Po incydentach w 2012 roku, kiedy petardą trafiony został Przemysław Tytoń, gospodarze zapewniali, że tym razem nie będzie powtórki. Postawili specjalną siatkę oddzielającą trybuny od boiska, a w dodatku kibice "obiecali, że sytuacja się nie powtórzy". W takich wypadkach lepiej jednak dodatkowo się zabezpieczyć. Polscy kibice w zorganizowanych grupach wchodzili na stadion tuż przed godz. 19. Dochodziły nas słuchy, że przed obiektem było nerwowo. Miało bowiem dochodzić do starć małych grupek pseudokibiców. Jeszcze na rozgrzewce polscy fani wywiesili wielką płachtę z napisem "Boruc - dziękujemy". To wyrazy podziękowania dla Artura Boruca, który kilka tygodni temu zrezygnował z gry w kadrze. Byli też kibice z Wodzisławia Śląskiego, Dublina, Wronek, Tychów czy Konina. W trakcie hymnu polscy kibice odpalili kilka rac, co może mieć konsekwencje, tym bardziej, że później wcale nie zachowywali się lepiej. Przed meczem organizatorzy zapewniali, że "środki bezpieczeństwa są takie, jak nigdy dotąd". Ci, którzy wniosą na stadion niebezpieczne przedmioty, mieli być od razu przekazywani w ręce policji. Jak się okazało, polscy fani potrafili obejść te zabezpieczenia. Zresztą w przerwie spalili czarnogórski szalik. Chcieli sprowokować rywali, którzy jednak zachowali chłodną głowę. Byli spokojniejsi. Gwizdali, gdy spiker wyczytywał nazwiska polskich graczy, a także w momencie, gdy nasi piłkarze wychodzili na rozgrzewkę. Po hymnie Czarnogórcy nagrodzili jednak Polaków brawami. Tuż po rozpoczęciu meczu wystrzelili cztery petardy, a w jego trakcie robili to jeszcze kilka razy. Nie rzucali się jednak w oczy tak bardzo, jak Polacy. Ich doping był fanatyczny. Niemal nie milkli, a ich śpiewom przygrywały bębny. Polacy potrafili się jednak przebić przez ten doping, m.in. głośnymi "Polska! Polska!". Fani znad Wisły nie popisali się także po golu Roberta Lewandowskiego, gdy znów odpalili race. To samo zrobili tuż po rozpoczęciu pierwszej połowy. Czarnogórcy tylko czekali na podobny moment. Gdy w 63. minucie wyrównali, ich kibice wpadli w szaloną radość, wymachiwali szalikami, przytulali się i odpalili race. Po golu Łukasza Piszczka zamilkli. Na stadionie Pod Goricom słychać było wyłącznie polskich fanów, którzy pod koniec meczu po raz trzeci odśpiewali hymn. Czarnogórcy ożywili się tylko raz. Gdy na boisko wchodziła legenda ich piłki - Mirko Vuczinić. Głośne: "Dziękujemy! Dziękujemy!" rozległo się po końcowym gwizdku. Po meczu obie drużyny podeszły do swoich fanów, a wszystkich graczy pożegnały brawa. Polacy zbliżyli się do awansu na MŚ w Rosji, a Czarnogórcy zostawili nagrodzeni za ambitną postawę w tym spotkaniu. Z Podgoricy Łukasz Szpyrka i Michał Białoński