Jako mały chłopiec zastanawiałem się czasem, jak wyglądaliby najlepsi piłkarze świata grając w zupełnie przeciętnych klubach. Później - jak Lionel Messi wyglądałby na boiskach Ekstraklasy. I mam wrażenie, że coś z tych przemyśleń wraca, gdy oglądam Roberta Lewandowskiego w reprezentacji Polski. Nawet najlepsza strzelba na świecie staje się bezużyteczna, jeśli nie dostarczy się jej amunicji. Naszą bronią - być może najlepszą na całym piłkarskim świecie - jest Robert Lewandowski. Ale co z tego, skoro w pierwszej połowie nasz napastnik nie zdołał zaliczyć ani jednego kontaktu z piłką w polu karnym rywala. Kilka kadrów z początku meczu doskonale pokazywało, że nasza drużyna - ustawiona dziś na dwie "dziesiątki" z Sebastianem Szymańskim i Piotrem Zielińskim - zupełnie nie współpracuje ze swoim kapitanem. Lewandowski odcięty od gry z przodu Zanim Holendrzy zdobyli bramkę Lewandowskiego można było zapamiętać jedynie z pojedynku szybkościowego, w którym został zablokowany przez holenderskiego obrońcę. Później, gdy Holendrzy wyszli na prowadzenie, "Biało-Czerwoni" zaczęli dłużej utrzymywać się przy piłce, lecz po długiej wymianie podań w kluczowym momencie Zieliński podał do "Lewego", gdy ten był już na spalonym. Zniechęcony kapitan nawet nie ruszył do podania. Po chwili mieliśmy szansę wyjść z kontrą czterech na pięciu, Lewandowski ruszył do przodu, lecz jego koledzy zwolnili akcję. Gdy znów osamotniony "Lewy" ruszał do przodu prawą stroną, wykorzystując nieobecność Daleya Blinda, będący przy piłce Zieliński patrzył zupełnie w drugą stronę. Narada z Michniewiczem Wreszcie, w 28. minucie "Lewy" zszedł bardzo głęboko na własną połowę i zaliczył "zawałowe" podanie do obrońcy, aż nieprzystające graczowi tej klasy. Podanie, które dobitnie unaoczniało, że kapitan nie rozumie się dobrze z resztą - zazwyczaj bezradnego na tle Holendrów - teamu. Po tej stracie Lewandowski ruszył do linii, by wymienić kilka uwag z Michniewiczem. Ten za chwilę przywołał do siebie Piotra Zielińskiego. Selekcjoner i piłkarze musieli wprowadzić jakieś roszady, a sam Lewandowski zaczął odrywać się od defensorów, przez co częściej dostawał piłki na połowie przeciwnika - ale był jeszcze dalej od pola karnego rywala. A to przeciwnikowi było na rękę. Lewandowski sam nie dochodził do sytuacji - jedna próba wrzutki Krychowiaka do niego zakończyła się wybiciem przez pierwszego obrońcę - za to potrafił stworzyć ją dobrym podaniem Zalewskiemu. To właśnie wtedy przyspieszył Zieliński, Lewandowski cofnął się między stoperów a defensywnych pomocników rywala i zagrał na lewo. Zalewski doszedł do strzału, który obronił Pasveer. Z Milikiem czy bez Milika? W drugiej połowie gry na boisku za Karola Linetty’ego pojawił się Arkadiusz Milik, co sprawiło, że Sebastian Szymański i Piotr Zieliński - dwaj kreatywni piłkarze - grali zdecydowanie niżej, rozgrywając z głębi pola. To mogło przynieść skutek bardzo szybko. Po kolejnym głębokim zejściu Lewandowskiego i odzyskaniu przez niego piłki, Zieliński posłał fantastyczne podanie na prawą stronę. Przemysław Frankowski dograł wzdłuż bramki, a Milik powinien zdobyć wyrównującą bramkę. To wszystko, gdy Lewandowski był naprawdę daleko od pola karnego Holendrów. Chwilę później szansę miał Szymański, ale niewykorzystane okazje zemściły się błyskawicznie i na boisku zrobiło się 0-2. A gra "Biało-Czerwonych", po niezłej końcówce pierwszej połowy i początku drugiej - "siadła" zupełnie. Dopiero w 68. minucie Lewandowski zaliczył pierwszy kontakt z piłką w polu karnym. Jednak był daleki od oddania strzału - "wygoniony" do bocznej strefy próbował dośrodkowania, lecz został zablokowany. I niech właśnie ta statystyka - jedno podanie w pole karne posłane do snajpera, który w ośmiu meczach Barcelony zdobył 11 bramek - posłuży za najwymowniejsze podsumowanie wykorzystania potencjału naszego snajpera w meczu z Holandią. Robert Lewandowski oczywiście sam nie zagrał dziś najlepszego meczu. Ale zanim zastanowimy się, co zero oddanych strzałów i jeden kontakt z piłką w polu karnym "Lewego" mówią o graczu Barcelony, zastanówmy się, co - tak naprawdę - mówią o reprezentacji Polski. Z PGE Narodowego w Warszawie Wojciech Górski