Biało-czerwoni zagrają 11 października z Ukrainą w Charkowie, a cztery dni później - z Anglią w Londynie. Tylko dwa zwycięstwa sprawią, że kadra Waldemara Fornalika zajmie pierwsze miejsce w grupie, oznaczające bezpośredni awans, albo drugie - dające możliwość gry w barażach. "Skupiamy się na razie na Ukrainie. Pracujemy ciężko na treningach i myślę, że przyjdą efekty. Mecz w Charkowie to dla nas w pewnym stopniu rewanż za marcową porażkę 1-3 w Warszawie, ale najważniejsze będzie zdobycie trzech punktów. Nie myślę już o tamtym spotkaniu, wolę patrzeć w przyszłość" - podkreślił Boruc, który wrócił do pełni sił (w poniedziałek opuścił trening kadry, ponieważ był poobijany po meczu ligowym). Po raz ostatni polscy piłkarze wygrali dwa kolejne wyjazdowe mecze eliminacyjne w październiku 2004 roku, za kadencji Pawła Janasa. Wówczas pokonali Austrię 3-1 i Walię 3-2 w kwalifikacjach MŚ. "Każda seria kiedyś się kończy. Mam nadzieję, że właśnie teraz zagramy dwa dobre mecze i przede wszystkim zdobędziemy punkty. Argumentów jest wiele. Każdy piłkarz, który przyjechał na zgrupowanie, to bardzo dobry fachowiec. Pozostaje tylko kwestia zgrania się. Obyśmy w końcu udowodnili wszystkim, że potrafimy grać także w obronie" - zaznaczył Boruc. Często pojawią się jednak opinie, że podopieczni Fornalika prezentują się lepiej w swoich zagranicznych klubach niż w reprezentacji. Z czego wynika ta różnica? "W naszej kadrze jest wielu nowych zawodników. To na tyle młody zespół, że ma jeszcze czas, żeby się zgrywać i być coraz lepszym" - tłumaczy 33-letni bramkarz. Boruc nie ukrywał swojego rozgoryczenia po wrześniowym meczu z San Marino (5-1), w którym rywale zdobyli niespodziewanie pierwszą bramkę w eliminacjach MŚ. Piłkarz Southampton zapewnia jednak, że nic nie jest w stanie zniechęcić go do gry w kadrze. "Nigdy nie będę miał dosyć meczów w reprezentacji. Puszczanie goli? Takie jest życie, ja pewnie też tego nie przeskoczę. Czasami trzeba się pogodzić ze straconą bramką" - stwierdził. Ostatnie tygodnie są dla niego bardzo udane. W siedmiu meczach obecnego sezonu Premier League puścił zaledwie dwie bramki, został nawet nominowany do tytułu najlepszego piłkarza września w angielskiej ekstraklasie (ostatecznie wygrał Aaron Ramsey z Arsenalu). "Bardzo się cieszę z tej nominacji. Praca w ostatnich kilku miesiącach naprawdę daje efekty. Oby ta forma utrzymała się jak najdłużej" - przyznał polski golkiper. Słabszą dyspozycję prezentuje tymczasem bramkarz reprezentacji Anglii Joe Hart. 26-letni piłkarz nie popisał się m.in. w meczu Ligi Mistrzów, w którym jego Manchester City przegrał u siebie z Bayernem Monachium 1-3. "Nie lubię oceniać kolegów po fachu. Uważam, że mimo wszystko Hart jest naprawdę solidnym piłkarzem i nieprzypadkowo gra w Manchesterze City. Wiadomo, jak to bywa z młodszymi bramkarzami. Jeszcze mają czas na popełnianie błędów. Myślę, że Anglicy mu spokojnie wybaczą, o ile tylko się pozbiera. Zresztą nie wiem, czy możemy mówić o jakimś kryzysie w jego przypadku" - podkreślił Boruc. Angielskie media doceniają formę polskiego bramkarza i już zapowiadają, że 15 października może zagrać na Wembley tak, jak w 1973 roku inny słynny golkiper z Polski. "Czy jestem gotowy na zostanie nowym Janem Tomaszewskim? Jestem Arturem Borucem i chciałbym nim pozostać" - zakończył bramkarz kadry Fornalika. Ukraina - Polska NA ŻYWO w INTERIA.PL! Zapraszamy!