" doznał kontuzji, walczył z czasem, pojechał do Łodzi na rehabilitację, tam go przegonili, wrócił cały obolały. Niby mięsień uda był cały oklejony, ale to nie gwarantowało mu dyspozycji na sto procent. Kogo by pan polecił selekcjonerowi Jerzemu Brzęczkowi do wykorzystania od zaraz? Najprostsza odpowiedź to pewnie Kownacki, który grał już na MŚ w Rosji. - Na poznawanie pierwszej reprezentacji zasługują już Grabara, Bielik. Kamil mógłby poobserwować na treningach Szczęsnego i Fabiańskiego, których pozycja jest niepodważalna, ale "Grabarka" to chłopak z przyszłością. Bielik też jest godny uwagi. W roli stopera, czy defensywnego pomocnika? - Ja bym go widział na obu pozycjach. Jest wszechstronny. Jak będzie zdrowy "Kapi", to w sposób naturalny seniorska reprezentacja powinna go obserwować. Ale to nie jest tak, że oni dzisiaj wskoczą do składu i od razu będą grali. "Grabarka" jest nieprawdopodobnie utalentowany, ale jeszcze nie "przeskoczy" Szczęsnego, czy Fabiańskiego. Tak jak "Kownaś" nie wyprzedzi "Lewego", Piątka czy Milika. Prędzej czy później ci chłopcy będą dostawać swoje szanse, bo przecież biologia zrobi swoje. Starsi zawodnicy skończą kariery pewnie po przyszłorocznych ME i naturalnymi następcami są zawodnicy z mojej młodzieżówki. Myślę, że oni mają tego świadomość. Dlatego też po turnieju rozmawialiśmy, że dla nich przygoda z kadrą U-21 już się kończy, ale to wcale nie oznacza, że wcale już nie będą grać w reprezentacji, bo pierwsza kadra czeka. I taka jest prawda. Krystian Bielik został wybrany do najlepszej "jedenastki" fazy grupowej. Podejrzewał go pan o taką sprawność, jaką się wykazał przy bramce strzelonej Włochom? - Krystian jest bardzo sprawny ruchowo. Gdy go obserwuję podczas gry na siatce, obijania o bandę, to widzę jak on się potrafi zachowywać. Dlatego ta bramka mnie nie zdziwiła. Bielik potrafi strzelić ładnego gola nawet z przewrotki, choć niektórym jest ciężko to sobie wyobrazić. Krystian jest ogólnie sprawny i taki elastyczny - łatwo się wygina, w prawo i lewo. Dzięki temu łatwo mija przeciwników. Jak to mówi mój kolega po bramkarskim fachu Jarek Stróżyński - "balsam ciałem". Bardzo się cieszę z powodzenia Bielika. Chłopak trochę za dużo powiedział po ostatnim turnieju młodzieżowych ME w Polsce (chodzi o krytykę pod adresem ówczesnego trenera młodzieżówki Marcina Dorny - przyp. red.) i niektórzy już go skreślali, a okazało się, że warto dać mu drugą szansę i on się za to odpłaca. Trzeba też przyznać, że Krystian dobrze się czuł w naszej drużynie. Nad czym muszą pracować pana podopieczni? - Chciałbym, aby ci chłopcy grali na wyższym tempie, w klubach, które szybciej operują piłką. To, co się rzuca w oczy - decyzyjność o strzale, podprowadzaniu czy przyjęciu w czołowych drużynach następuje w ułamku sekundy. W Polsce gramy wolno i jest znacznie niższa intensywność gry. Dlatego w serii trzech meczów co trzy dni ten trzeci był już dla nas ciosem poniżej pasa. Z Belgią grano szybko i w upale, z Włochami jeszcze szybciej i w upale, w spotkaniu z Hiszpanią chłopcy nie wytrzymali tempa. Jeśli pojedziemy na następny turniej, to znowu będą trzy ciężkie mecze co trzy dni. Adaptacji organizmów na tak intensywny wysiłek nie da się przeprowadzić na zgrupowaniu przed turniejem. Tak trzeba grać w każdym meczu ligowym i tak trzeba trenować na co dzień. Na spotkaniach z trenerami dużo się mówi o intensywności treningów. Jeśli chcesz grać w europejskich pucharach, to musisz prezentować futbol bardziej intensywny. Jako selekcjoner i były trener ligowy ma pan jakąś radę na to, co powinniśmy zrobić, aby w Polsce chociaż raz na 20 lat rodził się rasowy rozgrywający, niekoniecznie na miarę Deyny, tylko zwykły reżyser gry? - Przede wszystkim trenerzy muszą być przygotowani do tego, aby uczyć chłopców rozwiązań. Gdy analizowaliśmy grę Ceballosa, spostrzegliśmy jak on cały czas porusza głową, skanuje całe boisko. Dzięki temu, gdy dostaje piłkę, od razu wie, do kogo zagrać i robi to w ciągu sekundy. My kompletnie tego nie uczymy, takich detali. Gdy któryś z polskich trenerów powiedział o widzeniu peryferycznym, to śmiali się z niego: "O czym on w ogóle gada?!". Tymczasem mówił właśnie o tym, żeby widzieć więcej. My tego w ogóle nie uczymy. Później zawodnik, który otrzymuje piłkę stoi. Raz, że nie wie, kto obok niego stoi, bo głową nie rusza, a dwa - nie czyta tej gry. Gdy rozmawialiśmy z naszym analitykiem Piotrkiem Urbanem, o tym czym my się różnimy od Hiszpanów, doszliśmy do wniosku, że oni uczą już małych chłopców rozumieć grę. Jeśli ją rozumiesz, to nie potrzebujesz wyszukanych schematów i każdą sytuację rozwiążesz w najlepszy sposób. A my? Gdy tylko coś wychodzi poza schemat, to już jest problem. Zawodnik nie wie, co w danym momencie ma zrobić. Miał pobiec w prawo, a podążył w lewo. Hiszpanie rozwiązują takie dylematy na poczekaniu, a my niestety nie uczymy rozumienia gry. Później, gdy zawodnicy przyjeżdżają do nas na zgrupowania, to musimy ich szkolić z podstawowych zachowań na boisku, rozwiązań, których oni, niestety, w klubie nie ćwiczą. Później, na poziomie międzynarodowym jest to od razu widoczne. Trafiasz na zespół, którego piłkarze mają takie rozwiązania wpojone, od razu w meczu widać różnicę. Na naszą niekorzyść, niestety. Czyli musimy wyszkolić najpierw trenerów młodzieży? - Zdecydowanie tak. Jeżdżę czasem na mecze syna czy inne spotkania młodzieżowe i słyszę wskazówki z boku, jakie dają trenerzy: "Jedziesz! Idziesz!", to wie pan - tak my nie nauczymy grać w piłkę. Te podpowiedzi muszą być jednak inne, bo każdy wie, że trzeba "jechać" czy "iść". Rozmawiał: Michał Białoński