Z pewnością nie tak Fernando Santos wyobrażał sobie swój debiut w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Już na wstępie, w pierwszych minutach meczu z Czechami, jego podopieczni musieli przyjąć dwa bolesne ciosy. Gospodarze wyszli na prowadzenie 2:0 i już do końca spotkania nie oddali przewagi. Ostatecznie spotkanie skończyło się wynikiem 3:1, a jedyną bramkę dla "Biało-Czerwonych" zdobył Damian Szymański. Na pomeczowej konferencji prasowej portugalski trener przyznawał, że czuje się zawiedziony przebiegiem zdarzeń. "Nic nie poszło zgodnie z naszą myślą. Biorę jednak pełną odpowiedzialność. To były moje wybory" - mówił. I dodawał, że teraz popracuje z zawodnikami nie tylko nad analizą spotkania, ale również nad sferą mentalną. Żal i rozczarowanie Santosa rozumie Jaroslav Šilhavý. On sam w swoim debiucie wygrał niegdyś 2:1, natomiast wie również, jak boli przegrana z perspektywy szkoleniowca zasiadającego na ławce trenerskiej. "Chcieliśmy wygrać i wygraliśmy. Tak widocznie miało być. Nie znam Santosa jakoś specjalnie osobiście, nie poznaliśmy się wcześniej. Ale bardzo go szanuję za osiągnięcia i sukcesy. Przed meczem dziś chwilkę rozmawialiśmy. Polacy chcieli przywieźć do domu trzy punkty, my chcieliśmy, by one zostały u nas i udało się nam" - odpowiadał na pytanie Interii Sport o to, jak odniesie się do przykrych odczuć towarzyszących teraz Portugalczykowi. To druga taka blizna Fernando Santosa. Czesi wcale nie byli pierwsi Znaczące sceny po meczu Czechy - Polska. To była pierwsza rzecz, którą zrobił Fernando Santos Szacunek do pracy czeskiego szkoleniowca widać było również po zachowaniu Fernando Santosa. Pierwszą rzeczą, którą po ostatnim gwizdku sędziego zrobił nowy selekcjoner reprezentacji Polski, było pogratulowanie zwycięstwa swojemu rywalowi. Podszedł do Czecha i uścisnął mu dłoń. Dopiero później wyszedł na środek boiska, by podziękować arbitrom za poprowadzenie spotkania i piłkarzom za grę. Udowodnił, że jest na tyle doświadczonym trenerem, że nie pozwala emocjom przejąć zupełnej kontroli nad sobą. Choć nie można też powiedzieć, by podczas samego meczu kompletnie nie dawał po sobie poznać stresu. W trakcie 90 minut Portugalczyk dość nerwowo przechadzał się wzdłuż bocznej linii boiska i raz po raz bezradnie rozkładał ręce. "Musimy schłodzić głowy. Musimy porozmawiać o meczu, u futbolu. Kto dobrze nie broni, nie może atakować. W piłce nożnej musimy bronić, musimy odzyskiwać piłkę, nie możemy pozwalać przeciwnikowi na kreowanie sytuacji. Jestem przekonany, że ta drużyna może utrzymać równowagę między obroną a atakiem. Musimy nad tym pracować. Rozmawiałem z piłkarzami i pytałem, czy czują się komfortowo z moją wizją gry i myślę, że są zadowoleni. Ale musimy popracować nad mentalnością" - deklarował Santos i sygnalizował, że nie spodziewał się tak szybkiej utraty bramek. Nieco zaskoczony przebiegiem zdarzeń był także Jaroslav Šilhavý. "Strategia się sprawdziła. Nie spodziewaliśmy się, że zdobędziemy tak szybko bramki. Ale gracze się wykazali, muszę ich pochwalić za sukces, za wynik, za podejście do gry. Pochwały należą się też naszym fanom. Atmosfera była wspaniała" - podsumowywał. Z Pragi, Katarzyna Pociecha Robert Lewandowski zabrał głos po klęsce w Pradze. "Już nic do stracenia"