W pewnym momencie wydawało się nawet, że dni Holendra są policzone. Dziś Leo Beenhakker jest bohaterem narodowym, a prowadzona przez niego reprezentacja stoi przed dużą szansą pierwszego awansu do finałów Mistrzostw Europy. Kilka dni przed świętami selekcjoner zgodził się porozmawiać z naszym dziennikarzem. - Spodziewał się pan, że wybór pana na stanowisko selekcjonera zostanie tak ostro skrytykowany przez polskich trenerów i media? - Rozumiem, że wybór obcokrajowca na trenera drużyny narodowej jest zawsze nieco kontrowersyjny, ale nie spodziewałem się, że zostanie tak ostro skrytykowany, zwłaszcza przez środowisko trenerskie. - Po dwóch porażkach z Danią i Finlandią wielu już pana przekreśliło i domagało się pańskiej głowy. Myślał pan o rezygnacji ze stanowiska? - Wiedziałem, co zaczynam, co chcę i muszę robić. Myślę, że każdy choć trochę zorientowany w piłce zdaję sobie sprawę, że początki często bywają trudne i potrzeba trochę czasu, aż wszystko odpowiednio zaskoczy. Zawsze daję czas, inni najwyraźniej nie. Powtarzam: zdawałem sobie sprawę, czego się podejmuję. Po porażce z Danią nie spuściliśmy głów, tylko wyciągnęliśmy wnioski. Musieliśmy się wszyscy lepiej poznać, przekonać do siebie. Chcieliśmy narzucić reprezentacji nowy styl gry, co nam się mniej lub bardziej udało, ale spodziewałem się jednak odrobiny wsparcia ze strony trenerów, którzy powinni rozumieć decyzję PZPN. Nie mam jednak do nikogo pretensji. Zbyt wiele doświadczyłem w mojej pracy trenerskiej, by się tym zbytnio przejmować. Wytyczyłem sobie pewną drogę, uważam ją za słuszną i nie mam zamiaru ulegać niczyjej presji. Rezygnacja nie wchodziła w grę. - Nawet wtedy, gdy okazało się, że pracuje pan bez wymaganego pozwolenia na pracę? - Załatwienie wszystkich formalności związanych z pozwoleniem zajmuje przynajmniej kilka tygodni. PZPN podjął odpowiednie kroki, ale jeżeli ludzie, którzy niechętnie widzieli mnie na stanowisku trenera kadry, chcieli ten fakt wykorzystać, to już ich problem. - Spotkał się pan z ministrem sportu Tomaszem Lipcem, któremu nie jest po drodze z pańskim pracodawcą oraz premierem Jarosławem Kaczyńskim. Obaj byli zaniepokojeni sytuacją w polskim futbolu i nie najlepszym startem naszej reprezentacji w eliminacjach do mistrzostw Europy. - Z obydwoma panami odbyłem bardzo przyjemną rozmowę. Nie dotyczyła ona, tak jak wówczas sugerowano, słabych wyników reprezentacji Polski. Obaj panowie są kibicami reprezentacji i logiczne, że po porażce z Finlandią nie byli szczęśliwi. Rozmawialiśmy jednak o przyszłości polskiej piłki, budowie baz treningowych dla młodzieży, nowych stadionów i mistrzostwach Europy w 2012 roku, które Polska chce wspólnie z Ukrainą organizować. - Mecz z Serbią, choć tylko zremisowany, odrodził nieco wiarę w prowadzoną przez pana drużynę. Poprawiła się także atmosfera wokół reprezentacji i pana. - Zawsze jest tak, że jeżeli są dobre wyniki, to i atmosfera jest przyjemniejsza. Mecz z Finlandią również mnie bardzo rozczarował, ale musieliśmy o nim jak najszybciej zapomnieć. Postanowiliśmy konsekwentnie trzymać się wytyczonej drogi i efekty były widoczne. Z Serbią zagraliśmy dobrze, z Portugalią jeszcze lepiej. Pokonaliśmy Kazachstan i Belgię na wyjeździe. Zwłaszcza Kazachstan był bardzo niewygodnym rywalem. Osiągnięte wyniki tylko dowodzą mojej wcześniejszej tezy, że potrzeba trochę czasu, by dobrać odpowiednich piłkarzy i zbudować z nich dobrze rozumiejący się kolektyw. Piłkarze zaufali mojej wizji gry i uwierzyli we własne umiejętności. Stopniowo