To miało być nowe otwarcie. W Pradze zadebiutował Fernando Santos - selekcjoner, jakiego jeszcze w polskim futbolu nie było. To fachowiec z najwyższej półki, który kilka lat temu sięgał z reprezentacją Portugalii po mistrzostwo Europy. Zatrudnienie go przez Polski Związek Piłki Nożnej było silnym sygnałem i manifestem dużych ambicji. Santos od początku ostro zabrał się do pracy. Podróżował po Polsce, oglądał Ekstraklasę z perspektywy trybun wielu różnych stadionów, w końcu wysłał swoje pierwsze powołania. W ostatnich dniach poznawał kadrowiczów, a w piątek nadeszła godzina zero - starcie z Czechami. Gospodarze szybko zweryfikowali plany "Orłów" - po trzech minutach było już 2:0 i dla większości kibiców jasnym stało się, że ten mecz będzie przez naszą reprezentację przegrany. Skończyło się na 1:3. Czechy - Polska: Aby awansować, nie trzeba wygrać grupy Porażka na początek eliminacji nigdy nie jest niczym przyjemnym, ale w tym wypadku trzeba uczciwie przyznać, że w pierwszej kolejce Polaków czekał teoretycznie najtrudniejszy mecz. Mierzyli się bowiem z najwyżej sklasyfikowanym w rankingu FIFA rywalem ze swojej grupy, a w dodatku robili to na wyjeździe. Zachowując realny osąd sytuacji - niepowodzenia można było się spodziewać. Na szczęście dla Polski awans do przyszłorocznego turnieju wywalczą po dwie drużyny z każdej z dziesięciu grup eliminacyjnych. To oznacza, że podopieczni Santosa nie będą musieli wyprzedzić najpewniej Czechów, aby zagrać na Euro. Wystarczy im uplasować się na drugim miejscu, co zdecydowanie powinno być planem minimum. Oprócz naszych południowych sąsiadów, w grupie E są bowiem także Albania, Mołdawia i Wyspy Owcze. "Biało-Czerwoni" to w tym gronie, według rankingu FIFA, absolutny faworyt. Euro 2024: Polacy mają koło ratunkowe Przypomnijmy: na Euro awansują po dwie drużyny z dziesięciu grup eliminacyjnych. To daje łącznie dwudziestu uczestników, do których należy dopisać gospodarzy - Niemców. Pozostają więc trzy wolne miejsca, o które powalczy dwanaście ekip. Będą one podzielone na trzy ścieżki. W pierwszej z nich zagrają drużyny z Dywizji A LN (to rozwiązanie dla Polski), w drugiej - z Dywizji B, a w trzeciej - z Dywizji C. W każdej ze ścieżek znajdą się po cztery najlepsze zespoły z danych dywizji, które nie przebrnęły przez eliminacje. Polska nie jest co prawda w pierwszej czwórce, ale trudno spodziewać się, aby spośród będących wyżej Holandii, Chorwacji, Hiszpanii, Włoch, Danii, Portugalii, Belgii, Węgier i Szwajcarii promocji nie uzyskały aż cztery ekipy. To sprawia, że Polska - w przypadku niepowodzenia w eliminacjach - niemal na pewno będzie miała opcję awaryjną w postaci barażu Ligi Narodów. Jakub Żelepień, Interia