Polscy piłkarze po raz kolejny skompromitowali się w eliminacjach EURO 2024, po wyjazdowej porażce 0:2 z Albanią szanse na wyjście z grupy E są znikome. Zostanie droga przez baraże, na które "Orły" nie zasługują. Nic więc dziwnego, że po kolejnym koszmarze, podobnym do tego z Mołdawii czy Czech, coraz bardziej uprawnione są pytania o przyszłość selekcjonera Fernando Santosa. 68-letni Portugalczyk pracuje z tą drużyną od początku roku, ale trudno w tej pracy znaleźć jakiś pozytywny aspekt. I nie powinno dziwić, że na opóźnionej o ponad pół godziny konferencji prasowej znalazł się od razu w ogniu krytycznych pytań. A pierwsze brzmiało, czy poda się do dymisji, czy też na nią poczeka. Portugalski selekcjoner ani myśli podawać się do dymisji. Jasna deklaracja - Ja mam się podać? Ani dziś, ani jutro - zapowiedział na wstępie Fernando Santos. Po czym dodał: - Zapytajcie prezesa. Jeśli uzna i zrozumie, że dalsza współpraca nie ma sensu, to porozmawia ze mną. Nie ma sensu do tego wracać, ja się nie podam do dymisji - mówił Santos. Doświadczony trener przyznawał, że rozumie kibiców, którzy zapewne wściekli oglądali to spotkanie i jego finisz. I zapewniał, że podobnie czuje się jego zespół. - Też jestem smutny i smutni są piłkarze w szatni. Zdaję sobie sprawę, że to samo czują kibice. Zaczęliśmy dobrze, zdobyliśmy bramkę, ale po jej anulowaniu gra się wyrównała. No i w końcówce połowy oni strzelili tego niezwykłego gola. W przerwie wszyscy byli zmotywowani, też dobrze weszli w grę, byłą szansa na wyrównanie. A to Albania trafiła na 2:0 - tłumaczył Portugalczyk. "Wy mnie nie rozumiecie". Irytacja Fernando Santosa sięgnęła zenitu I bronił się przed stwierdzeniami, że mniej liczne narody nie powinny ogrywać Polski, która ma blisko 40 milionów mieszkańców. - Ile osób jest w danym kraju, to nie ma znaczenia. W Portugalii mieszka mniej, a była mistrzem Europy i grała w finale Ligi Narodów. Wszyscy jesteśmy smutni, kibice, piłkarze, sztab. Smutni i zdenerwowani. I to jest normalne po takim meczu - bronił się. Tyle że Polacy nie przegrali z Albanią od blisko 70 lat - w listopadzie 1953 roku jedyny raz - do dzisiaj - ulegli tej reprezentacji. Z pozostałych 13 biało-czerwoni wygrali 10. - Ale jakie to ma znacznie, że tyle lat minęło? - Miałem dziesięć treningów z tą drużyną. To nie jest żadne 9 ani 7 miesięcy pracy. To 10 treningów - irytował się Santos. Dlaczego Krychowiak i Grosicki? Fernando Santos miał swój plan Wątpliwości co do wyborów Santosa jest wiele. Dlaczego znów stawia na Grzegorza Krychowiaka, którego wcześniej skreślił? Dlaczego w kadrze pojawił się nagle Kamil Grosicki, gdy jego forma w Ekstraklasie jest daleka od tej z wiosny? A wtedy przecież selekcjoner go nie widział. I dlaczego brakuje piłkarzy, którzy są akurat teraz wiodącymi osobami w klubach dobrze prezentujących się w pucharach? - Plan zakładał powoływanie zawodników młodych, przyszłościowych, takie były założenia. I to było widać wcześniej, uzgadnialiśmy je w rozmowach z trenerami młodszych kadr. Teraz zdecydowałem się na powołanie dwóch zawodników o wielkim doświadczeniu, by pomogli tej drużynie. Oni też potrafią grać w piłkę. Zależało mi, by to doświadczenie byli w stanie przekazać tym młodszym - tłumaczył Fernando Santos. - Wybrałem Casha, a gdyby nie zagrał i byśmy przegrali, to zapytalibyście, dlaczego nie zagrał. I tak samo jest teraz z Wszołkiem. Zawsze jest tak, że jak się przegrywa, to ci, co nie grają, są najlepsi. Wydawało mi się, że dziś najlepszym wyborem będą na bokach Cash i Bereszyński, na nich postawiłem - dodał Portugalczyk.