- Nie jestem ani złodziejem, ani terrorystą, więc nikt nie ma prawa zakazać mi pracy w waszym kraju. A te dokumenty, których ktoś gdzieś nie dostarczył na czas? Nawet nie chce mi się o tym mówić. Przecież to są sprawy, które powinien załatwić związek, a nie ja - dodał. Głównym celem Beenhakkera jest awans polskich piłkarzy do Euro'2008. Zadanie może okazać się trudne do zrealizowania po kiepskim starcie biało-czerwonych w eliminacjach. W dwóch meczach przed własną publicznością (z Finlandią i Serbią) Polacy zdobyli zaledwie punkt. - Jeśli chodzi o piłkarzy, to podchodzę do nich z takim samym entuzjazmem jak na początku. Ich podejście do treningów przed meczem z Finami bardzo mi się podobało i dlatego byłem pełen nadziei. Niestety, to są ludzie i nie da się ich zaprogramować na same zwycięstwa. Finowie sprawili nam zimny prysznic i zrobiło się przykro. Na szczęście mecz z Serbami pokazał, że wpadkę z Finlandią trzeba potraktować jako wypadek przy pracy. Wynik spotkania z Serbami (1:1 - przyp. red.) jest bardzo rozczarowujący, ale już gra, zwłaszcza w I połowie, była taka, jakiej oczekiwałem. To my nadawaliśmy ton wydarzeniom na boisku, a nie czekaliśmy na to, co zrobi przeciwnik. I tak właśnie ma grać Polska! Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że polscy piłkarze szybko opadają z sił. A przecież nie da się ich fizycznie odbudować w ciągu kilku treningów. I to jest problem - podkreślił Holender. - Ostatnie pięć tygodni spędziłem w Polsce, zobaczyłem i usłyszałem rzeczy, które mnie bardzo zdziwiły. Przecież to nienormalne, że jest tu całkiem spora grupa, która ucieszyłaby się z przegranej reprezentacji, która próbuje załatwiać przy kadrze swoje interesiki. Irytuje mnie wszechogarniający pesymizm. Ciągle coś nie gra, ciągle ktoś krytykuje, szczypie, prowokuje. Wszystko na nie. Jak tak można żyć?! Weźmy Zbigniewa Bońka. Był wielkim piłkarzem, mam dla niego ogromny respekt. Ale te wszystkie jego wypowiedzi, to narzekanie. OK, można krytykować, jednak skoro wszyscy są tacy mądrzy, to dlaczego nie uzdrawiają polskiej piłki? A naprawdę jest dużo do zrobienia. Polacy nie muszą grać w piłkę gorzej niż Portugalczycy, Holendrzy czy Francuzi. Polak nie jest mniej utalentowany niż Francuz, Holender czy Portugalczyk. Tyle że tam są programy rozwoju młodzieży, a w Polsce szkolenie leży. Taki Clarence Seedorf debiutował w Ajaksie mając 16 lat, już był gotowym piłkarzem. A w Polsce muszę tłumaczyć reprezentantom rzeczy, które na Zachodzie wpaja się 14-latkom. Szkoda, że tak mało ludzi jest zainteresowanych, żeby to zmienić - podkreślił Beenhakker.