Michał Białoński, Interia: Szukając jasnej strony księżyca, może po tym pogromie 1-6 nasi piłkarze nabiorą pokory i złości sportowej? Cezary Kulesza, prezes PZPN: Oby tak się stało. Uważam, że lepiej jest przegrać raz 1-6 niż pięć razy po 0-1. Na pewno sztab szkoleniowy i piłkarze mają o czym myśleć, by zdobyć się na zdrową ocenę sytuacji. Ja w żaden sposób nie usprawiedliwiam zespołu, ponieważ Czesław Michniewicz nie wystawia tylko jednej "jedenastki". Cały czas rotuje, testuje nowych zawodników. Na koniec tych testów sztab szkoleniowy wyciągnie wnioski i zawęzi kadrę. Oczywiście, żałujemy tej porażki. Tym bardziej, że po pierwszej połowie mogliśmy mieć nadzieję na dużo lepszy wynik. Dziwny to był mecz. Do 60. minuty nie zanosiło się na tak dotkliwą klęskę. Zejście Roberta Lewandowskiego, ustalone wcześniej z trenerem Michniewiczem, spowodowało, że drużyna się rozkleiła. Takie przynajmniej można było odnieść wrażenie. Przy wyniku 1-2 byliśmy cały czas w grze choćby o remis. - Widać było, że Robert na ogół pilnowany był przez trójkę rywali. W ten sposób z pewnością odciążał zespół. Po jego zejściu faktycznie trochę się posypaliśmy, nastąpił przełom i padły szybko kolejne bramki dla Belgii. Trzeba oddać, że Belgowie mieli swój dzień. Potrafili regulować tempem gry. Na ogół spokojnie wymieniali piłkę, po czym następowało nagłe przyspieszenie, które nas zaskakiwało. Trudno mi to oceniać. Sztab szkoleniowy przeprowadzi analizę i poznamy wnioski. Mieliśmy też pecha, bo trafiliśmy na rozwścieczoną Belgię po porażce 1-4 z Holandią, na dodatek po bramce Lewandowskiego sportowa złość gospodarzy jeszcze bardziej urosła. - To prawda, ale też bym się pokusił o stwierdzenie, że po faulu na Krychowiaku sędzia śmiało mógł ukarać Witsela czerwoną, a nie żółtą kartką. Wówczas nie byłoby na boisku zawodnika, który nas skarcił i zdobył wyrównującą bramkę. Taka jest jednak piłka. Rozmawiał pan po meczu z selekcjonerem Michniewiczem? - Tak dziś rano przeprowadziłem rozmowę z trenerem. Czesław Michniewicz miał dużo przemyśleń po nocy, trudno na gorąco o poważne wnioski. Zaufanie szefa ma nadal? - Oczywiście, po to został wybrany, żeby prowadzić naszą reprezentację we właściwym kierunku. Awansował na MŚ w Katarze. Impreza czterolecia czeka nas dopiero w listopadzie, ale walka u utrzymanie w Dywizji A Ligi Narodów nie będzie łatwa po takiej porażce? - To również istotny dla nas cel. Faktycznie, łatwo nie będzie, patrząc na konkurencję. Holendrzy również pokonali Walię i mają sześć punktów po dwóch kolejkach. Walijczycy pozostają bez punktów. Belgowie mogą nam za to pozazdrościć stadionów i kibiców, którzy zdominowali obiekt w Brukseli, a także wzorowo dopingowali "Biało-Czerwonych". - To prawda. Siedziałem obok żony prezydenta belgijskiej federacji pana Mehdiego Bayata. I nawet ona mi pogratulowała tak dużej liczby polskich kibiców, których było wyraźnie widać podczas Mazurka Dąbrowskiego, gdy podnieśli w górę barwy. Miałem wrażenie, że połowa wszystkich widzów to Polacy. Zatem wielki szacunek dla naszych fanów, którzy dotarli na ten mecz. Stadion Króla Baodouina faktycznie odbiega od naszego PGE Narodowego. To po prostu obiekt z innej epoki. Także pozostałe nasze stadiony z Euro 2012 lepiej wyglądają niż ten brukselski. Stadiony i kibice nie grają, tylko piłkarze. Rozmawiał w Rotterdamie Michał Białoński, Interia