Są tacy, którzy twierdzą, że obie wojny światowe to tak naprawdę jeden konflikt z 20-letnią przerwą na zebranie sił i dozbrojenie. W dwudziestoleciu międzywojennym sytuacja w Europie była napięta niczym plandeka na żuku, zwłaszcza tyczy się to środkowo-wschodniej części kontynentu. Państwo sezonowe W polskim sąsiedztwie tylko jeden kraj pozostał całkowicie demokratyczny przez całe lata 20. i 30. XX wieku. Tym rodzynkiem była Czechosłowacja, powstała po rozpadzie Austro-Węgier. Demokracja nie daje automatycznie dobrosąsiedzkich stosunków z krajami ościennymi - Czechosłowacy nie lubili się z nikim oprócz Rumunii, za co osobiście odpowiadał prezydent, którym był Tomáš Garrigue Masaryk zwany przez rodaków "Tatinek", czyli "Tatuś/Ojczulek". Historycy piszą o szczególnej antypatii Masaryka względem Polski, którą nazywał "mniejszą, słabszą Rosją". Czeski prezydent odradzał aliantom pomoc naszemu krajowi podczas nawały bolszewickiej, traktował Polskę jako państwo sezonowe, jego niechęć do nas przejawiła się m.in. sojuszem ze Związkiem Radzieckim. Było to zachowanie dość irracjonalne, bo każdy kto kiedykolwiek poznał Czecha lub Słowaka potwierdzi jak podobni są to do Polaków ludzie, a na początku XX-lecia międzywojennego Czechosłowacja miała nawet flagę identyczną jak my - Biało-Czerwoną. Wrogość między Polską i Czechosłowacją nie ograniczała się do gestów czy sojuszy wymierzonych w sąsiada, a przybierała bardziej konkretne formy. Przez cały okres międzywojnia tlił się konflikt o Zaolzie, zajęte w dużej części przez Czechów i odzyskane przez Polskę w 1938 r., gdy państwo czechosłowackie przestało istnieć na mocy konferencji monachijskiej. Dość o polityce, ale tło jest ważne zwłaszcza w tak niespokojnych czasach i w tak politycznej imprezie jaką były pierwsze europejskie mistrzostwa świata w piłce nożnej w 1934 r. Faszystowski dyktator Włoch Benito Mussolini nie bardzo lubił calcio, ale uznał że to będzie dobra okazja pokazać światu nadzwyczajną pozycję jaką uzyskała wówczas Italia w globalnej hierarchii. Na oficjalnym plakacie mistrzostw widnieje rzymska liczba "XII" symbolizująca czas, który minął od słynnego "marszu na Rzym". W finałach wzięło udział 16 reprezentacji, do eliminacji przystąpiło 29 zespołów, z czego jeden wycofał się w trakcie. Była to reprezentacja Polski. Pierwszy walkower w historii W eliminacjach zastosowano klucz geograficzny, Było to spowodowane kosztami i logistyką, futbol był wówczas amatorski, piłkarze pracowali zawodowo. I tak m.in.: Szwecja trafiła w losowaniu na państwa bałtyckie, Portugalia na Hiszpanię, Włochy (gospodarz!) na Grecję, Węgry na Austrię, Belgia na Holandię, III Rzesza na, a Polska na Czechosłowację. Nie mógł zadziałać dzisiejszy klucz, w którym skonfliktowani sąsiedzi nie mogą grać przeciw sobie - Rosja i Białoruś z Ukrainą, Serbia z Kosowem, Hiszpania z Gibraltarem - wówczas wszyscy byli skonfliktowani ze wszystkimi. Sport wtedy dzielił zamiast łączyć. W pierwszym meczu 15 października 1933 r. na stadionie Wojska Polskiego Biało-Czerwoni walczyli dzielnie by ostatecznie ulec Czechosłowacji 1-2. Honorową bramkę zdobył w 52. minucie z rzutu karnego Henryk Martyna, obrońca Legii Warszawa, któremu w defensywie jako kapitan partnerował opisywano przez nas niedawno Jerzy Bułanow. Jego vis-a-vis z opaską na ramieniu był słynny, František Plánička, bramkarz praskiej Slavii, rozegrał dla niej 969 meczów. Czeski golkiper był nazywany "Kotem z Pragi" i uznawano po Hiszpanie Ricardo Zamorze za najwybitniejszego bramkarza w okresie międzywojennym. Południowi sąsiedzi mieli w swych szeregach również doskonałych Oldřicha Nejedlého (późniejszy król strzelców mistrzostw świata w 1934 r.) i Antonina Puča (rok później zdobywcę jedynego gola dla swej drużyny w przegranej w Włochami, finałowej potyczce o mistrzostwo świata). Dlatego po przegranej u siebie, na rewanż 15 kwietnia 1934 r. Polacy nie jechali jako faworyci. Sęk w tym, że do Pragi ... w ogóle nie dojechali. Cztery dni przed spotkaniem w polskiej prasie pojawił się oficjalny komunikat informujący o odmowie Ministerstwa Spraw Zagranicznych wydania paszportów członkom polskiej ekipy. Jak przekonywał "Ilustrowany Kurier Codzienny", "polskie władze sportowe stanęły na stanowisku, że mecz ten w obecnych warunkach politycznych nie może dojść do skutku". Echa medialne Polska prasa, być może dość kuriozalnie z dzisiejszego punktu widzenia podnosiła, że walkower będzie próbą zwrócenia uwagi, na "prześladowanie i tępienie polskości na Śląsku pod zaborem czeskim". Charakterystyczny, był komentarz wydawanego przez koncern "IKC" tygodnika "Raz, Dwa, Trzy" przekonującego, że "sportowców powinno to nawet cieszyć, że właśnie w sporcie znalazł nasz rząd możliwość do wzbudzenia największego rozgłosu światowego". Polska prasa podawała w sensacyjnej formie informację o pożarze trybuny na stadionie Sparty, na którym planowano rozegranie meczu z Polską. Według prasy, pożar miał być dziełem szowinistów czeskich, którzy w ten sposób chcieli uniemożliwić występ drużyny polskiej na terenie Pragi. W pomnikowej Historii Mundiali, Leszek Jarosz cytuje "Przegląd Sportowy", który cieszył się że dzięki piłce nożnej spór o Zaolzie został w końcu nagłośniony w całej Europie. Właśnie w tym spotkaniu miał zadebiutować w reprezentacji Polski Ernest Wilimowski (który ledwie co, bo 8 kwietnia debiutował w lidze w barwach Ruchu Wielkie Hajduki!). Być może "Ezi" zapewniłby Polakom awans do włoskich finałów mistrzostw świata? Czechosłowacy grali na mundialu doskonale, dopiero w finale uznając wyższość włoskich gospodarzy dopiero po dogrywce. Zamiast z Czechosłowacją kadra Polski zagrała sparingowy mecz z reprezentacją Warszawy. Zwyciężyła 2-0, a Wilimowski zdobył jedną z bramek. Tak zaczynała się jego wielka kariera, który na kolejnych mistrzostwach świata, w 1938 roku we Francji został pierwszym w historii strzelcem 4 bramek w jednym meczu finałów. Incydent praski zaowocował walkowerem dla rywali przyznanym przez FIFA. Po raz pierwszy w historii ze względów politycznych! Kiedy Czechosłowacy zdobyli potem wicemistrzostwo globu, nie omieszkali wysłać do włodarzy naszego futbolu oprawionej fotografii z podpisami ekipy i stosownym podziękowaniem za: "pomoc w zdobyciu medalu". Ach, ten czeski humor... Maciej Słomiński, INTERIA