Niby niedawno, a jednak jakby lata świetlne temu. 29 marca miną dopiero dwa lata, odkąd na Stadionie Śląskim w Chorzowie pokonaliśmy Szwecję 2-0 i zapewniliśmy sobie awans do finałów mistrzostw świata w Katarze. Trener Czesław Michniewicz stanął wtedy przed arcytrudnym zadaniem - skompletowania drużyny na jeden mecz. Szkoleniowiec w swoim stylu znakomicie "przeczytał" Szwedów, choć wystawiając skład potężnie zaryzykował. Na prawej obronie wystąpił niemal debiutant - Matty Cash. W środku pola wyciągnął z kapelusza Krystiana Bielika, postawił na młodziutkiego Kubę Modera, a w to wszystko wmieszał bulteriera Jacka Góralskiego. Na ławce mecz zaczął zaś Grzegorz Krychowiak, co na tamte czasy było posunięciem niemal rewolucyjnym. Zamiast skrzydłowych - postawił na Piotra Zielińskiego i Sebastiana Szymańskiego, operujących często w bocznych strefach. Ryzyko się opłaciło. Polska wygrała 2-0 i awansowała na turniej w Katarze. Drużyny z barażu ze Szwecją już nie ma Tak jak przeciwko Szwecji nie zagraliśmy już nigdy później. Kadra niemal co zgrupowanie przechodziła rewolucję. Połowy drużyny, która była w składzie na mecz ze Szwecją już nie ma. Kamil Glik nie odnalazł formy w Cracovii, Jacek Góralski kopie hobbistycznie w Wieczystej, Krystian Bielik zaginął w Championship. Wśród powołanych na mecz z Estonią nie ma też rezerwowych: Kamila Grabary, Mateusza Wieteski, Michała Helika, Tomasza Kędziory, Arkadiusza Recy, Grzegorza Krychowiaka, czy Szymona Żurkowskiego. W kadrze nie ma też selekcjonera Czesława Michniewicza. Ba, nie ma też jego następcy - Fernando Santosa. Drużynę na swoją modłę próbuje poukładać Michał Probierz. Reprezentacja Polski. Trwa personalny chaos Niestety, kadrze od dłuższego czasu towarzyszy personalny chaos. W ciągu dwóch lat mieliśmy trzech selekcjonerów, którzy próbowali grać ośmioma różnymi ustawieniami. W kadrze zagrało 47 piłkarzy, a powołanych do niej było 65 różnych zawodników. Do tego zmiany dotykają wszystkich wokół: w tym rzecznika prasowego, nie mówiąc już o wymianach sztabów szkoleniowych z przyjściem każdego nowego selekcjonera. Nawet przed obecnym zgrupowaniem kadrę opuścił Tomasz Kuszczak, trener bramkarzy. A przecież Michał Pazdan, w rozmowie z Tomaszem Ćwiąkałą, o tajemnicy sukcesu reprezentacji Adama Nawałki mówił tak: - Nie było czegoś takiego, że przyjeżdżałeś na kadrę i była niewiadoma: z tym zagram, z tym nie zagram, w takim ustawieniu... - mówił Pazdan. Teraz, przyjeżdżając na kadrę, pewnych gry w wyjściowym składzie może być właściwie tylko czwórka zawodników: Wojciech Szczęsny, Jakub Kiwior, Piotr Zieliński oraz Robert Lewandowski. Żaden nie wie jednak, w jakim ustawieniu i obok kogo zagra. Szczęsny - kolejny raz zagra z nową linią obrony przed sobą. Jakub Kiwior - nie wie, czy będzie środkowym, czy lewym obrońcą. Nie wie też, czy zagra w trójce, czy w czwórce defensorów. Piotr Zieliński - może pełnić każdą funkcję w środku pola, a czasem ustawiany był nawet na skrzydłach. I wreszcie Robert Lewandowski - niepewny, czy na szpicy zagra solo, czy (i jakiego) będzie miał obok siebie partnera. Przespana szansa na złapanie stabilności Stabilność - to ostatnie, co można powiedzieć o naszej kadrze w ostatnich latach. Chyba, że stabilnością nazwiemy nieustanne zmiany. A szkoda, bo przecież lepszego momentu do złapania stabilizacji i pewności siebie od minionych eliminacji nie mogliśmy sobie wymarzyć. Teraz znów gramy z nożem na gardle, w momencie, gdy operację trzeba przeprowadzać na żywym organizmie. Czasu na eksperymenty nie ma, ale każdy skład i każde ustawienie, będzie w czwartek eksperymentem. Początek meczu z Estonią w czwartek o godzinie 20.45. W przypadku wygranej w finale baraży zmierzymy się z Walią lub Finlandią, grając na wyjeździe 26 marca.