Kulesza nie ma ostatnio dobrej passy. Chodzi o wybór poszczególnych selekcjonerów, a także zarządzanie nimi jak w przypadku Czesława Michniewicza, który wykonał plan, bowiem zarówno utrzymał "Biało-Czerwonych" w Dywizji A Ligi Narodów, jak i wyszedł z grupy w finałach mistrzostw świata w Katarze, a mimo to został zwolniony, na co wpływ miał styl gry kadry i afera premiowa. Następny w kolejce był Fernando Santos, a więc mistrz Europy i triumfator Ligi Narodów z Portugalią, jednak ten nie dokończył nawet eliminacji Euro 2024, a zastąpił go Michał Probierz, który wtedy prowadził reprezentację młodzieżową, ale zna się dobrze z Kuleszą z czasów współpracy w Jagiellonii Białystok. Potem przyszły jeszcze afera alkoholowa, kiedy zarzucano prezesowi PZPN-u i innym wysokim przedstawicielom związku, że byli pod wpływem alkoholu podczas meczów reprezentacji Polski. Szef piłkarskiej centrali stanowczo temu zaprzeczył. Wizerunek związku ucierpiał także, kiedy na wyjazdowy mecz z Mołdawią poleciał Mirosław Stasiak, działacz skazany za korupcję. Najpierw PZPN milczał, a potem w wydanym oświadczeniu zrzucił wszystko na sponsorów (oficjalnie do zaproszenia Stasiaka przyznała się firma Inszury.pl), choć to Kulesza miał się osobiści zgodzić na podróż tego działacza. Marek Koźmiński o "odpolitycznieniu" PZPN-u Ostatnim problemem jest sytuacja z Narodowym Centrum Szkolenia w Otwocku. Fundusze na projekt w bardzo dużej części miało wyłożyć Ministerstwo Sportu i Turystyki, ale po zmianie władzy pomysł został storpedowany. "Mam nadzieję, że związek będzie się odpolityczniał, bo to jest najgorsza możliwa rzecz, żeby organizacja sportowa była podłączona do pewnej formy kroplówki, która jest dawkowana bardziej albo mniej w zależności, jak kto komu będzie klaskał" - przyznał Koźmiński, przez wiele lat wiceprezes PZPN-u, w rozmowie z goal.pl Nie wiadomo, jak ostatecznie zakończy się sprawa z Narodowym Centrum Szkolenia. PZPN chciał rozmawiać z Ministerstwem Sportu i Turystyki, by to zmieniło zdanie, ale na razie na to się nie zanosi.