Jacek Bąk to jedna z ważniejszych postaci w historii reprezentacji Polski. Grał dla niej aż piętnaście lat - od 1993 do 2008 roku. Choć miał okresy, w których nie był do niej powoływany (jak chociażby od grudnia 1994 do lipca 1997), to jego kadrowy "licznik" zatrzymał się na aż 96 meczach. Pod tym względem wraz z Jackiem Krzynówkiem zajmują ósme miejsce w historii naszej drużyny narodowej. 50-latek ma w ostatnich latach problemy osobiste. Mimo że od jego rozwodu z żoną Anną minęło już sporo czasu, to wciąż trwa sprawa podziału majątku. Sędzia przyznała byłemu piłkarzowi lokal, którego oboje do 2018 roku byli współwłaścicielami. W budynku znajdował się lokal fitness. Choć od sześciu lat nic tam się nie dzieje, to Bąkowi co miesiąc przychodzi rachunek na 3,5 tysiąca złotych od Okręgowego Przedsiębiorstwa Energii Cieplnej za dostarczanie energii do nieużywanego lokalu. Bąk dopiero niedawno dowiedział się, że taka sytuacja ma miejsce. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, bo była żona rozwiązała umowę z OPEC. - Przez lata wykonywano usługę, której ani nie zamawiałem, ani nie chciałem. I teraz mam za to płacić. (...) Nie miałem żadnych planów co do tej nieruchomości, chciałem, żeby do czasu zakończenia podziału majątku stała nieużytkowana, dlatego nie interesowało mnie zawarcie nowej umowy z dostarczycielem energii. I tego nie zrobiłem. Mimo to, jak się okazało, Okręgowe Przedsiębiorstwo Energii Cieplnej nie zaprzestał przesyłania energii do pustego, nieużywanego lokalu, a rachunek wystawił mnie. Ponoć dlatego, że w lokalu wciąż działa licznik naliczający zużycie ciepła. Nie mogłem zrozumieć, na jakiej podstawie miałem go zwrócić? Przyjąłem lokal w określonym stanie. Skoro umowa z OPEC była rozwiązana, to uznałem, że ten licznik to jeszcze jeden element wyposażenia pomieszczenia - mówił kilka miesięcy temu w rozmowie z "Faktem". Jacek Bąk walczy na drodze sądowej. "Jak oni traktują obywatela?" Sprawa ma oczywiście swój finał na drodze prawnej. Sąd Rejonowy w Lublinie jesienią nakazał Bąkowi zapłatę 100 tys. zł dla OPEC. Były zawodnik Olympique'u Lyon czy Austrii Wiedeń odwołał się od orzeczenia i czeka na werdykt sądu drugiej instancji. Już wcześniej zapowiadał, że jeśli także będzie dla niego niekorzystny, rozważy zrzeknięcie się polskiego obywatelstwa i emigrację do Francji. Teraz potwierdził te słowa w wywiadzie dla WP SportoweFakty. - Jestem gotowy iść z tym do sądu najwyższego, do Strasburga (tam mieści się Europejski Trybunał Praw Człowieka - red.). Gdziekolwiek. Nie mogę zrozumieć, jak oni traktują obywatela. Przecież to chore. Lokal jest zamknięty, prąd odłączony, nic tam nie ma. Jeśli przegram tę sprawę, to dopiero się wypowiem... Na razie muszę się hamować i ważyć słowa. Jeśli dostanę wyrok, to będziemy mogli mówić o jakimś oszustwie i złodziejstwie. Jak można w taki sposób szanować obywatela, który w dodatku zrobił coś dla tego kraju? - zapytał. Termin rozprawy wciąż nie jest znany, a kwota do potencjalnej zapłaty rośnie. Obecnie jest to około 150 tysięcy. 96-krotny reprezentant przyznał, że nie ma problemów finansowych, ale zaznaczył, że gdyby ta sprawa dotknęłaby "przeciętnego Kowalskiego", to takowy miałby "krzyż na plecach do końca życia".