Andrzej Klemba, Interia: Przed meczem z Estonią były pewne obawy, ale okazało się, że zupełnie niepotrzebne. Marek Dziuba, 53-krotny reprezentant Polski: Jeśli mielibyśmy się bać Estonii, to co dopiero będzie przed Walią? Piłkarsko byliśmy zdecydowanie lepsi, a do tego dołożyliśmy ogromną wolę walki. Widać było, że bardzo nam zależy i szliśmy po kolejne bramki. Może do momentu straty zawodnika przez rywali trochę nam było pod górkę, ale to był początek meczu i Estończycy mieli jeszcze siły. Był pomysł i go zrealizowaliśmy. Widać rękę trenera Michała Probierza. Kto był bohaterem tego spotkania? - Pierwszoplanowa postać tego meczu to Nicola Zalewski. Zarówno w pierwszej połowie, jak i po przerwie niemal wszystko mu wychodziło. Grał bez żadnych obaw i rywal za faule na nim wyleciał z boiska. Zaliczył trzy asysty, choć aż chciało by się powiedzieć, że dwie i gola, bo po jego zagraniu padła samobójcza bramka. Ja jeszcze takiego Zalewskiego w kadrze nie widziałem. Brawo dla selekcjonera, że na niego postawił, bo nie był to oczywisty wybór. Pojawiały się przecież głosy, że to miejsce dla Kamila Grosickiego. Kogoś stylem gry Zalewski panu przypomina z pana czasów w reprezentacji? - Trudne pytanie. Chyba świętej pamięci Włodka Smolarka. Podobna pozycja, podobna postura i też lewonożny. Coś w sobie ma Zalewski ze Smolarka. Ktoś jeszcze panu zaimponował? - Pamiętajmy, że to była osłabiona Estonia, ale Jakub Piotrkowski. Trener Probierz postawił na mniej oczywistych zawodników i się nie zawiódł. Z Piotrowskim też trafił w dziesiątkę. Co z tego, że gra na co dzień w Bułgarii, skoro w reprezentacji nie boi się brać na siebie odpowiedzialności. A do tego nie zraża się, że kilka strzałów mu nie wyszło i dalej próbuje. W końcu mu się udało, a do tego zaliczył asystę. Jest wzmocnieniem zespołu. On z kolei przypomina mi Grzegorza Krychowiaka za najlepszych czasów. Z dobrej strony pokazali się zawodnicy, którzy wcześniej nie byli pierwszoplanowymi postaciami. Kadra ma zaplecze? - No tak wspomnieliśmy Zalewskiego i Piotrowskiego. A podobał mi się też Jakub Kiwior, który odważnie włączał się w akcje ofensywne i dobrze współpracował z Nikolą. Do tego pewny z tyłu był Paweł Dawidowicz. Do kadry wrócił też Jakub Moder i choć zagrał krótko, to jest to dobry znak. Były błysk i nadzieja, że w niedalekiej przyszłości będzie miał, kto w kadrze grać. Przed decydującym meczem Walią być może straciliśmy dwóch prawych wahadłowych pomocników. Przemysław Frankowski i Matty Cash doznali urazów. - Powołanych jest 27 zawodników więc trener Probierz ma z czego wybierać. Poza tym może do wtorku będą gotowi. Lepiej było zejść z boiska, bo mecz był rozstrzygnięty niż pogłębić uraz. Poza tym są Bereszyński, Puchacz czy też Zalewski. Trzeba też być dobrej myśli, może kontuzje nie są poważne. We wtorek poprzeczka zawiśnie jednak dużo wyżej. Reprezentacje z Wysp Brytyjskich zwykle sprawiają nam sporo kłopotów. - Rzeczywiście, trzeba się nastawić na dużo twardszą walkę, momentami nawet wręcz. Cieszymy się z wyniku i wysokiej wygranej, ale graliśmy z drużyną, która jest daleko w światowym rankingu [na 123. miejscu - przyp. red.]. Teraz zagramy z zespołem o zbliżonym potencjale, a na dodatek na wyjeździe. Do tego Walia też pokazała siłę, bo rozbiła Finlandię [4:1], czyli miała rywala silniejszego niż my. Po słabych eliminacjach w wykonaniu reprezentacji Polski pojawiło się jednak światełko w tunelu. Walia to nie Anglia i na pewno rywal w naszym zasięgu. Jesteśmy w euforii i spotkanie z Estonią daje nam powody, by myśleć o awansie. Wierzę, że Polacy pokażą charakter, z którego jesteśmy znani. Rozmawiał Andrzej Klemba