Sebastian Staszewski, Interia Sport: - W piątek reprezentacja Polski zmierzy się w Pradze z Czechami w meczu, który dla naszych drużyn rozpocznie eliminacje mistrzostw Europy. Pamiętasz, co pomyślałeś, kiedy dowiedziałeś się, że waszym rywalem w grupie E będą Polacy? Antonín Barák: - Że jest dobrze. Było wiele znacznie silniejszych reprezentacji, na które mogliśmy trafić, na przykład Francja, Włochy, Anglia. Szanuję Polskę i mam dużo respektu do tego, co wasza drużyna osiągnęła w ostatnich latach, ale uważam, że nie możemy narzekać na losowanie. Polska, Albania, Mołdawia i Wyspy Owcze - to rywale w naszym zasięgu. Jednocześnie nie mam wątpliwości, że faworytami są Czesi i Polacy. W piątek dowiemy się, kto jest lepszy. A kto jest twoim zdaniem? - Na razie szanse oceniam 50 na 50. Wiem, jak dużo jakości mają polscy piłkarze, znam wielu z nich. Do niedawna moim klubowym kolegą we Florencji był Szymon Żurkowski, a wcześniej grałem także z Pawłem Dawidowiczem. Znam również Piotra Zielińskiego. Dlatego nie mam wątpliwości, że czeka nas trudny mecz. Szczerze mówiąc, to nie mogę się go doczekać, bo jeszcze nigdy nie grałem przeciwko Polsce! Którego z polskich kolegów cenisz najbardziej? W Serie A nie brakuje Polaków. - Żurkowski ma duży talent. Miał jednak trochę problemów zdrowotnych z plecami, przez to nie mógł grać regularnie w reprezentacji. Szkoda, bo ma do tego odpowiednią jakość i osobowość. Dawidowicz to także świetny gość, który na każdym treningu pracował bardzo ciężko. Mam nadzieję, że w Pradze obaj wybiegniemy na boisko i znów porozmawiamy, jak w Weronie: ja po czesku, on po polsku. Całkowicie zjawiskowy jest Zieliński. Uwielbiam piłkarzy, którzy są artystami futbolu, a Piotr to prawdziwy maestro. Nigdy nie graliśmy w jednym klubie, ale i tak bardzo go szanuję. Znam też Wojciecha Szczęsnego, przeciwko któremu rozegrałem w Serie A kilka meczów. Kiedyś nawet strzeliłem mu bramkę w spotkaniu Hellas - Juventus, chyba w 2021 roku. Dzisiaj będę chciał zrobić to po raz kolejny! Powiedziałeś, że szanse to pół na pół, ale Czesi mają jeden niezaprzeczalny atut: zagracie u siebie, na stadionie Fortuna Arena, który może pomieścić 20 tysięcy kibiców. To może być gamechanger? - Z jednej strony tak, bo będziemy grać przy swojej publiczności. Ale pamiętaj, że jednocześnie będziemy czuć dużą presję. Bulwarówka "Blesk" nie ma wątpliwości i w czwartkowym wydaniu wyrokuje: "Woda jest mokra, niebo niebieskie, a Czesi awansują na Euro". - To nie jest rodzaj presji, jaki czuje się w krajach z południa, we Włoszech albo w Turcji, ale oczekiwania wobec nas są duże. Kibice uważają, że mamy obowiązek awansować z grupy i pojechać na mistrzostwa Europy. Sporo o tym piszą także media, naciskają nas, że ostatnio brakowało wyników i teraz nadszedł moment, aby to zmienić. Ale nie boimy się tego szumu, wykorzystamy go jako motywację. W Polsce jest podobnie. Selekcjoner Fernando Santos powiedział zresztą na konferencji prasowej, że jego celem w meczach z Czechami i Albanią jest sześć punktów. - Wydaje mi się, że początek meczu będzie dość bezpieczny w wykonaniu obu reprezentacji. Nikt nie będzie chciał się odsłonić, bo punkty, które są do zdobycia w Pradze, są bezcenne... Na korzyść Czech może zadziałać także fakt, że nasza reprezentacja dopiero uczy się nowego selekcjonera. Piątkowy mecz będzie jego debiutem. Jednocześnie czeski trener, Jaroslav Šilhavý, pracuje w kadrze od ponad czterech lat. - W dobie Internetu nie da się nie śledzić tego, co dzieje się w różnych reprezentacjach. Więc jestem na bieżąco. I nie mam wątpliwości, że Santos może zmienić naprawdę wiele. Ma doświadczenie z wielkich turniejów, pracował z najlepszymi