Michał Białoński, Interia: Przedwyborczą deklarację o wejściu do Komitetu Wykonawczego UEFA zrealizował pan najszybciej jak się dało. Zdążył pan załatwić dla Polski jakąś kolejną imprezę po finale Ligi Europejskiej i Euro 2017 U-21? Zbigniew Boniek, prezes PZPN-u, członek Komitetu Wykonawczego UEFA: Spokojnie, tak szybko to się nie odbywa. Musimy poznać panujące tu mechanizmy, mieliśmy wstępne, krótkie spotkanie. Działalność na poważnie zacznie się przy następnym zjeździe Komitetu Wykonawczego, który nastąpi w maju. 5 kwietnia zostanie zapamiętany jako wielki dzień dla polskiego sportu. Pan jako drugi Polak w historii wszedł do Komitetu Wykonawczego UEFA, a minister sportu Witold Bańka został przedstawicielem Europy w Światowej Agencji Antydopingowej - WADA. - I bardzo dobrze. Pan minister pogratulował mi, ja również mu gratuluję. Podczas kongresu UEFA rozmawiał pan z szefem FIFA Giannim Infantino. Podzielił się pan z nim krytyczną opinią w sprawie Video Assistant Referee, czyli wprowadzania do piłki sędziego wideo? - Ja nigdzie nie powiedziałem, że system VAR nie podoba mi się. Powiedziałem tylko, że aby coś wprowadzić, to trzeba mieć wiedzę, przygotowanie. Za zgodą FIFA system jest wprowadzany w niektórych rozgrywkach. Nie kryję, że nie jestem entuzjastą tego pomysłu. Dla każdego normalnego człowieka jest jasne, że VAR pomoże w rozwiązaniu największych problemów, bo sporne sytuacje będzie widać na powtórce. Musimy jednak uważać, aby przy okazji nie wylać dziecka z kąpielą i nie zepsuć piłki. W Polsce czasami tworzą niestworzone historie. Nie ma stanowiska PZPN-u, w którym jesteśmy przeciwko VAR. Na razie nie chcemy tracić pieniędzy na niepotrzebne wydatki. Natomiast zastanawiamy się, jak podejść do VAR i wyciągniemy wnioski. W związku z tym, że jesteśmy prężni, szybcy, coś wymyślimy. Zwraca pan uwagę na fakt, że w piłce nie ma miejsca na Europę dwóch prędkości. - Hasło o Europie dwóch prędkości jest podłączone bardziej pod politykę. Wiadomo, że w piłce, jak i w życiu zawsze będą ludzie czy kluby bogatsze i biedniejsze. Kluby z krajów bogatszych zawsze będą mocniejsze, co wcale nie znaczy, że mają prawo do tego, aby wszystkimi zarządzać. Nie o to w tym wszystkim chodzi. Dzisiaj nawet w przemówieniu pana prezydenta UEFA Czeferina było to jasno określone. Nie chcę się na ten temat więcej rozwodzić. Naszego kibica interesuje to, aby nasze drużyny jak najlepiej grały w piłkę, żeby reprezentacja dalej sobie świetnie radziła i co kilka lat do naszego kraju zawitała duża piłkarska impreza. Natomiast to, co się buduje po cichu, cała ta dyplomacja, to kibica nie interesuje i bardzo słusznie. Otrzymał pan czwarte poparcie spośród wszystkich kandydatów - 45 głosów. Wynik dobry. - Można powiedzieć, że pierwsza "piątka" była podobna, dzielił nas jeden-dwa głosy. Głosowanie było tajne, otrzymałem 82 procent głosów z sali. 82 procent poparcia - wydaje mi się, że to bardzo dużo. Napisał pan na Twitterze, że gdyby zagłosował na siebie, to zrównałby się z Włochem Uvą. - To był żart, ja zagłosowałem na siebie. Obstawiałem, że będę miał około 30-35 głosów. Sam wynik zaskoczył mnie pozytywnie. W stosunku do wyborów w PZPN-ie UEFA jest zacofana. Urna, długie liczenie - wszystko to trwało kilka godzin, a nie minut dzięki elektronice, jak w październikowych wyborach w Warszawie. - Mogę to skomentować tylko tak: gdyby pan Wojciechowski wiedział jak wyglądają wybory w UEFA, to pewnie by wystartował do Komitetu Wykonawczego UEFA, bo mu się podoba taki system wyborów. Mówię to oczywiście jako żart, bez żadnej złośliwości (śmiech). Rozmawiał: Michał Białoński