Na prośbę Bońka wniosek o niegłosowanie zmian przeszedł stosunkiem głosów 73 "za", trzy "przeciw" i pięć wstrzymujących się. Prace nad nowym statutem będą trwały, ale nie wiadomo, czy i kiedy zostanie on przyjęty. Nowy statut PZPN-u miał na celu m.in. zablokowanie czynnym politykom możliwości wchodzenia do władz polskiej piłki, zmieniał także rozkład mandatów na sali wyborczej. M.in. Rada Trenerów z trzech mandatów zachowałaby tylko dwa, przeciw czemu zaprotestowali Jerzy Engel i Henryk Kasperczak. Kolejną ważną zmianą miał być sposób doboru współpracowników przez nowego prezesa PZPN-u. Dotychczas zarząd wybierają mu delegaci, Boniek chciał, aby nowy prezes sam mógł sobie wybierać z kim ma współpracować. Zapis wykluczający z władz PZPN-u polityków, oprotestował w dyskusji poseł na Sejm RP Roman Kosecki, który - dzięki Bońkowi - w polskiej piłce ma pozycję numer "dwa". - To niezręczny zapis, bo niby nie chcemy polityki, a korzystamy z pieniędzy od niej na każdym kroku. Wszyscy na tej sali współpracują przecież z samorządami, wojewodami, prezydentami miast - podkreślał Kosecki. Wiceprezes ds. szkoleniowych jest posłem PO na Sejm RP. Idąc do ostatnich wyborów na prezesa zadeklarował, że jeśli je wygra, zrzeknie się mandatu poselskiego. Po porażce w walce o stołek szefa polskiej piłki pan Roman wszedł do zarządu na stanowisko wiceprezesa, przy czym uznał, że mandat poselski nie będzie mu przeszkadzał. To wywołało kontrowersje. Nowy statut miał zapobiec powtórce z takich sytuacji. Koseckiego poparł Ryszard Niemiec, który w ostatnich wyborach na prezesa PZPN-u optował za Edwardem Potokiem (tuż przed wyborami powstała nawet koalicja Potok - Kosecki). Tym razem Niemiec dodatkowo oprotestował sens istnienia i wysokie kompetencje Komisji do spraw Nagłych, sugerując, że charyzmatyczny Boniek przejmie nad nią kontrolę. - To pewne jak dwa i dwa jest cztery. Nie chcemy cesarza, wystarczy, że jest nim Beckenbauer - grzmiał prezes MZPN-u. Niemcowi nie podoba się także "prawo łaski", jakim dysponuje prezes PZPN-u. Zbigniew Boniek chciał mieć nową, lepszą, "biblię" - jak nazywa statut PZPN-u. - Przy obecnej jednak również możemy żyć, słońce będzie świeciło i rybki będą pływały - odparł krytykom. - Polska piłka jest podzielona. Zawsze znajdą się ci, którzy nie będą mówili merytorycznie, tylko głośno. Nagle toczy się debata o Komisji ds. Nagłych, która przez tyle lat nikomu nie przeszkadzała. To jest faux pas - odparł Boniek Niemcowi. - Prezesowi Niemcowi pragnę również przypomnieć, że prawo łaski "odziedziczyłem" w statucie zatwierdzanym przez zarząd jego faworyta - Grzegorza Latę, a jednak nigdy z niego nie skorzystałem, choć niektórzy namawiali mnie do tego - podkreślał prezes PZPN-u. - Proponuję, żeby komisja statutowa jeszcze raz zaczęła swoją pracę. Dotychczasowy statut jest niespójny, nieszczelny, ma sto niedomówień i wad, które trzeba wyczyścić, ale będziemy nadal pracować w oparciu o niego, a Komisja Statutowa przygotuje następny projekt dokumentu, którym zajmiemy się kiedy indziej. Statut pokazuje jak to środowisko jest podzielone w banalnych sprawach - podsumował dyskusję Boniek. - Jestem prezesem, przywódcą polskiej piłki i z wielkim bólem powiem to - skoro jest 15 tysięcy członków stowarzyszenia trenerów, to dlaczego ostatnio prosili mnie, żeby zapłacić za nich tysiąc euro?! Widzę z tego, że łatwiej jest mówić, a trudniej robić - mówił Boniek z wyraźną aluzją do krytycznych wobec statutowych zmian wystąpień Jerzego Engela i Henryka Kasperczaka. - Trenerzy powinni się zająć trenowaniem, a ostatnio w Polsce mieli głowę zaprzątniętą tym, kto gdzie mieszka - stwierdził prezes. Była to wyraźna aluzja do wniosku Rady Trenerów, która przed wyborami chciała wykluczyć nominację Bońka jako osoby zamieszkałej za granicą. - "Łączy nas piłka" - to hasło pozostaje aktualne, ale jest też drugie: "musimy być uważni, bo gramy dołem i pod wiatr" - zakończył ośmiogodzinne obrady prezes PZPN-u. Dzisiejsze Walne, na którym nie udało się doprowadzić do zmiany statutu, to pierwsza porażka prezesa Bońka. Jest o tyle dziwna, że jako pierwszy bunt podniósł człowiek z jego zarządu - Roman Kosecki. Unikający jak ognia wszelkich reform poprzedni prezes - Grzegorz Lato miał w zarządzie człowieka, który stawał mu okoniem - nazywał się Jacek Masiota. Był (jest nadal) uczciwym prawnikiem, który podnosił głosy protestu, gdy np. Lato doprowadził do podpisania 20-letniej umowy z firmą Sportfive. Teraz - nastawiony na reformowanie polskiej piłki Boniek, ma Koseckiego, który mówi jednym głosem z Ryszardem Niemcem. A my, tu na dole chcemy zdrowej, robiącej postępy, szkolącej młodzież polskiej piłki. Autor: Michał Białoński