Kiedy reprezentacja Polski pod wodzą Leo Beenhakkera po raz pierwszy w historii zakwalifikowała się do mistrzostw Europy, selekcjoner był niemal noszony na rękach. Występował w reklamach telewizyjnych, tygodnik "Wprost" wybrał go człowiekiem roku 2007. Dostał też nowy kontrakt od prezesa PZPN-u Michała Listkiewicza jeszcze przed rozpoczęciem turnieju w Austrii i Szwajcarii. To stało się problemem po nieudanym Euro, na którym Polska zdobyła ledwie jedną bramkę i jeden punkt. Następcą Listkiewicza został Grzegorz Lato, który na wiceprezesa ds. szkolenia wybrał Antoniego Piechniczka. Trenera, który doprowadził kadrę do ostatniego dużego sukcesu na mistrzostwach świata w 1982 r., a potem był jeszcze selekcjonerem w latach 90. W nowej roli, z pozycji autorytetu i przełożonego, nie szczędził uwag Holendrowi. Już wcześniej był przeciwny jego zatrudnieniu, nie ukrywał, że wolałby polskiego szkoleniowca. Zarzewiem konfliktu stał się jednak raport z Euro 2008, który selekcjoner obiecał złożyć w PZPN-ie. Mijały kolejne miesiące, a żadnego dokumentu nie było. "Problem jest w tym, że ludzie związani z kadrą wierzą, że mogą wszystko. Ja wiem dlaczego. Od samego początku wobec gości z Holandii przesadnie miękki był prezes Listkiewicz. Teraz z ubolewaniem obserwuję, że Grzesiu Lato idzie dokładnie w tym samym kierunku" - diagnozował Piechniczek w katowickim "Sporcie". Leo Beenhakker zaszokował piłkarską Polskę. "Piechniczek nie istnieje" Beenhakker nie pozostał mu dłużny. Na mocne słowa pozwolił sobie w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego". Wytykał w nim Piechniczkowi, że chowa się w przeszłości polskiego futbolu. "Cała jego egzystencja sprowadza się do wygadywania jakichś bzdur na mój temat. Zostawmy go" - perorował Beenhakker. Największym echem odbiły się jednak inne słowa z tego wywiadu. Te już wywołało w Polsce burzę. Do akcji wkroczył Lato, który wziął stronę Piechniczka, swojego byłego trenera, ale starał się lawirować między oboma szkoleniowcami. W końcu, w grudniu 2008 r., zorganizował ich rozmowę, a po niej pokazową, wspólną konferencję prasową. Na niej Beenhakker przeprosił - ale jakby nie do końca. "Nie wycofuję niczego, co powiedziałem, oprócz słów, że Antoni Piechniczek nie istnieje. Poniosło mnie. Nie powinienem tak się wypowiadać, ale te słowa padły, za co jeszcze raz przepraszam" - stwierdził. Na zachwyconego nie wyglądał. Piechniczek niby siedział obok, ale i on raczej cedził słowa o tym, że przeprosiny przyjmuje i zapewnia Holendrowi wszelką pomoc. Na koniec obaj wymienili uścisk dłoni - na prośbę fotoreporterów. Uśmiechów nie było, wszystko wyglądało raczej na spektakl dla mediów. Probierz chciał zaskoczyć "asem", otrzymał szpilkę. Burza wokół kadry W jednej kościelnej ławce. Antoni Piechniczek przetrwał, Leo Beenhakker nie Być może bliżej prawdziwego pojednania obu panów było na pogrzebie Kamili Skolimowskiej. Mistrzyni olimpijska z Sydney nagle odeszła w lutym 2009 r. W książce Pawła Czady i Beaty Żurek "Piechniczek. Tego nie wie nikt" jej tytułowy bohater opowiada, że na uroczystościach żałobnych wylądował w jednej kościelnej ławce z Beenhakkerem. Tyle że niemal w tym samym czasie trener medalistów z 1982 r. w ostrych słowach przyganiał Holendrowi na łamach prasy. Wzburzyła go nowa inicjatywa Beenhakkera, który oprócz prowadzenia polskiej kadry zapragnął doradzać Feyenoordowi Rotterdam. I mimo sprzeciwu Laty pomysł zrealizował. "Gdybym ja był prezesem, to złapałbym go za krawat i kazał stąd wypiep..." - nie owijał w bawełnę Piechniczek. Wkrótce notowania Holendra zaczęły zresztą gwałtownie spadać. W marcu jego drużyna poległa w Belfaście z Irlandią Północną, w meczu z pamiętnym samobójczym trafieniem Michała Żewłakowa i kiksem Artura Boruca. Szanse na awans na mundial w RPA przepadły jesienią, po remisie z Irlandią Północną i przygnębiającej porażce ze Słowenią. Po fatalnym 0:3 w Mariborze nie wytrzymał także Lato. Zwolnił Beenhakkera przed kamerą telewizji, tyle że wcześniej nie poinformował o tym samego zainteresowanego. Trener, który dowiedział się o zwolnieniu od dziennikarzy, był wściekły i nie chciał nawet wracać z drużyną do Polski. W rozmowie z holenderskimi mediami zapowiedział, że nie zamierza się już spotykać z Latą ani nawet podać mu ręki. Smutne eliminacje dokończył Stefan Majewski. Na tymczasowego selekcjonera namaścił go Piechniczek, jego były trener z reprezentacji. Majewski przegrał z Czechami i Słowacją. Piechniczek pozostał w PZPN-ie do jesieni 2012 r., miał jeszcze udział przy wyborze dwóch kolejnych selekcjonerów. Obaj byli Polakami. Beenhakker oficjalnie został dyrektorem technicznym Feyenoordu, gdzie pracował do stycznia 2011 r. Probierz potwierdza tajną misję i ogłasza. Pozostaje jedynie czekać