Fernando Santos, były wieloletni trener kadry Portugalii, mistrz Europy z 2016 roku, jak na razie w reprezentacji Polski... zalicza twarde lądowanie. Pod jego wodzą "Biało-Czerwoni" rozegrali jak na razie cztery mecze - w tym trzy o punkty - i aż dwukrotnie sprawili, że przeciętny kibic w stanie niemiłego zaskoczenia mógł złapać się za głowę. Po pierwsze w marcu Polacy przegrali 1-3 z Czechami w Pradze w fatalnym stylu, tracąc dwie pierwsze bramki już na samym początku spotkania. W drugiej połowie czerwca ulegli oni z kolei w Kiszyniowie dużo niżej notowanej w rankingu FIFA Mołdawii, z którą do przerwy wygrywali 2-0, by ostatecznie, po zmianie stron, roztrwonić swoje prowadzenie i skończyć mecz przy rezultacie 2-3 dla oponentów. Zwłaszcza po blamażu na Stadionul Zimbru na Santosa spadła duża fala krytyki, choć wiele osób również wspierało trenera wskazując, że to samym zawodnikom zabrakło odpowiedniego nastawienia i zacięcia. W gronie osób, które zdecydowanie bronią 68-latka, jest były reprezentant Polski Dariusz Dziekanowski. Letnie nadzieje przed klubowym sezonem Dariusz Dziekanowski: Nie zmieniam zdania, Fernando Santos to fachowiec "Dziekan" w swoim felietonie dla "Przeglądu Sportowego" odniósł się m.in. do pojawiającego się ostatnio zarzutu, że wewnątrz naszej drużyny narodowej panują raczej chłodne stosunki na linii szkoleniowiec - gracze. Mówiąc wprost, Santos ma się w pewien sposób nieco dystansować od swoich podopiecznych. "Nie widzę na razie problemu z pracą Fernando Santosa - mecz z Mołdawią nie zmieni mojego zdania, że to fachowiec z najwyższej półki i wyniki osiągnięte z prowadzonymi dotychczas przez niego drużynami są dowodem. Przypominanie i wypominanie, ile wynosi jego honorarium, uważam za populizm i dość prymitywne zagranie" - dodał ponadto były gracz m.in. Legii Warszawa, Celtiku czy 1. FC Koeln. Glik nie mógł się powstrzymać. Tak zareagował na fotki reprezentantów Polski Reprezentacja Polski pod wodzą Santosa po wakacjach zagra z Wyspami Owczymi i Albanią Portugalczyk ma zarabiać około trzech milionów euro za rok, co na ten moment daje w przeliczeniu już nieco ponad 13 mln złotych. Czy ta pensja "zwróci się" w naprawdę dobrych wynikach naszych "Orłów"? Na razie doświadczony trener jest mimo wszystko na samym początku swojej przygody z "Biało-Czerwonymi"... Jego podopieczni, którzy bez wątpienia ostatnio nie popisali się na murawie, będą mieli szansę na poprawienie atmosfery wokół drużyny już 7 września - w kolejnej odsłonie kwalifikacji do Euro 2024 zmierzą się bowiem na PGE Narodowym z Wyspami Owczymi. Trzy dni później wyjadą zaś do Tirany na potyczkę z Albanią. Na więcej potknięć nie ma zwyczajnie miejsca.