"Naprawdę trudno jest utrzymać koncentrację przez pełne dziewięćdziesiąt minut, rzadko mając piłkę w rękach. Z drugiej strony - myślę, że jestem idealnym bramkarzem na takie mecze. Bo przecież w Szkocji też mi się takie spotkania zdarzają. I to całkiem często" - dodał zawodnik Celtiku Glasgow. "Nie wyobrażam sobie, żebyśmy w meczach z Azerbejdżanem i Armenią nie zdobyli kompletu punktów. Zgadzam się z tezą, że awans na wielkie turnieje wygrywa się właśnie pokonując po drodze teoretycznie najsłabsze drużyny w grupie. Życie płata jednak różne figle i przykłady innych reprezentacji, które w Azerbejdżanie i Armenii miały duże problemy, każą nam podejść do tych rywali z dużym respektem. Nie można być zbyt pewnym siebie, bo to może być zgubne" - podkreślił Boruc. "Najważniejsze są zwycięstwa i nieważne, w jakim stylu się je osiągnie. Zdajemy sobie doskonale sprawę, że to nie będzie łatwe przetarcie i z tego co wiem, to niektórzy moi koledzy trenowali już w pokojach w rękawicach bokserskich. Tak naprawdę jest jednak tylko jeden sposób, żeby było spokojniej - strzelić im grad goli. Od razu. Nikt nie lubi przegrywać 0:5, więc może Azerowie rzucą się do ataku od pierwszych minut" - stwierdził bramkarz reprezentacji Polski. Boruc przyznał, że nie zamierza zmieniać barw klubowych, choć w Glasgow może się obawiać o swoje zdrowie. "To po tym, jak biegałem z flagą z napisem "mistrzowie" po stadionie Rangersów. Nie zauważyłem jednak jakichś oznak wyjątkowego braku sympatii na mieście. Dostałem co prawda list z pogróżkami od jakiejś protestanckiej organizacji terrorystycznej, ale tylko się z tego powodu uśmiałem. Jak ktoś miałby mi coś zrobić, to nie pisałby najpierw listów zapowiadających to wydarzenie. Cholera, może teraz znowu im podpadłem? A ta na poważnie - Neil Lennon dostał od tej organizacji już tysiące listów" - wyznał Boruc.