piłkarzami na świecie. Widziałem wszystkie mecze reprezentacji Polski na mistrzostwach świata w Katarze i... No cóż, nie dostrzegłem tam odwagi w grze, pewności siebie, pasji. Piłkarze nie ryzykowali... Raczej walczyli o przetrwanie. - To nie był nowoczesny futbol. Zaskoczyło mnie to, bo macie świetnych zawodników ofensywnych. Dlatego muszę powiedzieć, że jestem bardzo ciekawy tego, co pokażą w piątek, jaki futbol zaprezentują. Na naszą korzyść zadziała to, że każdy trener potrzebuje trochę czasu, aby wdrożyć swoją filozofię, a Santos dopiero zaczyna przygodę w Polsce. Dodatkowo ma inną mentalność niż Polacy, więc będzie musiał przestawić swoje myślenie. Ale długofalowo możecie skorzystać na współpracy z takim specjalistą. W jakim momencie jest dzisiaj reprezentacja Czech? Z jednej strony macie kilku jakościowych zawodników - ty grasz we Fiorentinie, Tomáš Souček i Vladimír Coufal w West Hamie, Adam Hložek i Patrik Schick w Bayernie Leverkusen, chociaż ten ostatni z Polską nie zagra. Z drugiej strony większość powołanych przez Šilhavý’ego zawodników występuje w lidze czeskiej. Na mundialu was zabrakło... - Dla mnie to ostatni moment, kiedy moja generacja może osiągnąć coś wielkiego. Teraz albo nigdy. Wiemy, że nie mamy piłkarzy, którzy grają w topowych klubach, jak Real Madryt czy Bayern Monachium, ale jakości nam nie brakuje. Zdobywamy odpowiednie doświadczenie w europejskich rozgrywkach, mamy świetnego trenera. Dlatego w ciągu 3-4 lat musimy pokazać to, co potrafimy. Jeśli nie zrobimy tego teraz, szansa zniknie. Pojawią się nowi piłkarze, nasza generacja przeminie. Nie mamy wyjścia, musimy awansować na Euro 2024. Ale żeby to się udało, powinniśmy zmienić kilka rzeczy. Na przykład mentalność. Co z nią nie tak? - Czesi nie za bardzo lubią ryzyko. A w tych eliminacjach powinniśmy zaryzykować, zagrać odważniej, pokazać umiejętności. Trzeba uwierzyć w siebie. Jeśli to zrobimy, to na poziomie międzynarodowym będziemy mogli rywalizować z każdym. Co tak naprawdę oznacza fakt, że aż piętnastu kadrowiczów zostało powołanych z ligi czeskiej? Głównie ze Slavii i Sparty Praga, ale także z Viktorii Pilzno i Sigmy Ołomuniec. Ktoś powie: czeskie kluby stać dziś na najlepszych czeskich piłkarzy. A ktoś inny: w Europie nikt o Czechów się nie zabija. Gdzie leży prawda? - Slavia i Sparta miały w ostatnich latach świetny czas i mogły pozwolić sobie na zatrudnienie bardzo dobrych zawodników. To, co zrobiła Viktoria, było natomiast dużą niespodzianką, bo nie mieli takich budżetów jak kluby ze stolicy, a jednak wygrali ligę i awansowali do Ligi Mistrzów. To było jak cud, nie sądzę, aby szybko się powtórzył. Jeśli więc Czech wraca do kraju, to raczej do Slavii lub Sparty. Te dwa kluby gwarantują grę w europejskich pucharach. Poza tym to najlepsze możliwe okno wystawowe. Jeśli chcesz wyjechać do Europy, to właśnie z Pragi. Stąd tak duża liczba zawodników grających w tych dwóch klubach. To była także twoja droga. W 2017 roku wyjechałeś ze Slavii do Udinese. Dziś masz na koncie ponad 150 meczów w Serie A. Czujesz na swoich barkach ciężar bycia liderem reprezentacji Czech? - Znam swoją wartość, wiem, że jestem doświadczonym zawodnikiem, który gra w silnej lidze. Ale to nie jest presja, która mi przeszkadza. Wręcz przeciwnie - każdy przyjazd na kadrę mnie cieszy, to duża przyjemność, spełnianie dziecięcych marzeń. Jednocześnie mam świadomość jakie są fakty. Dziś podczas treningu żartowałem, że jestem tu dziadkiem. A mam dopiero 28 lat! Natomiast pozostali zawodnicy mają 20, 21 lat, a więc siłą rzeczy muszę im pomóc, tak jak ktoś kiedyś pomógł mnie. W Pradze rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia Sport