Polska Agencja Prasowa: Jak pan ocenia szanse reprezentacji Polski w barażach o Euro 2024? Zwłaszcza pod kątem ewentualnego finału na wyjeździe, bo w półfinale 21 marca w Warszawie z Estonią kadra Michała Probierza będzie zdecydowanym faworytem... Cezary Kulesza: - Od strony organizacyjnej PZPN zapewnił drużynie komfortowe warunki przygotowań. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Wynik sportowy zależy już wyłącznie od piłkarzy i sztabu szkoleniowego. Im bliżej tego 21 marca, tym więcej mamy w sobie emocji. Gdybyśmy nie wygrali z Estonią... Nie, ja tego nie biorę nawet pod uwagę. Na pewno jesteśmy myślami już przy drugim meczu. Oczywiście, piłka jest nieobliczalna, uczy pokory i do każdego przeciwnika trzeba podchodzić przygotowanym na sto, nawet dwieście procent. Nie ma już słabych drużyn. Mieliśmy przykład z Mołdawią. W dwóch meczach z tym rywalem straciliśmy pięć punktów. Gdyby nie to, dzisiaj nie rozmawialibyśmy o barażach. Ale już nie cofniemy czasu. Musimy się lepiej przygotować. Wierzę w nasz zespół i liczę na wsparcie kibiców. W porównaniu z poprzednimi, jesiennymi meczami reprezentacji, sytuacja wygląda znacznie lepiej. Formę strzelecką odzyskali Robert Lewandowski i Krzysztof Piątek, po kontuzji wrócił Jakub Moder, po zawieszeniu Bartosz Salamon, a po występach w USA we Włoszech odnalazł się Karol Świderski. Podziela pan ten optymizm? Cezary Kulasza patrzy na tu i teraz - Jeżeli chodzi o formację ataku, to zawsze mieliśmy w niej kilku dobrych zawodników. W bramce też mamy świetnych specjalistów... Sytuacja, o której pan wspomniał - owszem, dzisiaj to wygląda optymistycznie, ale finał baraży jest za dwa tygodnie. I teraz trudno spekulować, jak będzie wówczas z formą i zdrowiem zawodników. Mam nadzieję, że unikniemy takich kłopotów jak jesienią, gdy trener Probierz nie mógł skorzystać z kilku kontuzjowanych piłkarzy. Już raz za pana kadencji Polska awansowała z baraży na wielki turniej - w marcu 2022 roku na mistrzostwa świata, po wygranej w Chorzowie ze Szwecją 2-0. Kiedy pan był spokojniejszy o wynik - wówczas czy teraz? - Jeśli ktoś pracuje w piłce, klubowej czy reprezentacyjnej, to tego spokoju nigdy nie ma. Zawsze jest niepokój. U każdego zapewne różny poziom emocji, ale my cały czas jesteśmy "pod prądem". Zwycięski baraż ze Szwecją? To już przeszłość. Patrzymy na to, co tu i teraz. Kogo - w razie zwycięstwa nad Estonią - wolałby pan w finale barażowym? Walię czy Finlandię? - Wolę ten zespół, który pokonamy w finale. Jak wygląda kwestia ewentualnych nagród za awans na Euro? Czy fakt, że nie został wywalczony bezpośrednio, a może być przez baraże, wpłynie np. na wysokość tych premii? - U nas premie dla piłkarzy są za określony wynik. A tutaj takim wynikiem jest awans. Nie rozróżniamy, czy doszło do niego bezpośrednio, czy poprzez baraże. A czy piłkarze będą jeszcze dodatkowo motywowani finansowo przed barażami? - O kwestii premii meczowych rozmawiamy z radą drużyny. Ale jak wspomniałem, będziemy wynagradzać piłkarzy i dostaną premie jedynie za awans. Udział w Euro 2024 to duży zastrzyk gotówki od UEFA - co najmniej dziewięć milionów euro. Jak bardzo, w razie porażki w barażach, ta strata może być odczuwalna dla PZPN? - Budżet na 2024 został już wcześniej ustalony. Nie mamy w nim uwzględnionej ewentualnej premii od UEFA. Jeśli awansujemy, będą to dodatkowe pieniądze dla PZPN. Nie jesteśmy od nich w niczym uzależnieni. Cezary Kulesza nie chce dzielić skóry na niedźwiedziu A jak ewentualny brak awansu wpłynąłby na polski futbol? Od Euro 2016 kadra narodowa grała w każdym dużym turnieju. Sekretarz generalny związku Łukasz Wachowski powiedział na zjeździe PZPN-u w październiku, gdy padło takie pytanie, że "obudzilibyśmy się w innej rzeczywistości". - Zgadzam się z tym stwierdzeniem. Duże turnieje to radość dla kibiców, ale też ogromny wpływ na nasz futbol. Chłopcy i dziewczęta zapisują się do klubów, zaczynają trenować, próbują swoich sił w piłce. A każdy sukces dorosłej reprezentacji, awans na wielki turniej, dopinguje tych młodych ludzi. Trudno nawet mówić o jakiejś skali porównawczej. Na pewno dla polskiej piłki brak awansu to byłaby zupełnie inna rzeczywistość. Musimy zrobić wszystko, żeby pojechać na Euro 2024. PZPN wybrał wstępnie trzy lokalizacje pod kątem ewentualnej gry w Niemczech. Największe prawdopodobieństwo - okolice Bremy lub Berlin. Czy można coś więcej ujawnić? - Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu, bo ten niedźwiedź jeszcze biega po lesie. Skupmy się na tym, żeby awansować, a później zostanie wybrany ośrodek. Dla wszystkich uczestników mistrzostw Europy wystarczy baz w Niemczech. Jeżeli chodzi o logistykę, zawsze jesteśmy świetnie przygotowani. Mamy za to jasność w kwestii grupy Ligi Narodów. Jesienią reprezentacja zagra z atrakcyjnymi rywalami: Chorwacją, Portugalią i Szkocją. Wiadomo już, gdzie odbędą się domowe mecze? - Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. Decyzje na pewno zapadną w najbliższych tygodniach. Pan wolałby Warszawę, która z finansowego punktu widzenia jest najbardziej korzystna, biorąc pod uwagę pojemność PGE Narodowego? - Tutaj jest największy stadion, ale zobaczymy... Być może któryś z meczów rozegramy poza stolicą. Nie chciałbym jednak składać konkretnych deklaracji. Rozmawiał: Maciej Białek