wprowadzaliśmy do zespołu młodych zawodników z polskiej ligi, którzy w meczach eliminacyjnych potwierdzili nie tylko swoją przydatność, ale pokazali, że także po polskich boiskach biegają piłkarze, w których warto inwestować. Udało mi się przekonać zawodników do wiary we własne umiejętności. Polscy piłkarze nie mają powodów, by czuć się gorszymi od innych. Udowodniliśmy wszystkim niedowiarkom, że potrafimy grać w piłkę. Szkoda tylko, że niektórzy nie chcieli nam dać czasu, ale to już przeszłość. Nasze zwycięstwa znacznie podbudowały morale piłkarzy. Kibice po nieudanych występach reprezentacji w mistrzostwach świata w Niemczech znowu odzyskali wiarę w reprezentację i fantastycznie nas wspierają. - Czy mecz z Belgią miał dla pana dodatkowy smaczek? W 1985 roku był pan trenerem reprezentacji Holandii, która przegrała baraże do mundialu w Meksyku właśnie z Belgią. Belgijska prasa pisała o zemście Beenhakkera. - Oj, nie przesadzajmy. To było 21 lat temu. Dziennikarze chętnie wracają to takich rzeczy. Jako trener wiele meczów wygrałem i przegrałem, ale nie zawracam sobie głowy tym, co było tak dawno. - W czasie tych sześciu miesięcy choć przez chwilę żałował pan swojego wyboru? - Zdecydowanie nie! Doskonale znam realia panujące w świecie futbolu i wiem, czego się ode mnie wymaga. Myślę, że cały sztab szkoleniowy spisał się bardzo dobrze. W pełni wykorzystaliśmy dany nam czas. Od samego początku mogliśmy też liczyć na wsparcie prezesa Listkiewicza i pracowników PZPN. Jestem przekonany, że razem będziemy mogli przeżyć wiele wspaniałych chwil. - Przed rozpoczęciem eliminacji zakładał pan zdobycie jesienią 10 punktów. Cel został osiągnięty, ale przed nami jeszcze daleka droga. - W naszej grupie każdy może wygrać z każdym. Jesteśmy w niezłej sytuacji, ale jak sam pan przyznał, przed nami bardzo ciężka droga. Rywale nie są łatwi, ale wierzę, że eliminacje zakończymy z powodzeniem. - Pana pozycja jest w tej chwili niezagrożona, ale jeszcze do niedawna "flirtował" pan z federacją Australii, która bardzo chciała pana zatrudnić na stanowiska selekcjonera "Kangurów". Australijskie media donosiły, że prezes FFA (Federacja Piłkarska Australii) Frank Lowy miał się z panem spotkać. - Owszem, działacze Australii kontaktowali się ze mną, ale jest więcej federacji i klubów, które chciałby skorzystać z moich usług. Wszystkim zainteresowanym dałem jasno do zrozumienia, że obowiązuje mnie kontrakt z Polskim Związkiem Piłki Nożnej i zamierzam go wypełnić. Potem zastanowię się nad moją przyszłością. - " Polsce gra się tak, jak grała reszta świata 20 lat temu" - to pana słowa. Czy polską piłkę nożna dzieli tak olbrzymi dystans od europejskiej czołówki? - A czy w minionych dwudziestu latach któryś z polskich klubów osiągnął coś znaczącego w europejskich pucharach? Musimy być realistami. To nie są moje słowa, to jest po prostu rzeczywistość! Polska pozostała z tyłu, ale proszę nie odbierać tego jako krytykę z mojej strony. Pragnę dobra polskiej piłki i jeżeli coś takiego mówię, to mam nadzieję, że ktoś wyciągnie z tego pozytywne wnioski i poszuka sposobu na wyjście z marazmu. W Polsce jest naprawdę bardzo wielu utalentowanych piłkarzy, ale polskie kluby z wielu przyczyn nie liczą się Europie. Wystarczy porównać polską ligę do tych najmocniejszych w Europie. Co widać? Przepaść. Nie można liczyć, że ktoś podaruje nam miejsce w Lidze Mistrzów, tylko zrobić wszystko, by udział w tych rozgrywkach był automatyczny. Polska należała do europejskiej czołówki i trzeba zrobić wszystko, by wrócić do