Po meczu "Lewy" daleki był od hurraoptymistycznych tonów, wedle których Polska już na stałe weszła do europejskiej czołówki. - Spokojnie. Pamiętajmy, gdzie byliśmy jeszcze niedawno. Musimy to mieć gdzieś z tyłu głowy. Nie ma co za daleko sięgać w przyszłość, lepiej skupić się nad tym, co zaraz nastąpi i tak raczej do tego podchodzimy. Piłka nożna w dzisiejszych czasach jest trudna do przewidzenia i zawsze należy być przygotowanym w stu procentach, mieć podejście, że czeka cię kolejny ciężki mecz. Również z tego względu cięższy, że pewnie rywal będzie do nas inaczej podchodził - tłumaczył Robert. - Jednocześnie zrobiliśmy mały krok do przodu, w kierunku awansu, ale trzeba sobie też powiedzieć, że nie zagraliśmy perfekcyjnie, ale takie są mecze eliminacyjne na wyjazdach: czasami trzeba wymęczyć, wybiegać, wywalczyć, być o tą jedną sytuację, jedną bramkę lepszą drużyną i dzisiaj wydaje mi się, że w miarę kontrolowaliśmy przebieg spotkania - komentuje Robert. - Później te zmarnowane sytuacje się zemściły i straciliśmy gola na 1-1. Czasami tak jest, że gdy nie podwyższy się prowadzenia, to ciężko jest utrzymywać prowadzenie 1-0. My jednak zdołaliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Lewandowski wywalczył rzut wolny, gdyż to jego sfaulował Stefan Savić, a później zamienił go na bramkę. Wejście nakładką Savicia w nogę Polaka przypominało brutalne wejście Gordona Greera ze Szkocji, w meczu eliminacji do Euro 2016 rozegranym w październiku 2016 r. - W odróżnieniu od faulu Szkota, po którym miałem dziurę w nodze, tym razem, po wejściu Savicia, na szczęście nic mi się nie stało. Na dodatek sędzia odgwizdał faul, bo w meczu ze Szkocją odgwizdał aut dla przeciwnika - uśmiechał się Robert, do dziś zadziwiony gafą arbitra Alberto Mallenki sprzed dwóch i pół roku. - W Podgoricy udało się z tej sytuacji strzelić bramkę. To też jest bardzo ważne, bo dawno nie udało mi się w reprezentacji zdobyć gola z wolnego. To też pokazuje, że z każdym elementem jesteśmy groźniejsi dla przeciwnika. Czy to po rzutach rożnych, czy wolnych - zauważa "Lewy". Jeśli już przy stałych fragmentach jesteśmy, to naszym piłkarzom należy się lekka bura za krycie przy rzutach rożnych Czarnogórców. Po jednym z nich Aleksandar Szofranac o mały włos nie trafił na 2-1. - Stałe fragmenty gry Czarnogórców są groźne. W jednej sytuacji o mały włos nie straciliśmy gola, choć staraliśmy dobrze bronić. Ten jeden raz po rzucie rożnym się nie udało przypilnować rywala, ale szczęście nam dopisało - przyznaje Lewandowski. Kapitan polskiego zespołu ani myśli osiadać na laurach, w związku z rosnącą przewagą Orłów w tabeli grupy E eliminacji MŚ. - Jeszcze do awansu droga daleka, choć jesteśmy na dobrej pozycji. Im szybciej sobie go zapewnimy, tym będzie lepiej i tak będziemy podchodzić do każdego przeciwnika. Przed każdym kolejnym spotkaniem będziemy mieli w głowie tylko trzy punkty - zapewnia napastnik Bayernu. Dlaczego Polacy, zwłaszcza w pierwszej połowie, z uporem maniaka często podawali górą, co przy mocno wiejącym wietrze kończyło się stratami? - Stosowaliśmy takie podania, gdyż próbowaliśmy wychodzić na wolne pole. Miejsce ku temu było sporo, czasem jednak czegoś brakowało, jak choćby zebrania drugiej piłki. O szybkie rozgranie z klepki nie było łatwo, gdyż piłka bardzo skakała. W pierwszej połowie graliśmy bardzo dobre spotkanie. W drugiej może wyszliśmy trochę zbyt defensywnie, choć dwie sytuacje mieliśmy. Ten mecz jest na pewno dobrym materiałem do przeanalizowania - uważa. Robert Lewandowski cmokał nad postawą polskich fanów. - Było ich znacznie mniej niż gospodarzy, a jednak tak głośno nas wspierali, że cały czas ich było słychać. Dlatego po meczu podeszliśmy i podziękowaliśmy im za wsparcie. Ze strony gospodarzy spodziewałem się gorętszego dopingu, ale może ostudziła ich nasza bramka i padający deszcz - zakończył "Lewy". Z Podgoricy Michał Białoński, Łukasz Szpyrka