Selekcjoner Michał Probierz zapowiadał, że z Holandią chce zagrać odważnie i nie bał się pokazać tego w wyjściowym składzie. Postawił nie na zawodników, którzy wygrali dla nas wyjazd na Euro w Cardiff, ale na tych, którzy bez zarzutu spisali się przeciwko Ukrainie na PGE Narodowym. Dzięki temu w wyjściowej jedenastce znalazł się 19-letni Kacper Urbański, a w ataku miejsce zajął Adam Buksa. W środku pomocy Piotrowi Zielińskiemu towarzyszyli zaś Sebastian Szymański i Taras Romanczuk, który wygrał walkę o miejsce w składzie z Bartoszem Sliszem. Probierz nie mógł oczywiście skorzystać z Roberta Lewandowskiego, choć ten usiadł na ławce rezerwowych i wyszedł na rozgrzewkę przedmeczową z drużyną. Truchtał, wykonywał delikatne ćwiczenia i ostrożnie grał nawet w "dziadka" z kolegami. To dobry prognostyk przed meczem z Austrią. W obronie kontuzjowanego Pawła Dawidowicza zastąpił Bartosz Salamon. Mocne pierwsze minuty Holendrów Pierwsze minuty zdecydowanie należały jednak do reprezentacji Holandii. Ta wyszła na spotkanie ustawieniem 4-3-3 z szeroko schodzącym do lewej flanki Codym Gakpo i ścinającym do środka Xavim Simonsem. Ten robił miejsce na prawej flance Denzelowi Dumfriesowi. Jemu Ronald Koeman ufa bardziej, niż Jeremiemu Frimpongowi, rewelacji z Bayeru Leverkusen. Polacy próbowali wychodzić na przeciwnika wysoko, ale na początku meczu przynosiło im to więcej szkody, niż pożytku. Aktywne wejście w mecz zaliczył Gakpo, pokazując się do gry i oddając groźny strzał w krótki róg już po kilkudziesięciu sekundach gry. Wojciech Szczęsny nie dał się zaskoczyć. Dopiero po około siedmiu minutach "Biało-Czerwoni" zaczęli dawać sygnały, że wracają do gry. Bartosz Salamon optymistycznie przejął piłkę w środku pola i chciał przelobować bramkarza przeciwnika strzałem z połowy boiska. Z kiepskim skutkiem. Holendrzy za to stwarzali sobie kolejne okazje. W 9. minucie w wymarzonej sytuacji znalazł się Tijjani Reijnders. Był niepilnowany na 16 m, ale uderzył obok bramki. "Będzie bramka. Nagrywaj". Strzelamy po rzucie rożnym To był sygnał ostrzegawczy, po którym Polacy ruszyli do przodu. Kacper Urbański pokazał, że nie ma kompleksów, zabawiając się z Jerdym Schoutenem na lewej stronie, a chwilę później "Biało-Czerwoni" wywalczyli rzut rożny. - Będzie bramka. Nagrywaj - powiedział siedzący obok mnie na trybunie prasowej Łukasz Gikiewicz. Piotr Zieliński podszedł do piłki, dośrodkował, a Adam Buksa głową skierował ją do siatki. Polski sektor, siedzący akurat za bramką na którą strzelał Buksa, eksplodował z radości. 1-0! Prowadziliśmy w naszym pierwszym meczu na Euro 2024. Co ważne, ten gol nie wziął się z niczego. Był przykładem idealnie rozegranego rzutu rożnego, a te stają się naszą naprawdę groźną bronią pod wodzą Michała Probierza. Z kornerów zdobyliśmy także dwie bramki w starciu z Ukrainą. Holandia wyrównuje. Salamon jak Thiago Cionek Ten cios jednak tylko rozjuszył Holendrów. Po chwili szansę na odpowiedź, też po rzucie rożnym, miał Virgil van Dijk. Uderzył mocno wolejem, piłka przeleciała między nogami Salamona, lecz Wojciech Szczęsny popisał się kapitalnym refleksem. Utrzymywaliśmy prowadzenie. Ta sztuka udawała nam się dokładnie przez 13 minut. To wtedy zapędzony w narożnik Nicola Zalewski wykonał przerzut po przekątnej, przejęty przez Nathana Ake. Nie spodziewał się tego Przemysław Frankowski, uciekając do boku, dzięki czemu Gakpo w środku pola miał bardzo dużo miejsca. Zebrał piłkę od Ake i uderzył na bramkę Szczęsnego. Piłka odbiła się rykoszetem od Salamona i wpadła do bramki. 1-1. Niektórzy z kibiców mogli mieć flashbacki z mundialu w Rosji, gdy w pierwszym meczu z Senegalem bramkę straciliśmy po rykoszecie i odbiciu od Thiago Cionka. Wyrównująca bramka na chwilę uspokoiła wydarzenia boiskowe, ale kilka minut przed końcem pierwszej połowy "Pomarańczowi" ruszyli na nas raz jeszcze. Najpierw po składnej akcji z udziałem Simonsa i Ake z bliskiej odległości nad poprzeczką uderzył Gakpo. Później Salamon źle odczytał tor lotu piłki, zgubił z radaru Depaya, a ten - na nasze szczęście - strzelił niecelnie. Zmiana w przerwie i kolejne już po niej W przerwie trener Michał Probierz zdecydował się na jedną zmianę. Sebastiana Szymańskiego zastąpił Jakub Moder. Za chwilę był zmuszony jednak dokonać kolejnych - Karol Świderski zmienił Kacpra Urbańskiego, a Bartosz Slisz wszedł za Tarasa Romanczuka. Była to reakcja na pierwsze, niezbyt udane w wykonaniu Polaków, minuty drugiej połowy. Na pierwszą okazję w drugiej części czekaliśmy blisko kwadrans. To wtedy Zalewski dośrodkował w pole karne, gdzie akcję zamknął Jakub Kiwior. Miał piłkę na lepszej lewej nodze, lecz uderzenie było już kiepskie. Po chwili sprzed pola karnego poprawił Zieliński, lecz holenderski bramkarz był na posterunku. Holendrzy także nie próżnowali. Tuż po wejściu na boisko Donyella Malena, to po jego podaniu z boku pola karnego uderzał Dumfries. Mocno, ale nie w światło bramki. Kilka chwil później, znów po akcji tej dwójki (oraz Depaya) ratował nasz Szczęsny. Wejście smoka Wouta Weghorsta Po zmianach Polacy chwilowo potrafili przejmować inicjatywę na boisku i gra "Biało-Czerwonych" długimi momentami nie wyglądała źle. Ale okazało się, że Holendrów nie da się długo trzymać na dystans. W 81. minucie na boisku pojawili się Wout Weghorst i Jeremie Frimpong. Ta roszada okazała się kluczowa. Zaledwie dwie minuty po zmianie wysoki i silny Weghorst przestawił Salamona i uderzył płasko obok Wojciecha Szczęsnego. Holandia objęła prowadzenie. Na zegarze widniała 83. minuta. Polacy rzucili się do przodu, chcąc w samej końcówce meczu doprowadzić jeszcze do remisu. Parokrotnie udało się napędzić Holendrom stracha, ale na tym jedynie się skończyło. Na inaugurację Euro 2024 przegrywamy z Holandią 1-2, mimo niezłych momentów w starciu z faworytem. Za kilka dni zagramy z Austrią, a później z Francją. Awans do kolejnej rundy wciąż jest możliwy. Z Hamburga Wojciech Górski, Interia