"Każdy piłkarz poza marzeniami o tym, żeby mierzyć się z najlepszymi drużynami na świecie, chce też, by oglądało go jak najwięcej fanów, żeby była niesamowita atmosfera na trybunach. Nigdy nie zapomnę, że tak naprawdę pierwszy wielki mecz w karierze rozegrałem właśnie w Chorzowie przeciwko Portugalii i cała otoczka towarzysząca temu spotkaniu już zawsze będzie siedzieć w mojej głowie. Do tłumów w Dortmundzie musiałem przez jakiś czas się przyzwyczajać, zanim zrozumiałem, że w wielkim futbolu takie rzeczy muszą się dla mnie stać codziennością" - dodał Błaszczykowski. Zwycięstwo nad Belgią zapewni podopiecznym Leo Beenhakkera historyczny awans do mistrzostw Europy. "Belgów chcemy pokonać, ale wcale nie dlatego, że wymagają tego od nas kibice. My sami od siebie tego wymagamy. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko awansu do mistrzostw Europy, a przecież na początku eliminacji nikt nie postawiłby na nas złotówki. Wszyscy wiemy, ile kosztowało to nas wysiłku, i myślę, że kibice nie zdają sobie nawet sprawy, ile emocji się z nas uwolni, jeśli pokonamy Belgię. Nie wybaczylibyśmy sobie zaprzepaszczenia tak wielkiej szansy" - podkreślił gracz Borussii Dortmund. "To dla nas jest mały finał mistrzostw Europy. Jakbyśmy byli zupełnie wyluzowani, to byłoby fałszywe. W nas się gotuje, chcielibyśmy ten mecz rozegrać już teraz. Nawet tutaj, we Wronkach. Rywal nie jest jednak łatwy. Co z tego, że w rankingu FIFA Belgowie są znacznie niżej od nas, skoro ta klasyfikacja nie oddaje ich możliwości. Jest to już inna drużyna od tej, którą pokonaliśmy w Brukseli. Lepsza, młodsza, z ambicjami. Wiemy przecież, że nawet medaliści mistrzostw świata czasami zawodzą jako faworyci, jednak mimo to nie wyobrażamy sobie, że w sobotę mecz mógłby się potoczyć nie po naszej myśli. Z motywacją nie przesadzimy, chcemy się odizolować od całego świata i skupić na pracy. Musimy dopracować kilka rzeczy na zgrupowaniu, a potem wyjść i na boisku pokazać swoje umiejętności. Myślę, że są wystarczające" - stwierdził Błaszczykowski.