Interia: Głosowania dotyczące wprowadzenia poprawek do statutu PZPN nie przebiegły zgodnie z planem. Czuje się pan rozczarowany? Zbigniew Boniek (prezes PZPN): - Co zrobić? Przy wprowadzaniu poprawek w statucie nie wystarczy zwykła większość, muszą być 2/3 głosów. W każdym z kilkudziesięciu głosowań zdecydowana większość była za zmianami, ale to nie wystarczyło. Wiadomo, że Ekstraklasa głosowała blokiem, bo jej się nic nie podobało. Jej przedstawiciele nawet nie kapnęli się, że w jednym miejscu głosowali, iż menedżerowie mają nazywać się pośrednikami, a w drugim już o tym nie pamiętali. To było takie polityczne "nie". Działanie na zasadzie - albo się z nami dogadacie, albo wszystko storpedujemy. - Trudno, choć nowy statut byłby lepszy, musimy sobie radzić przy starym. Problem jest inny. Jakby się zapytać tych, co byli na "nie", dlaczego tak się zachowywali, to podejrzewam, że mieliby trudności z wymienieniem argumentów. Zaznaczę, że wszystkie poprawki przesłaliśmy zainteresowanym - w tym Ekstraklasie, już dwadzieścia dni temu. Do wczoraj nikt nie widział problemów. Cóż, to takie polskie: "Jest zadyma, jest fajnie!". Może problem tkwił w tym, iż zabrakło dyskusji na linii PZPN - kluby? - To głupota. Kto tak twierdzi, kłamie w żywe oczy. Komisja Statutowa spotkała się ze wszystkimi. W tym zamieszaniu widzę drugie dno. Cóż. My jesteśmy od piłki. Sędzia ma gwizdnąć, a my mamy grać i wygrywać. Nie jesteśmy od tego, aby robić politykę wokół piłki. Co dalej? - Porażka czasem się przydaje. Można przeanalizować, kto jest w obozie przeciwnika, komu zależy na robieniu piłki, a komu na wykorzystaniu paragrafów do politycznych gierek. Do października jestem prezesem PZPN. Do tego czasu nie pozwolę na ingerencję ludzi w sprawy, które śmierdzą prywatą. Na razie to środowisko nie jest gotowe, aby mówić wspólnym językiem. Cóż, niech Ekstraklasa zajmie się swoimi sprawami. Poszukiwaniem sponsora głównego, pomocą klubom, aby jak najdalej dochodziły w europejskich pucharach. Na razie jest 1-0 dla Ekstraklasy, co z tego dalej wyniknie, zobaczymy. PZPN wyhodował żmiję na własnej piersi? Ekstraklasa przecież wywodzi się z PZPN. - A teraz to duża spółka marketingowa prowadząca rozmowy, mająca duży budżet, działająca na wszystkich płaszczyznach i platformach. Szkoda na razie, że kluby nie odnoszą sukcesów w Europie. No, ale jeżeli chodzi o biznes i przekonanie o swojej wartości, to są mocni. A ja w najlepszym od lat okresie dla polskiej piłki nie widzę głównego sponsora Ekstraklasy. W ostatnich dwóch latach prosili nas, aby dać im należące do PZPN prawa do ligi na sześć lat. Chcieli lepiej sprzedać produkt. Otrzymali je w pięć minut. W zeszłym roku przyszli i poprosili, aby im odpuścić w sprawie opłat za transfery. Odpuściliśmy. Ujmę to tak: współpraca nie polega tylko na spełnianiu życzeń tylko jednej strony. Cóź, jeśli Ekstraklasa, pan Wandzel czują się zwycięzcami, to dobrze. Pan Wandzel dwa lata temu był jednym z największych kibiców Lecha Poznań. Dziś jest kibicem Legii Warszawa. Wśród działaczy z całego świata nie znam takiego, który tak szybko zmieniałby swoje upodobania. Piłkarze zmieniają barwy klubowe, ale nie menedżerowie czy działacze. Notował Krzysztof Oliwa