Andrzej Klemba, Interia: To jeden z największych sukcesów reprezentacji, że zagra w barażu o Euro 2024? Henrik Ojamaa, 63-krotny reprezentant Estonii: - To wyjątkowa sytuacja. Jesteśmy w barażach dzięki Lidze Narodów. Najpierw spadliśmy do dywizji D, a w ostatniej edycji wróciliśmy do dywizji C. To otworzyło nam drogę do barażów. Choć nie dostaliśmy się do nich poprzez eliminacje do Euro, to nie ma to teraz znaczenia. To dla nas ogromna szansa, której nie mieliśmy ponad 10 lat. Ostatni raz stanęliśmy przed taką okazją w eliminacjach do Euro 2012. Okazaliśmy się jednak gorsi od Irlandii. Wtedy o awansie decydowały dwa mecze, teraz jest tylko jeden i to w Polsce. - No tak, ale to nie jest dla nas stresująca sytuacja, a raczej dla reprezentacji Polski. Presja będzie na rywalach, bo z jakością, którą mają zawodnicy tej kadry, oczekiwano, że awansują bezpośrednio, a nie przez baraż. Dla Estonii to okazja, by osiągnąć coś wyjątkowego. To, że jest tylko jedno spotkanie, to też lepsze dla naszej kadry. W przypadku meczu i rewanżu drużyna silniejsza ma większe szanse. Przy jednym spotkaniu w piłce wszystko może się zdarzyć. W kadrze Estonii nie ma siedmiu kontuzjowanych zawodników Sergeia Zenjova, Mattiasa Kaita, Rauno Sappinena, Martina Millera, Taijo Teniste, Ramola Sillamy czy Roberta Sheina. To duże osłabienie? - Oczywiście nie jest to wymarzona sytuacja dla selekcjonera. Jeszcze kilka lat temu co najmniej 20 zawodników grało w zagranicznych klubach w niezłych ligach, więc wybór trener miał dużo większy. Teraz zespół jest w fazie przebudowy. Połowa powołanych występuje na co dzień w lidze estońskiej. A ci, którzy są w zagranicznych zespołach, nie zawsze grają regularnie. Brak tych zawodników może odbić się negatywnie, ale rzadko zdarza się, by wszyscy byli dostępni. Teraz to w głowie trenera, by powołać najlepszych z tych, którzy są gotowi do gry. Jestem przekonany, że każdy z nich będzie super zmotywowany. Grają w lidze estońskiej i taki mecz jest dla nich świetną okazją, by się wypromować na przykład do polskiej ekstraklasy. Wielu skautów zapewne obejrzy to spotkanie. Z tych, których brakuje pewnie Zenjov, Sappinen czy Kait potencjalnie mogli być w podstawowym składzie, bo często grali u tego trenera. Zwłaszcza tych dwóch pierwszych strzelało sporo bramek. Reszta mogłaby się pojawić z ławki rezerwowych. To spora strata, ale też szansa dla zastępców. I w odwodzie jest niemal 40-letni Konstatin Vassiljev, którego w Polsce nazywano "Cesarzem Estonii". - Jego wkład w reprezentację przez niemal ostatnie 20 lat jest ogromny. To z nim wiążą się sukcesy kadry. Przez ostatnie trzy lata grałem z nim we Florze Tallin i zawsze pokazywał ogromną jakość. Mam nadzieję, że będzie w stanie odegrać ważną rolę w meczu z Polską. Jeszcze w ubiegłym roku występował pan w reprezentacji Estonii. Teraz nie ma pana w kadrze na baraż z Polską. - To po prostu decyzja trenera i nie mam do niego o to pretensji. Moje ostatnie dwa lata w Estonii były dobre, bo odnieśliśmy sukcesy z Florą Tallin. Być może trener uznał, że na mecz z Polską potrzebuje innych zawodników. Rozegrałem wiele spotkań w kadrze i nie mam mu za złe, że wybrał skład beze mnie. Biało-czerwoni są faworytem, ale widzi pan szansę dla Estonii? - Jak najbardziej. W Polsce są ogromne oczekiwania, wszyscy mają nadzieję, że będzie awans na Euro. Nikt oczywiście nie zaprzecza, że to polscy zawodnicy mają większą jakość. Chyba żaden estoński zawodnik nie gra w tak dobrym klubie, w jakich występują Polacy. Nikt nie ma wątpliwości, że to wasza przewaga. Przypominam jednak, że to tylko jedno spotkanie, które decyduje o awansie. Na pewno gospodarze będą częściej przy piłce, ale od czego są kontrataki czy stałe fragmenty. Nikt nie spodziewa się, że to my będziemy kontrolować mecz, ale z każdą mijającą minutą bez gola dla Polski czas będzie pracował na korzyść Estonii. Presja będzie rosła, kibice będą coraz bardziej niespokojni im dłużej będzie 0:0. Sądzi pan, że reprezentacja Polski może zlekceważyć Estonię? - Nie wykluczam tego. Polska regularnie gra w mistrzostwach Europy czy mistrzostwach świata. Estonia jeszcze nigdy tego nie osiągnęła i motywacji na pewno nie zabraknie. Dla tych piłkarzy to być może największa i jedna szansa, by zagrać w finałach Euro. Polacy aż tak bardzo mogą nie być zmotywowani, choć podkreślam, że zdajemy sobie sprawę z różnicy w umiejętnościach. Jeśli uśmiechnie się do na szczęście, możemy sprawić niespodziankę. W Estonii ten mecz budzi zainteresowanie? - Tak i to całkiem spore. Wielu moich znajomych, którzy zwykle nie są za bardzo zaangażowani w piłkę nożną, interesuje się tym meczem. To wyjątkowy moment dla estońskiej piłki, bo właściwie znikąd, jesteśmy dwa zwycięstwa od awansu na Euro 2024. Zainteresowanie meczem kadry jest większe niż zwykle. Ludzie czekają na to spotkanie i wierzę, że to będzie piękna bitwa. Robert Lewandowski jest największym zagrożeniem dla Estonii? - Trudno powiedzieć. Jestem pewny, że sztab szkoleniowy przeanalizuje każdego rywala. Wystarczy spojrzeć w jakich klubach grają Polacy i porównać do drużyn, w których są reprezentanci Estonii. Nadal gra pan w piłkę, ale zajął się pan także finansami. - Wciąż futbol sprawia mi dużo przyjemności. Trzy razy z rzędu zdobyłem mistrzostwo Estonii, a do tego z Florą udało nam się dostać do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. To pierwszy estoński klub, który to osiągnął. Założyłem firmę, która chce pomagać sportowcom w przygotowaniu się do życia po zakończeniu kariery zawodniczej. Ktoś, kto grał 10 czy 15 lat na przykład w ekstraklasie do końca życia nie powinien martwić się o pieniądze, ale musi umieć nimi zarządzać. Pomagamy w podejmowaniu właściwych decyzji. Po występach w Legii i Miedzi ostatnim pana klubem był Widzew. - Pamiętam Łódź bardzo dobrze. Jestem szczęśliwy, że Widzew wrócił tam gdzie powinien być i zadomowił się w ekstraklasie. To wielki klub i zasługuje na to. Odegrałam małą rolę w podróży Widzewa do ekstraklasy, ale cieszę się, że było mi to dane. Rozmawiał Andrzej Klemba