Andrzej Klemba, Interia: Grał pan na mundialu w Niemczech. Jakie było wasze podejście do meczu z Kostaryką, kiedy było jasne, że już odpadliście z mistrzostw świata? Bartosz Bosacki, były zawodnik Lecha Poznań i Amiki Wronki: Jeśli ktoś jest zawodowym piłkarzem, to po takich dwóch porażkach, nie brakuje mu sportowej złości. Chce udowodnić sobie i kibicom, że jednak nie było tak, że przypadkowo dostał się na mundial. Cały czas podkreślam, że na takich turniejach nie ma już słabych. Sito eliminacji jest gęste. Już sam awans jest sukcesem. Dziś jest rozczarowanie, jeśli chodzi o występ na Euro, ale nie byliśmy faworytami przed tymi mistrzostwami. Przed turniejem wierzyłem, że mecze z Holandią i Francją będą dla nas łatwiejsze. Ten z Holandią właśnie taki był w porównaniu z Austrią, ale też przegrany. We wtorek zagramy znów z drużyną wymienianą w gronie faworytów. Szkoda, że już o nic. W 2006 roku po porażkach z Ekwadorem i Niemcami nie było rezygnacji? - Jak ktoś jest ambitny i dotyczy to każdego obszaru życia, to krytyka sprawia, że chce pokazać, iż jest inaczej. Nie wierzę, by ci, którzy teraz tworzą kadrę z trenerem Probierzem, nie podejdą poważnie. W meczu z Holandią były dobre momenty. To nie był przypadek. Jestem przekonany, że będą chcieli pokazać dobrą grę i potencjał. Jeśli chodzi o mundial w 2006 roku, to w meczu z nami Niemcy przeważali, ale w piłkę gra się na bramki, a nie na przewagi. W końcu jednak strzelili. Z Kostaryką nie złożyliśmy broni. I tak samo powinno być z Francją. Trzeba zagrać choćby dla kibiców. Można powiedzieć, że to był mecz o nic, ale kiedy wychodziłem na boisko w Hanowerze, zobaczyłem w połowie, a może i nawet więcej biało-czerwonych fanów na stadionie w obcym państwie, zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. I myślę, że dotyczy to nie tylko młodych reprezentantów, ale jestem przekonany, że dla Roberta Lewandowskiego to wciąż wielkie przeżycie. Pan był bohaterem meczu z Kostaryką wygranego 2:0. Mimo pożegnania z turniejem już po fazie grupowej, te dwie bramki musiały jednak smakować? - Smakowały, inaczej pan też by nie dzwonił. Życzę polskiemu piłkarzowi, by w końcu strzelił dwie bramki na mundialu. Dość dawno to się nie zdarzyło. To było dla mnie wielkie przeżycie. Reprezentacja, po słabych eliminacjach, rozbudziła jednak nadzieje awansem na Euro i niezłymi sparingami, a już po dwóch meczach straciła szanse na wyjście z grupy mistrzostw Europy. - Te dwa spotkania towarzyskie nie były porywające, ale wyniki kreują odbiór. Jakby padł remis czy była porażka, to atmosfera byłaby gęsta. Były wygrane i klimat dużo lepszy. To jednak nie pomogło w dobrych wynikach już podczas mistrzostw. Został mecz z Francją. Oczywiście teoretycznie najtrudniejszy i dlatego też nie wydaje mi się, by w zespole było rozluźnienie. Wręcz przeciwnie, myślę, że wszyscy będą się motywować, by zagrać jak najlepiej. Co dalej z kadrą prowadzoną przez trenera Probierza? Jest nadzieja, że idzie w dobrym kierunku czy znów trzeba szukać innego pomysłu? - Nie znam całej koncepcji selekcjonera. Patrząc jednak na to, co trenerowi w tak krótkim okresie udało się zrobić, jak wypowiadają się piłkarze i zachowują, to jest to dobry kierunek. Czasem wystarczy popatrzeć, kto jak się zachowuje na boisku, jak reaguje na niepowodzenie, by wiedzieć, co w kadrze piszczy. Warto wytrzymać ciśnienie i nie robić zmian w sztabie reprezentacji. Mecz z Francją jeszcze podczas Euro powinien być jednak już krokiem z myślą o kolejnych eliminacjach i Lidze Narodów. Możemy mieć pociechę z młodych zawodników, którzy coraz śmielej wchodzą w kadrę. Warto na nich stawiać, ale muszą mieć oparcie. Nicola Zalewski rozgrywa świetny mecz z Holandią, a jedno złe zagranie sprawia, że tracimy gola. Taka jednak jest piłka nożna. Kto popełni mniej błędów, ten wygrywa. Kamil Grosicki ogłosił koniec reprezentacyjnej kariery, Wojciech Szczęsny też zapowiada taką decyzję i nie wiadomo, jak długo jeszcze będzie grał w kadrze Lewandowski. Co dalej? - Widać po tej kadrze, że te niepowodzenia zaczęły rozkładać się na całą kadrę, a krytyka nie skupia się tylko na Lewandowskim. Do tej pory było tak, że jak Robert nie strzelił, to dlatego reprezentacja przegrała. Teraz jest dobry moment, by to wykorzystać, kiedy jest bliżej końca kariery. Zdjąć z niego ciężar odpowiedzialności za kadrę i niech też inni wezmą go na swoje barki. On zresztą o tym też mówił w wywiadach. Wyniki nie są satysfakcjonujące, ale może to jest podstawa, by budować, a nie tylko krytykować.