takiego stany rzeczy. - "W Polsce brakuje struktur organizacyjnych, dobrego systemu szkolenia młodzieży i programu szkolenia trenerów" - to także pańskie słowa. Czy wzorem pana rodaków, Guusa Hiddinka w Rosji i Arno Pijpersa w Kazachstanie będzie pan pracował także nad tymi aspektami? - Mam nadzieję, że uda się zatrudnić odpowiednich ludzi, którzy uczynią polski system szkolenia lepszym. Jak już wcześniej wspomniałem, Polska pozostała daleko w tyle. Należy zastanowić się, dlaczego tak jest i coś z tym zrobić. Dlatego mogę tylko przyklasnąć pomysłowi Jerzego Engela, który przygotował narodowy program usportowienia dzieci i młodzieży z uzdolnieniami do gry w piłkę nożną. Oby więcej takich inicjatyw! - Miał pan okazję spotkać się z trenerami klubów ekstraklasy i drugiej ligi na konferencji zorganizowanej przez PZPN. Wielu trenerów niechętnie widziało pana na stanowisku trenera reprezentacji. Jak obecnie wygląda pana współpraca ze szkoleniowcami polskich klubów? - Początki nie były najłatwiejsze, ale to nie była tylko moja wina. Obecnie nie ma problemów. Dla dobra polskiej piłki współpracować muszą wszystkie strony. Przedstawiłem swoją wizję futbolu i mam nadzieję, że udało mi się przekonać przynajmniej część trenerów. - Ostatni mecz w tym roku przeciw Zjednoczonym Emiratom Arabskim był poligonem doświadczalnym dla wyróżniających się zawodników polskiej ligi. Którzy z piłkarzy mają największe szanse na kolejne powołania? - Nie będę podawał nazwisk. Z jednej strony jest grupa, która sprawdza się w eliminacjach, z drugiej młodzi zawodnicy, którzy wyróżniają się w swoich klubach, a nie mają doświadczenia międzynarodowego. Poprzez takie mecze jak ten z ZEA chcemy im dać możliwość obycia z kadrą, naszym sposobem gry. W lutym wybieramy się na zgrupowanie do Hiszpanii. Rozegramy tam dwa mecze: z Andorą i Słowacją. W spotkaniu z pierwszym wymienionym rywalem zagramy zapewne w składzie krajowym. - Któryś z piłkarzy wypadł definitywnie z kadry? - Jeżeli są jakieś zmiany, to piłkarze usłyszą je jako pierwsi ode mnie. Zawodnicy nie będą się dowiadywali o moich decyzjach personalnych z prasy czy telewizji. To nie w moim stylu. - Mówi już pan trochę po polsku? - Niewiele, ale też nie ma takiej potrzeby. Większość piłkarzy rozumie po angielsku. Poza tym mój asystent Dariusz Dziekanowski świetnie zna polski i angielski, więc nie mamy problemu z komunikacją. - Co pan sądzi o pomyśle Seppa Blattera, by rozgrywki ligowe trwały od lutego do listopada? - Wydaję mi się to bardzo dobrym pomysłem, ale chyba trudnym do zrealizowania. - Najlepszy piłkarz, z którym miał pan okazję pracować? - Nie chciałbym nikogo skrzywdzić. Miałem szczęście pracować z tak wieloma wybitnymi zawodnikami w reprezentacji Holandii czy Realu Madryt. Nie można jednak porównywać piłkarzy, bo każdy z nich dysponuje innymi cechami. Frank Rijkaard i Marco van Basten byli świetnymi piłkarzami, ale obaj grali na różnych pozycjach i ich porównywanie nie ma sensu. - Jakie są pańskie zainteresowania poza futbolem? - Och, mam tak wiele różnych zainteresowań. Chętnie łowię ryby, z równie wielką przyjemnością gram w golfa czy czytam książki. Nie nudzę się. - Bardzo dziękuję za rozmowę i w imieniu Czytelników i redakcji "Tylko Piłki" chciałbym panu złożyć życzenia wesołych świąt i pełnego sukcesów 2007 roku! - Bardzo dziękuję! Ze swojej strony także chciałbym złożyć Czytelnikom Waszej gazety najserdeczniejsze życzenia świąteczne i noworoczne. Rozmawiał: Grzegorz Szopa Autor jest dziennikarzem tygodnika "Tylko Piłka"